Holendrzy wracają do ręcznego liczenia głosów. Komputery nie zapewnią bezpieczeństwa
Holendrzy boją się, że Rosjanie zhakują ich systemy komputerowe i zmanipulują wyniki wyborów. Z tego powodu władze postanowiły powrócić do papierowych kart i ręcznego liczenia głosów. Holenderskie wybory parlamentarne 15 marca rozpoczną serię głosowań, które na długo określą kształt Europy.
Holenderska komisja wyborcza od dawna skarżyła się na słabość zabezpieczeń oprogramowania obsługującego głosowania. Minister spraw wewnętrznych Ronald Plasterk stwierdził, że w tym roku istnieje szczególne ryzyko zhakowania systemu przez „aktorów państwowych” i zmanipulowania wyników wyborów parlamentarnych. Polityk nie powiedział tego wprost, ale wiadomo, że chodzi o Rosję.
Rosjanie już to robili
Rząd w Hadze bardzo uważnie śledził amerykańską dyskusję na temat wpływu rosyjskich hakerów i trolli na ubiegłoroczne wybory prezydenckie w USA. Według CIA Rosjanie atakowali amerykańskie serwery, aby zyskać wpływ na kampanię wyborczą. Nie ma dowodów na to, żeby próbowali fałszować samo głosowanie.
Holandia jest dużo mniejsza i słabsza, więc władze nie zamierzają podejmować żadnego ryzyka. – Oceniamy, że Rosjanie mogą być zainteresowani wywarciem wpływu na wybory i dlatego musimy powrócić do starej, dobrej metody długopisu i papieru – powiedział telewizji RTL Plasterk.
W Holandii, Moskwa szczególnie zainteresowana jest wzmocnieniem przekazu, a następnie sukcesem antyeuropejskiej Partii Wolności Geerta Wildersa zwłaszcza jego, że sukces wisi na włosku. Prawicowe ugrupowanie od początku roku słabnie, choć nadal przewodzi w sondażach utrzymując minimalną przewagę nad Partią Liberalną premiera Marka Rutte. Według najnowszych badań Partia Wolności uzyska 25 spośród 150 mandatów, czyli zaledwie o jeden więcej od głównego rywala.
Żadne ugrupowanie nie zdobędzie większości, a silna Partia Wolności znacznie utrudni proces tworzenia i późniejsze utrzymanie stabilnej koalicji. Pozostałe partie polityczne zapowiedziały już, że nie będą rozmawiać z prawicą. Wilders nie traktuje tych deklaracji poważnie uważając je za element kampanii wyborczej.
Celem jest osłabienie Unii Europejskiej
Zaplanowane na 15 marca wybory w Holandii otwierają tegoroczną serię głosowań w Unii Europejskiej. Wiosną Francuzi wybiorą prezydenta, a jesienią w Niemczech odbędą się wybory parlamentarne. Idealnym scenariuszem dla Moskwy byłby sukces Wildersa i Marine Le Pen, liderki prawicowego, francuskiego Frontu Narodowego, oraz znaczące osłabienie niemieckiej chadecji na czele z Angelą Merkel.
Taka sytuacja oznaczałaby wzmocnienie eurosceptyków zagrażające spójności Unii Europejskiej. Kreml liczy na to, że łatwiej będzie mu się porozumiewać z pojedynczymi, słabszymi partnerami niż z dużym blokiem państw. W dłuższej perspektywie może to także zwiększyć szanse zniesienia sankcji gospodarczych nałożonych na Rosję w związku z wojną na Ukrainie.