Holenderski minister bezpieczeństwa i sprawiedliwości: zamachowiec z Zaventem nie było na listach poszukiwanych
• Ard van der Steur: El Bakraoui nie był rejestrowany w systemach
• "Nie znajdował się na holenderskiej ani międzynarodowej liście"
24.03.2016 | aktual.: 25.03.2016 06:04
- Sprawdzaliśmy to z naszymi belgijskimi, niemieckimi i tureckimi kolegami i w każdym przypadku okazywało się, że nie był on zarejestrowany w naszych systemach - oświadczył van der Steur na konferencji prasowej zwołanej 24 godziny po ogłoszeniu przez stronę turecką, że El Bakraoui był islamistycznym bojownikiem i że dwukrotnie deportowano go z Turcji.
Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan oświadczył w środę, że Ibrahim El Bakraoui został 14 czerwca 2015 roku deportowany z Turcji, a Belgia zignorowała ostrzeżenia tureckich władz, że jest on islamistycznym bojownikiem.
Reuters pisał, powołując się na przedstawicieli tureckich władz, że Ibrahim El Bakraoui był w ubiegłym roku dwukrotnie zatrzymany w Turcji i deportowany. Najpierw zatrzymano go w Gaziantep na południu Turcji, w pobliżu granicy z Syrią, i odesłano do Holandii - informują źródła agencji Reutera. Dodają, że policja obserwowała mężczyznę i doszła do wniosku, że może on być dżihadystą. Jednak władze holenderskie zwolniły go, bo Belgia, której był obywatelem, nie znalazła dowodów na jego powiązania z terroryzmem.
Według kolejnego informatora Reutersa, El Bakraoui ponownie przybył do Turcji 11 sierpnia. Dwa tygodnie później został ponownie deportowany. Źródła nie podały, do jakiego kraju tym razem trafił mężczyzna. Prorządowy dziennik "Yeni Safak" poinformował, że turecka policja nabrała przekonania, iż planował on dotarcie do objętej konfliktem zbrojnym Syrii.
Według gazety także jego brat Khalid - drugi zamachowiec samobójca z Brukseli - był w Turcji. Miał tam przylecieć 4 listopada 2014 roku. Był obserwowany przez policję; opuścił kraj samodzielnie dziesięć dni później. Informacji tej nie potwierdzają tureckie władze.
Ibrahim i Khalid El Bakraoui to według belgijskiej policji zamachowcy samobójcy, którzy we wtorek zdetonowali ładunki wybuchowe w hali odlotów lotniska międzynarodowego w Brukseli i na stacji metra Maelbeek. Jak poinformował belgijski prokurator federalny Frederic Van Leeuw, obaj mieli obywatelstwo belgijskie i wcześniej "nie uważano ich za osoby powiązane z terroryzmem".
Według mediów bracia mieszkali w Brukseli i byli znani policji, ale nie z powodu zaangażowania w działalność terrorystyczną, tylko jako pospolici przestępcy. Na obu ciążyły wyroki.
Turcja wielokrotnie, a zwłaszcza po zamachach w listopadzie 2015 roku w Paryżu, skarżyła się, że kraje zachodnie ignorują jej ostrzeżenia przed dżihadystami, których wydala.
Z kolei państwa europejskie wielokrotnie narzekały na brak współpracy tureckich władz w tropieniu zagranicznych dżihadystów, spośród których większość przedostaje się przez Turcję do Syrii i zasila szeregi bojowników Państwa Islamskiego. W ciągu ostatniego roku Turcja znacząco wzmocniła kontrole na swej granicy.
W brukselskich zamachach zginęło co najmniej 31 osób, a ok. 300 zostało rannych. Do dokonania tych aktów terroru przyznało się Państwo Islamskie.