Hindusi na księżyc
Elitarny „klub księżycowy” powiększył się o nowego członka. Na podbój kosmosu i eksplorację jego złóż wyruszyły Indie.
For-tri-tu-łan-ziroł! Hinduscy astronauci hinduską angielszczyzną odliczają sekundy do startu pierwszej hinduskiej sondy na Księżyc. Jest środa 22 października, godzina 6.22. Z kosmodromu Sriharikota startuje sonda Chandrayaan–1, czyli Księżycowy Statek. „Nasze dziecko jest w drodze” – rozczula się „The Indian Express”. „Ahoj, Księżycu!” – pisze „Mail Today”. „The Hindu” ogłasza: „Czekamy na misję na Marsa, na asteroidy i komety, a nawet na badania Słońca!”.
Jednak hinduska wyprawa to nie tylko prestiż. Owszem, jako pretendent do miana mocarstwa Indie podkreślają dumnie, że przed nimi podobną misję przeprowadziły jedynie USA, Rosja, Japonia, Europa i Chiny. Zwłaszcza obecność w „księżycowym klubie” tych ostatnich, geopolitycznego rywala Indii, jest znacząca. Ale oddech na plecach w rywalizacji o prymat w eksploracji kosmosu czują nawet Amerykanie i z okazji hinduskiej misji ostrzegają, że to „dzwonek alarmowy”.
Bo przedsięwzięcia, które kosztuje sto milionów dolarów, nie przeprowadza się wyłącznie w celach reprezentacyjnych. Misja ma się przełożyć na konkretny zysk — stąd praca Indii nad satelitami meteorologicznymi czy telekomunikacyjnymi. Za udostępnienie krajom spoza klubu rezultatów badań każą sobie słono zapłacić.
Księżycowy Statek ma więc do spełnienia konkretne zadania. 8 listopada doleci do Księżyca i zacznie okrążać go na wysokości stu kilometrów. Potem ześle na powierzchnię lądownik, który pozostanie tam przez dwa lata. W tym czasie będzie ciężko pracować, wysyłając zdjęcia i sygnały. Odbierze je antena z Bangalore o średnicy 32 metrów i na podstawie tych danych stworzy trójwymiarowy obraz powierzchni Księżyca i mapę rozmieszczenia na nim minerałów. Na naszych oczach rusza wyścig o eksplorację księżycowych złóż: magnezu, glinu, krzemu, wapnia, żelaza, tytanu i uranu. Na razie sondy badają, co i jak jest dostępne – ale z pewnością nie robią tego jedynie ku chwale nauki. Dlatego, gdy słyszymy, jak pracownik ośrodka Sriharikota deklaruje, że „Dżarni tu de mun is sakses” – nie śmiejmy się. On ma rację.
Joanna Woźniczko - Czeczott