Heroiczna Angielka Ingrid Loyau-Kennett negocjowała z mordercami z Woolwich
48-letnia Ingrid Loyau-Kennett tuż po morderstwie w Woolwich, próbowała negocjować z napastnikami i skłonić ich do oddania broni - taka informacja obiegła media na całym świecie.
23.05.2013 | aktual.: 23.05.2013 14:57
Loyau-Kennett akurat przejeżdżała autobusem o numerze 53 obok miejsca ataku, gdy - widząc zakrwawionego na ulicy człowieka - wyskoczyła z pojazdu, żeby udzielić mu pomocy. - Początkowo miałam wrażenie, że mężczyzna uległ wypadkowi. Jednak nie wyczułam pulsu. Zorientowałam się, że jest martwy - wspomina.
Wkrótce zobaczyła, że obok stoi inny mężczyzna, który trzymał m.in. pistolet i nóż kuchenny. Miał zakrwawione ręce.
Kobieta opowiada, że nie wiedziała, co się dzieje, ale uznała, że trzeba porozmawiać z napastnikiem, zanim ten znów kogoś zabije. Stwierdziła, że tego typu osoby, robią złe rzeczy zwykle ze względu na jakiś głębszy cel. Zapytała, czy on to zrobił, na co mężczyzna miał się przyznać do popełnionej zbrodni. Wtedy spytała go, dlaczego to zrobił. Morderca miał jej odpowiedzieć, że zabił mężczyznę za to, że ten "był żołnierzem i zabijał muzułmanów w Afganistanie".
- Powiedziałam mu: "Spójrz, wy jesteście sami, a wokół jest tylu ludzi. Nie macie szans. Przegracie i co wtedy?" - relacjonuje kobieta i przyznaje, że mężczyzna, z którym wtedy rozmawiała miał po tych słowach odejść. Zwróciła się też do drugiego napastnika i poprosiła go: "Może dasz mi to, co trzymasz w ręku?".
Wczoraj ok. godz. 16.20 czasu polskiego doszło do napaści. Według cytowanych przez BBC świadków zdarzenia, dwaj napastnicy w wieku ok. 20 lat o nieeuropejskich rysach, nożem przypominającym maczetę, zaatakowali mężczyznę idącego ulicą w dzielnicy Woolwich we wschodnim Londynie. Jak podała agencja PA, obcięli mu głowę, wznosząc okrzyki "Allahu akbar" (Bóg jest wielki).
Według świadków napastnicy przeciągnęli ciało ofiary na środek ulicy i tam je zostawili. Wymachując bronią palną i nożami, domagali się od znajdujących się w pobliżu ludzi, by robili im zdjęcia. - O wszystkim zapomnieli, martwili się tylko o to, czy robią im zdjęcia - mówił jeden ze świadków.
Kiedy na miejsce przybyła policja, napastnicy nie próbowali zbiec, grozili policjantom i zmusili ich do użycia broni. Przedstawiciel Scotland Yardu Simon Letchford poinformował, że policjanci otworzyli ogień do mężczyzn, którzy - zdaniem policji - byli uzbrojeni. Mężczyźni z ranami postrzałowymi zostali przewiezieni do dwóch różnych szpitali. Letchford potwierdził, że zginęła jedna osoba.