Hanna Gronkiewicz-Waltz: premier zaklina rzeczywistość

Jolanta Pieńkowska: Wczoraj i przedwczoraj ulicami polskich miast przeszły marsze równości. To był protest przeciw temu co działo się tydzień temu w Poznaniu. Dobrze się stało, że przeszły, czy nie?

Hanna Gronkiewicz-Waltz: Ja sądzę, że nie można ograniczać wolności zgromadzeń, nawet jeżeli ja osobiście nie zgadzam się z większością haseł, które tam były głoszone, ale jednak jest to podstawowa zdobycz, jest to prawo konstytucyjne i naprawdę tylko wtedy, kiedy to zagraża moralności w sposób jednoznaczny można zakazać. Także, aczkolwiek były one bardzo nieliczne, bo dużo osób nie przyszło - to na tym polega państwo demokratyczne, że jednak wolno demonstrować.

Ale za to co się stało tydzień temu w Poznaniu płaci Polska, płaci polski wizerunek, płaci polski rząd. Pytanie czy to co się stało tydzień temu w Poznaniu nie odbije się na naszej pozycji w Unii Europejskiej.

- Myślę, że to są mniej istotne sprawy, chociaż oczywiście to ma wpływ na ogólny wizerunek. Jednak bardziej istotne jest to co w tej chwili robi premier przy okazji prezydencji brytyjskiej, przy okazji w ogóle dyskusji nad budżetem i tutaj powiedziałabym - pewne zaklinanie rzeczywistości jest dla mnie zupełnie niezrozumiałe, bo to powoduje, że będziemy traktowani niepoważnie.

A na czym to zaklinanie rzeczywistości polega?

- Zaklinanie rzeczywistości polega na tym, że na użytek wewnętrzny mówi się co innego, że będzie dobrze, a inaczej to zagłosujemy przeciwko. Wiadomo, że wszystkie w zasadzie decyzje w takich ciałach międzynarodowych są podejmowane na zasadzie consensusu. Tam się nie głosuje. Tak jak kiedyś premier powiedział, że na Radzie Ministrów będzie za czymś głosował. To jest w ogóle niepoważne, żeby premier za czymś głosował, bo premier musi doprowadzić do takiego uzyskania stanowiska na Radzie Ministrów, żeby nie było głosowania. Jednym słowem jest to takie trochę dziecięce sprawowanie władzy przez premiera na zasadzie zaklinania rzeczywistości. I on uważa, że rozmowa była dobra.

Wie pani - ja uczestniczyłam w takich rozmowach przez cztery lata gdy przyjeżdżał premier Ukrainy, premier Rosji czy minister gospodarki Rosji i oczywiście my jesteśmy zawsze grzeczni na takich rozmowach i rozmowa jest zawsze dobra. Natomiast to co mówimy sobie jak już ta osoba wyjdzie - premier czy minister - jak oceniamy wiarygodność rozmówcy, wiarygodność reform, które wtedy były nam przedstawione - to oczywiście już jest nasza sprawa, dlatego że jesteśmy kulturalni. Dlatego ja bym ostrzegła premiera, żeby nie wnioskował z atmosfery spotkania czy była dobra rozmowa czy nie tylko ze skutków swojego działania.

No właśnie, a skutki są takie, że tuż po wyjeździe polskiego premiera z Londynu dotarła do nas informacja, że najprawdopodobniej dostaniemy 6 miliardów euro mniej w latach 2007 - 2013, bo taka jest decyzja Brytyjczyków. Oni nam ten budżet chcą obciąć.

- Sądzę, że taka jest decyzja Brytyjczyków i taka jest decyzja komisji europejskiej. I dobrze byłoby nie w ostatnim momencie zastanawiać się nad budżetem tylko tę koalicję budować na początku. Nie pobrzękiwać po sarmacku szabelką, bo na nikim to nie robi wrażenia. Mogę to powiedzieć jeszcze raz odwołując się do mojego doświadczenia w Londynie. Myślę, że jeśli premier jeszcze kilka takich ruchów zrobi to, że powie co innego w Polsce - bo tam wszystko jest przekazywane - a my z prasy dowiemy się, że jest zupełnie co innego - to będzie niepoważnie traktowany już nie tylko w Polsce, bo tu ma jeszcze pewien kapitał z wyborów, ale będzie niepoważnie traktowany również na zewnątrz. A to już w dzisiejszym świecie Polsce może szkodzić.

Przeczytaj cały wywiad