Polska"Gwoździe" i "tandeciarze"

"Gwoździe" i "tandeciarze"

Panie Premierze, Pański rząd może się
zachwiać z powodu dyrektora lokalnego oddziału Agencji
Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa - rozpoczął rozmowę z
Markiem Belką redaktor naczelny "Trybuny" Marek Barański.

14.10.2004 | aktual.: 14.10.2004 06:22

"Muszę powiedzieć, że w pierwszej chwili nie wiedziałem, jak zareagować. Pomyślałem, że chodzi o jakąś poważną inicjatywę polityczną ze strony podkarpackiego SLD, zasługującą na refleksję i jakieś działania. I rzeczywiście, sprawa nie jest błaha. Tak jest - to poważna inicjatywa polityczna... Dotyczy obsady funkcji dyrektora ARiMR w Rzeszowie... Jeżeli to miałoby się stać przyczyną upadku rządu, to myślę, że na nic innego nie zasługujemy.

-Pan sobie dworuje - zauważył Barański.

"Pewnie, że sobie dworuję. A mógłbym nie dworować? - odparł premier.

-Jeśli mogę, to chciałbym Panu przypomnieć naszą pierwszą w "TRYBUNIE" rozmowę. Zapowiadał Pan, że czarusiem nie jest i nie będzie. Muszę przyznać, że tej wersji trzyma się Pan konsekwentnie. Tyle że nie jest pan czarusiem, co bywa Pan wręcz brutalem: "tandeciarze", "paczka gwoździ". Swoje zaplecze polityczne traktuje Pan dość obcesowo. Ma Pan jakieś inne? - zapytał Barański.

"Paczka gwoździ" - to określenie rzeczywiście padło. Co do "tandeciarzy", to chciałbym powiedzieć, że byłem zdziwiony, iż to Martens sprawę wziął do siebie. Słowo "tandeciarstwo" padło w zupełnie innym kontekście. Szczerze mówiąc, miałem na myśli te nieszczęsne, tak właśnie uważam, "tandetne" uchwały sejmowe. I zostawmy niesłuszną głęboko, ale nie tandetną, bo poważną uchwałę w sprawach odszkodowań, czyli reparacji niemieckich. Ta sprawa jest zbyt poważna, aby ją nazwać tandetą.

Jeśli jednak Sejm zaczyna tracić swój czas, cenny dla Polski, naszego narodu i naszej przyszłości, zajmując się np. czterokilometrowym odcinkiem drogi z Citau do Hradka nad Nysą, albo podejmując uchwałę w sprawie trybu prywatyzacji PKO BP, a potem się jeszcze okazuje, że komuś powinęła się ręka przy głosowaniu, bo był chaos na sali... no to jest tandeta. Naprawdę nic innego nie miałem na myśli. Szczerze mówiąc, gdyby przez tego dyrektora ARiMR miało nie być wotum zaufania, to też byłoby tandeciarstwo. Zresztą zdarzyłoby się nie pierwszy raz w Polsce, że przypomnę słynnego posła Pietrzyka, który wysadził z siodła Hannę Suchocką" - odpowiedział Marek Belka.

-Po co Panu zaplecze polityczne, Panie Premierze? Czy ono jest Panu potrzebne wyłącznie w piątki, do głosowania nad wotum zaufania, a potem już je Pan może traktować obcesowo? - brzmiało kolejne pytanie red. naczelnego "Trybuna".

"Wie pan co - bez przesady. Oczywiście, że jest ono potrzebne w piątki i przy innych okazjach. Bez zaplecza politycznego nie przeszłaby żadna ustawa. Przyznaję jednak, że jedną z porażek mojego rządu, albo po prostu moją nieumiejętnością osobistą, było niedostateczne opanowanie pracy z tymi czterema klubami. Tak to wygląda z mojej autoanalizy ostatnich miesięcy. Natomiast problem jest zupełnie inny - mam przecież bardzo trudne zaplecze. To są te cztery kluby, które mają w wielu sprawach różne zdania.

Dlatego też, jeżeli mam jakoś to zaplecze organizować dla różnych spraw, to są dwa wyjścia. Pierwsze - w każdej sprawie ulegać i próbować, mówiąc krótko, temu dawać dyrektora ARiMR, tamtemu coś innego itd. "Zakałapućkałbym się" jak nic. Co więcej - wcale by to nie oznaczało, że moje zaplecze byłoby przez to bardziej zdyscyplinowane i skuteczne w popieraniu inicjatyw rządowych. Z pewnością nie.

W związku z tym moje postępowanie wcale nie jest jakieś wyrozumowane. To był wybór instynktowny. Musiałem wybrać - albo wszystkich zadowolić i wtedy katastrofa, albo niech wszyscy będą trochę niezadowoleni. Nie ukrywam, że traktuję klub SLD inaczej, jest to klub 160-osobowy, z dużymi tradycjami, a więc i z największą odpowiedzialnością. Poza tym, co tu dużo mówić - ja do tego klubu mam stosunek emocjonalny. O wiele bardziej niż do pozostałych trzech klubów" - powiedział premier. (PAP)

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)