Gwałtowne walki w Nadżafie - do miasta wraca Sistani
Do objętego walkami Nadżafu, gdzie siły amerykańsko-irackie zacieśniły pętlę wokół stanowisk zwolenników radykała Muktady al-Sadra w rejonie meczetu Alego, wraca przywódca irackich szyitów, wielki ajatollah Ali al-Sistani.
25.08.2004 | aktual.: 25.08.2004 12:12
Na kilka godzin przed powrotem z Londynu, gdzie przebywał na leczeniu, al-Sistani za pośrednictwem swego rzecznika wezwał w środę rano wszystkich Irakijczyków do marszu na Nadżaf, by "ocalić płonące miasto".
Rzecznik przywódcy nadżafskiej rebelii Muktady al-Sadra, Mahmud al-Sundani, natychmiast replikował, że marsz na Nadżaf jest ideą Sadra i że to właśnie on wzywał wiernych w całym kraju, by przybyli bronić meczetu-mauzoleum imama Alego.
W samym Nadżafie siły amerykańsko-irackie zajmowały rano w środę stanowiska w odległości około 20 metrów od świątyni. Od rana wszystkie wejścia do nadżafskiego meczetu znajdowały się pod ogniem sił amerykańsko-irackich, otaczających sanktuarium. Wystrzelony z amerykańskiego samolotu pocisk rakietowy spadł w odległości kilku metrów od meczetu, wstrząsając budynkiem.
Bojowcy Armii Mahdiego zamknęli w środę w samo południe miejscowego czasu (o godzinie 10.00 naszego czasu) wszystkie bramy meczetu-mauzoleum.
Od rana w Nadżafie słychać było nieprzerwanie odgłosy walk; nad miastem krążą śmigłowce i samoloty. Amerykańscy snajperzy zajmują stanowiska w domach położonych naprzeciwko świątyni i przylegającego do niej cmentarza muzułmańskiego (największego w Iraku), strzelając do sadrystów, pojawiających się w polu rażenia.
Dowództwo amerykańskie przyznało - pisze agencja Reutera - iż celem obecnej operacji jest izolowanie bojowców Sadra i osaczenie ich w jednym punkcie. "Usiłujemy wytyczyć pole walki, izolować ich w jednym miejscu i dopiero wówczas zaatakujemy" - powiedział jeden z dowódców wojsk USA płk Michael Throckmortan.