Guy Verhofstadt: Możemy pokonać europejskich nacjonalistów
Jak zadeklarował prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński, wiele krajów członkowskich pragnie silnej polityki zagranicznej UE i budowania mocnej wspólnoty obronnej. Lecz te dwie możliwe są jedynie, kiedy istnieje silna Komisja Europejska, która poprowadzi reformy UE tak, żeby funkcjonowała na zasadzie wspólnotowej, a decyzje podejmowano większością głosów, zamiast jednomyślnie. Na nic się nie zda jeszcze więcej współpracy międzyrządowej, jak to było dotychczas. Jeżeli każdy pojedynczy kraj członkowski UE może zawetować decyzje w sprawie relacji z Rosją czy obronności, to w jaki sposób mielibyśmy efektywnie odstraszać Putina? - pisze Guy Verhofstadt, były premier Belgii, w artykule napisanym specjalnie dla WP Opinii, w ramach współpracy z Project Syndicate.
13.07.2016 | aktual.: 25.07.2016 19:25
Decyzja brytyjskich wyborców o wyjściu z Unii Europejskiej jest niefortunna, ale nie niespodziewana. Brytyjscy politycy przez dziesięciolecia unikali jednoznacznego poparcia dla UE lub chociażby wytłumaczenia obywatelom, w jaki sposób Unia funkcjonuje i dlaczego jest potrzebna.
Premier Wielkiej Brytanii David Cameron zawiódł nadzieje pokładane w jego przywództwie. Zawiódł nadzieje na rzeczowe zaangażowanie w UE. Przez cały czas urzędowania siedział na płocie okrakiem, czasami chwaląc instytucje, a czasami narzekając na beznamiętność brukselskich biurokratów. Bronić członkostwa w UE podjął się niestety dopiero tuż przed referendum, co oczywiście nie wystarczało żeby wyjaśnić kłamstwa, które przez dziesięciolecia serwowano brytyjskiej opinii publicznej.
Wbrew radom przyjaciół i sojuszników, Wielka Brytania zdecydowała się odizolować od Europy. W ten sposób zwieńczyła swój postimperialny upadek. Najważniejszą nauczką, jaką daje nam Brexit jest to, że nie pokonamy nacjonalistów zaspokajając ich zachcianki. Właśnie pielęgnowanie ich potrzeb przypieczętowało los wyspiarzy. Jeżeli UE chce poradzić sobie z mnogością nacjonalizmów, które podważają samą rację bytu zjednoczonej Europy, to musi uważnie wsłuchać się w nawoływania obywateli i zaoferować im radykalnie nową wizję efektywnych rządów. W przeciwnym wypadku rak nacjonalizmu toczył będzie Europę w najlepsze.
Należy zacząć od tego, że pozostałe kraje UE muszą teraz podtrzymać europejskie prawo i naciskać na szybki i czysty rozwód. Obywatele Wielkiej Brytanii zagłosowali za wyjściem, ich liderzy polityczni zobowiązali się uszanować wyniki referendum, więc nie jest "karą" nalegać, żeby czym prędzej rozpoczęli procedurę wyjścia. Jeżeli brytyjska bezczynność sprawi, że gospodarka Europy będzie cierpieć jeszcze więcej z powodu politycznej niepewności, wówczas należałoby jednogłośnie i kompletnie odseparować się od Wielkiej Brytanii.
Zjednoczone Królestwo już jest na dobrej drodze żeby stać się raczej politycznym przeciwnikiem UE, niż jej zaufanym partnerem. Theresa May, minister spraw wewnętrznych i główna kandydatka do roli premiera po Cameronie, zanim zmieniła zdanie w ogniu pytań reporterów, sugerowała że w przyszłości podważać będzie pozycję obywateli unijnych żyjących w Wielkiej Brytanii. Obiecała, że ich sytuacja stanie się "częścią negocjacji" związanych z Brexitem.
Oficjalnie Theresa May sprzeciwiała się wyjściu Wielkiej Brytanii. Lecz jej partia przez lata wyrobiła sobie markę antyeuropejskiej wrogości. Głoszą ja tacy probrexitowcy jak europoseł konserwatystów Daniel Hannan lub, w spotworniałej wersji, słynny Nigel Farage, do niedawna lider Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP). Obaj zachwycają się perspektywą kolejnych referendów nad wyjściem z UE, które miałyby zostać przeprowadzone w pozostałych krajach członkowskich.
Na szczęście brexitowa zaraza się nie rozpowszechnia. Zapewne przede wszystkim dzięki temu, że po 23 czerwca Wielka Brytania stała się powszechnym pośmiewiskiem. Perspektywy rozwoju gospodarczego słabną, finansjera szuka sobie nowego domu poza Londynem, dotychczas światową stolicą sektora finansowego, a przywódcy polityczni, jeden po drugim, wbijają sobie nóż w plecy.
W rzeczywistości Brexit zmotywował kraje UE, żeby zewrzeć szeregi poparcia na rzecz członkostwa. Badanie opinii publicznej w Szwecji wykazało po referendum, że 66 proc. respondentów wciąż sprzyja członkostwu w Unii. Z kolei podobne badanie w Danii zaświadcza, że po Brexicie poparcie dla członkostwa wzrosło aż o 9 punktów procentowych.
Przywódcy UE nie powinni czekać z założonymi rękoma. Kryzys Brexitu należy uznać za sposobność rozwoju Unii. Szczególnie że głównymi tematami są teraz tak ponadnarodowe kwestie, jak globalizacja, terroryzm, imigracja czy nierówności ekonomiczne. Podzielona Europa nie podołała tym wyzwaniom. Teraz jednak, mimo odczuwalnego braku obecności Brytyjczyków, UE będzie mniej podzielona.
Wciąż jednak dzisiejsza Unia Europejska nie jest zdolna do działań stanowczych i szeroko zakrojonych. Jedyną alternatywą dla emocjonalnego uroku populistycznego nacjonalizmu jest większe wyczulenie Unii na potrzeby obywateli. To z kolei wymagało będzie radykalnych strukturalnych reform strefy euro i centralnych instytucji politycznych UE.
Wśród ekonomistów generalnie panuje zgoda w kwestii, że nie sposób podtrzymać istnienia wspólnej waluty bez unii fiskalnej lub wspólnego Skarbu. Jeżeli Europejczycy nie dokończą prac, które rozpoczęli tworząc euro, będą dalej doświadczać gospodarczych trudności i strukturalnych rozłamów. Natomiast pełna integracja zapewniłaby dobrobyt i lepsze rządy.
Europejskie rozwiązania w sferze wspólnego bezpieczeństwa cierpią na podobne bolączki. Jak zadeklarował prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński, wiele krajów członkowskich pragnie silnej polityki zagranicznej UE i budowania mocnej wspólnoty obronnej. Lecz te dwie możliwe są jedynie, kiedy istnieje silna Komisja Europejska, która poprowadzi reformy UE tak, żeby funkcjonowała na zasadzie wspólnotowej, a decyzje podejmowano większością głosów, zamiast jednomyślnie. Na nic się nie zda jeszcze więcej współpracy międzyrządowej, jak to było dotychczas. Jeżeli każdy pojedynczy kraj członkowski UE może zawetować decyzje w sprawie relacji z Rosją czy obronności, to w jaki sposób mielibyśmy efektywnie odstraszać Putina?
Kiedy byłem premierem Belgii, bezpośrednio doświadczyłem jak ważne jest dla sąsiadów Niemiec funkcjonowanie silnych i efektywnych instytucji europejskich. To najlepszy sposób, żeby uniknąć przywództwa tylko 2-3 dominujących krajów i żeby móc wspólnotowo wskazywać potrzeby Europy. Polska powinna uznać tę sytuację i bardziej zaangażować się w popieranie autentycznych reform. Przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk trafnie wzywał do refleksji nad przyszłością Europy po Brexicie. Teraz jest właściwy moment, żeby wspólnie iść naprzód, odważnie i z nadzieją.
Jedynie zaczynając od dalekosiężnych reform Europa może zacząć dławić mnożący się populizm, który doprowadził do sukcesu brytyjskiej kampanii na rzecz wyjścia z Unii. Niektórzy powiedzieliby, że należy przywrócić więcej suwerennej władzy krajom członkowskim. Zupełnie się z tym nie zgadzam. Takie rozwiązanie osłabiłoby jeszcze projekt integracji, który przez dziesięciolecia gwarantował Europie pokój i dobrobyt. Prawdziwymi przeciwnikami tego projektu są, wspierane przez źle nam życzącą Rosję, populizm i eurosceptycyzm. Jedynym sposobem, żeby je pokonać, to zbudować Europę, która pracuje dla swoich obywateli. Jakiekolwiek inne rozwiązanie tylko wspiera demagogów, którzy za Wielką Brytanią chcą poprowadzić nas na manowce.
Guy Verhofstadt - były premier Belgii, przewodniczący Grupy Porozumienia Liberałów i Demokratów na rzecz Europy (ALDE) w Parlamencie Europejskim.
Tłumaczenie: Mikołaj Golubiewski
Copyright: Project Syndicate, 2016