Grzegorz Schetyna: PiS zapłaci cenę polityczną za podniesienie ręki na kompromis aborcyjny
• Przewodniczący PO: PiS zapłaci cenę za podniesienie ręki na kompromis aborcyjny
• Schetyna: doszło do oszustwa wyborczego - PiS obiecywał, że wszystkie obywatelskie projekty ustaw będą przekazywane do komisji sejmowych
• Jego zdaniem zaostrzenie przepisów aborcyjnych spowoduje "powrót do wojny domowej"
26.09.2016 | aktual.: 26.09.2016 21:49
Sejm w piątek skierował do dalszych prac w komisji projekt komitetu "Stop aborcji" przewidujący bezwzględny zakaz aborcji, a odrzucił projekt liberalizujący przepisy aborcyjne przygotowany przez komitet "Ratujmy kobiety".
- Przede wszystkim doszło do kolejnego oszustwa wyborczego, bo PiS obiecywał, że każdy projekt obywatelski będzie przekazany do prac komisji, żaden nie zostanie odrzucony w pierwszym czytaniu. Mówiła to pani premier Szydło przed wyborami i mówili politycy PiS. Zrobili dokładnie odwrotnie. Zaostrzenie ustawy antyaborcyjnej spowoduje powrót do wojny domowej, wojny ideologicznej o aborcję, której świadkami byliśmy na początku lat 90. - powiedział dziennikarzom w Toruniu Schetyna.
Przewodniczący PO zaznaczył, że przed laty w toku długich, żmudnych prac wypracowano kompromis w kwestii aborcji.
- Każdy kto podnosi rękę na kompromis, kto go wywraca, prowadzi do ideologicznej wojny, a zrobił to PiS. Konsekwencje tego są dzisiaj niezmierzone, bo nie dość, że podniesiono rękę na kobietę, na jej wolną wolę, ale jednocześnie ten projekt, który jest bardzo restrykcyjny tak naprawdę pokazuje, że jesteśmy na drodze odwrotnej niż wszystkie kraje europejskie. Wybieramy drogę w kierunku powracania do rozstrzygnięć prawnych, które są już nieobecne w innych krajach europejskich - mówił Schetyna.
Lider Platformy podkreślił, że "PiS za to w całości bierze odpowiedzialność i za to zapłaci polityczną cenę, ponieważ kto w takich sprawach, tak bardzo wrażliwych i sensytywnych oszukuje, kłamie, obiecuje, a potem tych obietnic nie dotrzymuje, płaci za to polityczną cenę".
Schetyna pytany o postawę premier Beaty Szydło w czasie głosowania w Sejmie nad projektem liberalizującym prawo aborcyjne, powiedział, że "bała się przyznać do tego, że nie chce realizować woli prezesa Kaczyńskiego". Premier, mimo obecności na sali sejmowej, nie wzięła udziału w głosowaniu.
- Nie można nie mieć tutaj zdania. Jeżeli jeden projekt ustawy, ten restrykcyjny znajduje się w komisji (...), to ze względu na elementarną przyzwoitość powinny być także prace nad tym drugim, żeby można było szukać najlepszego wyboru w tej debacie. Jeżeli jeden się odrzuca, a pracuje się tylko nad drugim, tak bardzo restrykcyjnym, to jest wybór i za to bierze odpowiedzialność prezes Kaczyński i premier Szydło, mimo że wyciągnęła kartę - podkreślił szef PO.