Grzegorz Piotrowski opuścił opolski zakład karny
Cela w Zakładzie Karnym w Opolu, w której zakończył dziś odbywanie kary zabójca ks.Popiełuszki b.oficer SB Grzegorz Piotrowski (PAP/Adam Hawałej)
W czwartek wcześnie rano zabójca ks. Jerzego Popiełuszki, Grzegorz Piotrowski, opuścił zakład karny w Opolu.
Piotrowski zdołał opuścić więzienie niezauważony przez dziennikarzy. Najprawdopodobniej został wywieziony samochodem do przewozu więźniów. Po godzinie ósmej przed bramę zakładu karnego wyszedł rzecznik prasowy opolskiego więzienia, porucznik Ryszard Wójcicki i poinformował dziennikarzy o opuszczeniu przez Piotrowskiego zakładu karnego.
Skazany Grzegorz Piotrowski w dniu dzisiejszym opuścił nasz zakład. Pierwotnie miał być zwolniony o 16.00, miała po niego przyjechać żona. W związku z faktem, że zarówno skazany, jak i jego żona kategorycznie odmawiali kontaktu z mediami, oraz uznając prawo pana Piotrowskiego do prywatności jako człowieka wolnego, (...) na jego prośbę został zwolniony o 5.20, gdyż takie było najlepsze połączenie do jego stałego miejsca zamieszkania - powiedział dziennikarzom Wójcicki.
Jego zdaniem, w takim trybie zwalniania więźnia nie ma niczego niezwykłego. W każdym przypadku stosujemy zasady indywidualizacji, tak też stało się w tym przypadku. Nie ma ścisłych reguł - wyjaśnił rzecznik.
Edward Wende, oskarżyciel posiłkowy, powiedział, że pamięta Piotrowskiego, jako bezwzględnego przestępcę bez żadnych skrupułów. Według Wendego, Piotrkowski jest wyjątkowo cynicznym zabójcą, zimnym i wyrachowanym, złym człowiekiem. Edward Wende podkreślił, że do tej pory nie zostali ukarani ludzie, którzy jako przełożeni skazanych wydawali im polecenia. Wende przypomina, że zabójcy - dokonując przestępstwa - kilka dni jeździli po Polsce służbowym samochodem, którego numery były - jak powiedział mecenas - na biurku generała Płatka. Zdaniem Edwarda Wendego, niemożliwe było, by działo się to bez wiedzy przełożonych. To wskazuje na to, że zbrodnia była inspirowana bardzo wysoko - uważa Wende.
51-letni obecnie Piotrowski był szefem swoistego "szwadronu śmierci" (złożonego z jego dwóch podwładnych z IV departamentu MSW - Leszka Pękali i Waldemara Chmielewskiego), który 19 października 1984 r. porwał ks. Popiełuszkę i jego kierowcę Waldemara Chrostowskiego. Kierowcy udało się wyskoczyć z jadącego samochodu. Kapelana podziemnej "Solidarności" oficerowie SB pobili i wrzucili do bagażnika auta, a potem przywiązali mu do nóg worek z kamieniami, zakleili usta taśmą i wrzucili do Zalewu pod Włocławkiem.
Morderca księdza w marcu ubiegłego roku udzielił skandalicznego wywiadu łódzkiej telewizji, w którym powiedział m.in., że ksiądz zginął przypadkowo, próbując uwolnić się z więzów. Ponadto Piotrowski nazwał sędziów "clownami", a sądy porównał z cyrkiem. Po jego wypowiedzi, łódzka prokuratura - po doniesieniu resortu sprawiedliwości - wszczęła postępowanie w sprawie znieważenia przez Piotrowskiego sędziów i sądów. Jeżeli były kapitan SB zostanie oskarżony o znieważenie, za co grozi mu kara do 2 lat więzienia, to będzie prawdopodobnie odpowiadał z wolnej stopy.(miz, jd)