Groźny wirus pustoszy przedszkola i żłobki
Puste żłobki i przedszkola, szpitalne
korytarze zapełnione dziećmi i czuwającymi przy nich rodzicami -
wiosną zaatakował groźny rotawirus. Najbardziej zagrożeni są najmłodsi - alarmuje gazeta "Metro".
01.04.2008 | aktual.: 01.04.2008 01:12
W okolicach podwarszawskiego Piaseczna w ciągu ostatnich dwóch tygodni zachorowało kilkadziesiąt dzieci chodzących do żłobków i przedszkoli. Wypisywałam skierowania do szpitala, ale ten był już tak przepełniony, że dzieci trzeba było wozić do stolicy - mówi jedna z lekarek miejscowej przychodni.
Wezwaliśmy lekarza do domu. Po minucie zaczął wypisywać skierowanie z rozpoznaniem rotawirusa. Nie ma żartów - jeśli nie będzie pić, trzeba jechać - przestrzegł. Czuwaliśmy całą noc, co kwadrans podając córeczce pić. Udało się - opowiada Grzegorz Michalak, ojciec 14-miesięcznej Agnieszki.
W ciągu kilku dni mimo szybkiej informacji przekazanej rodzicom, zachorowało kilkanaścioro dzieci, także opiekunki. To była prawdziwa epidemia - mówi właścicielka niepublicznego żłobka na Ursynowie.
"Metro" sprawdziło placówki z całego kraju przyjmujące małe dzieci. Na 20 ani jedna nie uniknęła wirusa. Fora internetowe rodziców zapełniły się notkami o objawach choroby. Lekarze potwierdzają historie przekazywane przez rodziców. Do warszawskich szpitali przy ul. Litewskiej, Działdowskiej, Wołoskiej każdego dnia trafiają dziesiątki maluchów z biegunką, wymiotami i gorączką.
To klasyczne objawy zainfekowania rotawirusami. Właśnie zaczął się na nie sezon - mówi Robert Krawczyk, p.o. dyrektora Szpitala Dziecięcego przy ul. Litewskiej. U starszych dzieci choroba jest niegroźna. Jednak u najmłodszych może prowadzić do odwodnienia i wtedy jest konieczna pomoc w szpitalu - akcentuje gazeta "Metro". (PAP)