Groźny element

Dopiero z białoruskiej telewizji Andżelika Borys dowiedziała się, jak jest groźna dla prezydenta Białorusi. Wcześniej nie zdawała sobie sprawy, że jest elementem amerykańskiej prowokacji. Zresztą prezesem Związku Polaków na Białorusi została przypadkiem. Nie ona miała być szefem, ale Józef Porzecki. Jednak dwa dni przed marcowym zjazdem państwowa władza przyszła po Porzeckiego i go aresztowała. Stawiała bowiem na Tadeusza Kruczkowskiego, prezesa Związku w latach 2000-2004. On był gwarantem, że Związek nie sprzeciwi się Łukaszence i nie zacznie współpracować z białoruską opozycją.

10.08.2005 | aktual.: 08.09.2005 16:27

Gdy zamknięto Porzeckiego, Polacy zaczęli namawiać Andżelikę, by spróbowała zatrzymać Kruczkowskiego. - Zgodziłam się - mówi Borys. - A po przegranym głosowaniu chciałam podziękować wszystkim, którzy mieli tyle odwagi, by sprzeciwić się władzy i na mnie głosować. Bo uważała, że nie sposób wygrać, skoro KGB postawiło na Kruczkowskiego. Nie po to przeprowadzano rozmowy dyscyplinujące z delegatami na zjazd, by miała jakiekolwiek szanse.

Straszono delegatów zwolnieniami z pracy. A jak człowiek na Białorusi traci pracę, to traci wszystko: mieszkanie (bo najczęściej jest służbowe), przyjaciół (boją się narażać), perspektywy (bo władza dopilnuje, by żadnej innej pracy nie znalazł). Dlatego wygranej Borys nikt się nie spodziewał: ani ona sama, ani Tadeusz Kruczkowski, ani KGB.

- Ogłosili mnie nowym prezesem, ale zanim jeszcze ministerstwo sprawiedliwości Białorusi unieważniło wybory, przeczuwałam, że długo moja kadencja nie potrwa - mówi prezes Borys.

Z Grzebieni w świat

Dziadek Andżeliki był Polakiem. Walczył w Legionach Piłsudskiego i bił Sowietów, co pani prezes z dumą podkreśla. Potem pojechał się dorobić. Był górnikiem we Francji. Wrócił z workiem pieniędzy, kupił ziemię w centralnej Polsce. Niestety, w niezbyt dobrym miejscu, bo na samej granicy polsko-radzieckiej, ale to dopiero okazało się po konferencji poczdamskiej i przesunięciu centrum Polski daleko na zachód.

Gospodarstwo rolne Borysów przecięła granica, a wieś Grzebienie stała się częścią wielkiego Związku Radzieckiego. Dwie siostry mamy Andżeliki miały więcej szczęścia, bo zamieszkały po drugiej stronie granicy, w Łapach i Sokółce.

W domu dziadków w Grzebieniach mieszkają teraz rodzice Andżeliki: ojciec, który jest kierowcą, i mama, absolwentka grodzieńskiego instytutu rolnictwa. Do Grzebieni nie jest łatwo wjechać, bo wcześniej trzeba uzyskać przepustkę zezwalającą na przebywanie w strefie nadgranicznej.

Ojczystego języka Andżelikę uczyła z książeczki do nabożeństwa babcia Marysia. Polacy zaczęli walczyć o polskie szkoły, własny język i związek dopiero w 1988 roku, gdy ZSRR zaczął pękać w szwach. Dla Andżeliki to mgliste wspomnienia - miała wtedy 14 lat.

W domu Andżeliki zawsze rozmawiało się po polsku, a ona sama zawsze czuła się Polką. Tak jak jej młodsza siostra Ania (studiuje polonistykę w Toruniu) i starsi bracia Antek (jest przedstawicielem Procter&Gamble w Grodnie) i Wiktor. Ten ostatni jest milicjantem i ma teraz poważne kłopoty z powodu siostry.

Dzięki Związkowi Polaków na Białorusi Andżelika mogła pojechać w 1990 roku na studia do Zamościa i skończyć pedagogikę na Uniwersytecie Warszawskim. W 1993 roku zaczęła uczyć polskiego dzieci w Odelsku. Wystawiała jasełka i historię o Janie i Cecylii Bohatyrowiczach (według Elizy Orzeszkowej). Spodobało się to Tadeuszowi Gawinowi, prezesowi Związku Polaków. Wciągnął ją do pracy społecznej, a potem zaproponował stanowisko w Związku. Mając 24 lata, Andżelika zaczęła szefować pięcioosobowemu zespołowi oświaty. Potem trafiła do zarządu i rady naczelnej. Było to w czasach, gdy Łukaszenko nie dokręcał jeszcze śruby tak mocno jak dzisiaj.

Marionetki bankruta

W białoruskiej telewizji Andżelika Borys gra rolę wiedźmy w serialu o polskich marionetkach. Serial jest kryminalny, ale ma wątki szpiegowskie. Jest emitowany co wieczór. Ogólnie jest o Polsce, która - jak wiadomo - jest bankrutem i z tego powodu stała się zaściankiem Europy. Do tej pory wiązaliśmy jakoś koniec z końcem, bo przez nasz kraj szły amerykańskie i unijne pieniądze, za które mieliśmy zdestabilizować sytuację na Białorusi i obalić jej światłego przywódcę.

Plan się nie powiódł, bo władze białoruskie zorientowały się w knowaniach i odsunęły na boczny tor Andżelikę Borys, która odgrywała w tym spisku kluczową rolę. W tej sprawie nie ma żadnych wątpliwości, bo prokuratura dysponuje zeznaniami osób, które wiedzą, że Borys brała w Polsce pieniądze.

Po odsunięciu Borys na stanowisko prezesa po kilku miesiącach przerwy wrócił Tadeusz Kruczkowski. Polacy z Grodna mówią o nim, że jest pachołkiem Łukaszenki i kanalią.

Doktor Kruczkowski, historyk z grodzkiego uniwersytetu, nie do końca zgadza się z tymi zarzutami: - Powstańców styczniowych też początkowo nazywano zdrajcami, a potem okrzyknięto wielkimi patriotami - mówi Kruczkowski, którego do budynku Związku Polaków w Grodnie wprowadziły KGB i OMON po wcześniejszej pacyfikacji i wyprowadzeniu z budynku stronników Andżeliki Borys.

O tym, kto się może z Kruczkowskim spotkać, decyduje dwóch mundurowych stojących przy drzwiach Związku. Wcześniej muszą człowieka wylegitymować. Szans na spotkanie nie mają ci, którzy źle pisali o prezesie.

Tadeusz Kruczkowski jest bardzo zajęty - wspólnie z KGB przygotowuje kolejny zjazd Związku Polaków na Białorusi, który ma się odbyć 27 sierpnia, i wybrać kogoś innego niż Andżelika Borys. Pracy jest mnóstwo, bo nie można sobie pozwolić na taką wpadkę jak w marcu i trzeba wytypować najbardziej świadomych delegatów. Więc działaczy Związku jeszcze bardziej się dociska i straszy nieobliczalnymi konsekwencjami w przypadku bojkotu.

W telewizji BT można zobaczyć, że nową politykę prezydenta Łukaszenki popiera coraz więcej osób. Wśród nich są bardzo znani, jak zapewnia białoruska telewizja, polscy politycy, na przykład kandydat na prezydenta Jan Pyszko czy znany żydożerca Bolesław Tejkowski, który przemawiał do białoruskich telewidzów z portretem Łukaszenki w ręce.

Związek z M-4

Teraz w Grodnie są dwa związki. Związkiem Łukaszenki kieruje Tadeusz Kruczkowski. A związkiem Polaków - Andżelika Borys. Po zajęciu siedziby ZPB przez łukaszenkowców Andżelika prowadzi działalność związkową w swoim M-4 przy Oziorskiej Szosie, w dużym pokoju pod obrazem "Ostatnia wieczerza".

Tu przyjmuje dziennikarzy, udziela wywiadów i spotyka się z prezesami oddziałów, którzy jeszcze nie poszli na współpracę z łukaszenkowcami. Pani prezes pilnują przez cały czas Igor Bancer i Inessa Todryk, dziennikarze "Głosu znad Niemna". Zachodzi obawa, że może podzielić los innych członków Związku, którzy w większości siedzą już w areszcie: wiceprezesów Wiesława Kiewlaka i Józefa Porzeckiego, byłego prezesa Tadeusza Gawina oraz dzienikarzy "Głosu znad Niemna" Andrzeja Pisalnika i Andrzeja Poczobuta.

Andżelika jest ostatnią znaczącą osobą z władz ZPB, która jeszcze chodzi wolno, choć i ją próbowano w ubiegłym tygodniu wyłuskać z domu. Milicjanci przyszli nocą, walili w drzwi, ale gdy powiedziała, że nie otworzy, nie mieli śmiałości się włamać. - Może pomogło, że nastraszyłam ich dziennikarzami? - zastanawia się.

Od kilku dni Andżelika Borys żyje jednak w strachu. Rano telefony od prezesów oddziałów, którzy pytają, co mają robić, gdy milicjant straszy ich pozbawieniem pracy, jeśli nie poprą nowego Związku. Potem wizyta pod siedzibą Związku, gdzie przychodzą ludzie protestujący przeciwko Kruczkowskiemu. Po południu przesłuchania w prokuraturze i na milicji, gdzie wciąż straszą i straszą.

Wieczorem prezes Borys słucha, co ma jej do powiedzenia prezydent Łukaszenko. Prezydent mówi ustami dziennikarzy "Panoramy" mniej więcej to samo co milicjant i prokurator. A na koniec dnia dzwoni mama z Grzebieni i prosi o ostrożność. Pani prezes mówi więc do słuchawki: - Przestań płakać. Weź coś na uspokojenie i daj mi pracować.

- Sama siebie podziwiam, że to wszystko wytrzymuję - mówi Andżelika, o której jej przyjaciele opowiadają, że ostatnio zhardziała i nie bierze przed przesłuchaniem proszków na uspokojenie. - Najbardziej przeraził mnie pierwszy, majowy film. Widziałam tam siebie, a głos lektora mówił coś, co niby gdzieś mówiłam. Zrozumiałam, że właśnie robią ze mnie wroga Białorusi i międzynarodową awanturnicę. Zdałam sobie sprawę, że całe państwo - administracja, milicja i KGB - jest teraz przeciw mnie. I muszę stawić im czoła. Teraz to właśnie robię. Tylko czasem, jak mam już dość, idę się wyryczeć do kąta.

Cezary Łazarewicz, Grodno

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)