Groźni podpalacze grasują w Legnicy
Mieszkańcy legnickiego Zakaczawia boją się piromanów. Bandyci spalili im śmietniki, potem dom.
17.07.2008 07:48
Ulica Henryka Pobożnego na Zakaczawiu. Wypalona wewnątrz, niezamieszkana kamienica. Przerażeni ludzie patrzą na osmalone ściany. Kiedyś nas spalą - rozpacza 61-letnia kobieta. Te wyrostki, które nic nie robią, tylko wystają po bramach. To nie pierwszy pożar. Często się u nas pali.
Inna mieszkanka tej ulicy opowiada, że nad ranem poczuła swąd spalenizny. Mąż zadzwonił po straż. Taki straszny ogień wydostawał się z okien. Myślałam, że za chwilę zapali się nasz dom - relacjonuje. To już nie są żarty, choć chyba ktoś bawi się w podpalanie. Pożar gasiło aż 9 jednostek straży pożarnej. Ogień szalał na 3 piętrach. Moim zdaniem to klasyczne podpalenie - mówi Leszek Gławęda, oficer dyżurny legnickiej straży pożarnej. Ma za sobą 25 lat służby, więc zna się na tym fachu. To była najbardziej niebezpieczna akcja w tym roku. Ratownicy wchodzili do płonącego budynku. W każdej chwili mógł się zawalić strop. Musieli tak robić, bo ogień przerzuciłby się na sąsiednie domy, w których mieszkają ludzie. Leszek Gławęda przejrzał statystykę pożarów z ostatnich tygodni. Na Henryka Pobożnego paliło się najczęściej. W czerwcu było tam 6 interwencji, w lipcu - 3. W opuszczonym budynku podpalacz podkładał ogień już trzykrotnie. Raz ktoś wyrwał zawór gazowy. Ulatniający się gaz wyczuli mieszkańcy i
zareagowali szybko. Nie doszło do wybuchu.
To niepokojąca statystyka - przestrzega Gławęda. Zaczyna się od drobnych pożarów, potem są coraz większe. To klasyczne działanie piromanów - dodaje. Podglądanie strażaków gaszących pożary fascynuje. Ten widok działa na wyobraźnię jak narkotyk i prowokuje do podpaleń. Gławęda przypuszcza, że na Zakaczawiu grasuje grupa młodych ludzi, których to bawi. Ten rejon jest pod naszym szczególnym nadzorem - zapewnia Sławomir Masojć z legnickiej policji. Ale rodzice też muszą bardziej zwracać uwagę na to, co robią ich dzieci.
Zygmunt Mułek