Groźba zamachu w Londynie? Policja w gotowości
Maratony są modne - to pierwszy wniosek jaki nasuwa się, kiedy bladym świtem obserwuje się setki osób szukających dogodnego miejsca, by kibicować dziś uczestnikom 33. Maratonu Londyńskiego. Maratony, co pokazały tragiczne wydarzenia z Bostonu, są niestety również wielką okazją dla terrorystów. Londyńska policja wzmacnia więc zabezpieczenia, a zawodnicy przed startem upamiętniają ofiary eksplozji symbolicznymi 30 sekundami ciszy.
21.04.2013 | aktual.: 21.04.2013 11:54
- Jeśli chcesz wiedzieć, czy boję się kolejnego zamachu na maratonie, mogę odpowiedzieć tylko w jeden sposób: "Keep Calm And Carry On Running! (Zachowaj spokój i biegnij)" - mówi Philipa Davey, jedna z ponad 36 tys. uczestników maratonu, czekając na swój start przy Tower Bridge. Do rękawa jej koszulki przypięta jest czarna wstążka. - Poproszono nas, by na znak solidarności z Bostonem przebiec trasę z czarnymi wstążkami. Jestem przekonana, że nikt z uczestników nie powinien dzisiaj o tym zapomnieć - wyjaśnia.
Londyn nie zapomniał również o dodatkowej zbiórce pieniędzy dla "The One Fund Boston", fundacji utworzonej w celu udzielania pomocy ofiarom eksplozji bomb w Bostonie. Organizatorzy maratonu zadeklarowali, że wpłacą 2 funty od każdego uczestnika, który ukończy londyński bieg.
Obserwując rozgrzewających się uczestników i zdeterminowanych kibiców z transparentami można wywnioskować, że nikt nie myśli tutaj o zagrożeniu. Nikt poza tutejszymi służbami.
Scotland Yard, w konsekwencji tragicznych wydarzeń w USA, zwiększył o 40 proc. liczbę funkcjonariuszy odpowiedzialnych za bezpieczeństwo w Londynie. Niektórym z nich od rana towarzyszą psy policyjne. Brytyjska policja jest w stałym kontakcie z FBI, choć jednocześnie zapewnia, że nic nie wskazuje na to, by wydarzenia w Bostonie były powiązane z niedzielnym maratonem w Londynie.
- Ważne są detale. Wszystkie osoby, które będą dziś kibicować maratończykom prosi się, by szczególną uwagę zwracały na swoje rzeczy - dodaje Mark, który odpowiada za bezpieczeństwo na jednej z ulic. - Pozostawione przedmioty będą sprawdzane przez nasze patrole, a to może niepotrzebnie odciągnąć uwagę od prawdziwego zagrożenia - dodaje policjant.
Ulice zamknięto wczesnym rankiem, co kilka metrów rozstawieni są funkcjonariusze w charakterystycznych pomarańczowych kamizelkach. W większych grupach stoją tylko przy skrzyżowaniach ulic. Część pieszo, część konno, część zmotoryzowana. Rozstawione znaki nie pozostawiają wątpliwości, gdzie wolno przebywać. Brak jednak skanerów, nikt nikogo nie przeszukuje - Londyn dzisiaj świętuje. Maraton to bowiem nie tylko prestiżowe wydarzenie sportowe, ale festyn na którym z dorosłymi bawią się dzieci.
Jeden z gapiów, który zajął miejsce w okolicach katedry św. Pawła, trzyma w ramionach swoją 7-letnią córkę Katherine. Czy nie czuje żadnego zagrożenia? - Jesteśmy tutaj, bo kiedy wszystko już skończy się, a na pewno skończy się szczęśliwie, będziemy mogli poczuć dumę z tego, że nikt z nas nie stchórzył! Sport solidaryzuje, wymaga samozaparcia. Nikt z nas nie chce dać za wygraną terrorystom - zapewnia James DeHavilland, jak podkreśla, rodowity londyńczyk.
Pierwsze wystartowały kobiety - "elite", czyli zawodniczki zawodowe - o 9 rano, 20 minut później zawodnicy niepełnosprawni, a o 10 męska grupa "elite" oraz tzw. amatorzy. Przy linii biegu bardzo tłoczno. Tegoroczny bieg liczy dystans 26, 2 mil, zaczyna się w Greenwich, a jego trasa rozciąga się dookoła Tamizy - głównymi ulicami miasta. Meta przed Buckingham Palace. Najstarszy uczestnik to 88-letni weteran II wojny światowej Paul Friedman, żołnierz RAF-u. W tym roku wśród uczestników jest polski dziennikarz sportowy Maciej Kurzajewski.
Londyński maraton - łącznie na przestrzeni lat - ukończyło 830 tys. zawodników. Ilu da radę dzisiaj? Pozostaje trzymać kciuki za wszystkich - w tym również Polaków, którzy walczą dzisiaj o "Koronę maratonów".
Z Londynu dla wiadomości.wp.pl Katarzyna Szewczuk