Grigorij Rasputin - charyzmatyczny chłop z Syberii zawładnął Rosją
Na pokaz odgrywał rolę "świętego mędrca", wdawał się w dysputy teologiczne z duchownymi, a dzięki wyjątkowej charyzmie, stał się zaufanym człowiekiem cara. Nieoficjalnie, brał udział w rytuałach religijnych, kończących się orgiami. Żona nie widziała nic złego w jego romansach. "Wystarczy go, wystarczy dla wszystkich" - skwitowała kolejny donos o złym prowadzeniu się męża. Zginął w wyjątkowo tajemniczych okolicznościach. Zamachowcy otruli go i ranili strzałami z pistoletu. Zmarł jednak dopiero w wyniku utonięcia, gdy związanego wrzucili go do wody.
Z jednej strony troskliwy ojciec i mąż, uzdrowiciel kojący bóle duszy i ciała, a z drugiej - pijak, awanturnik i sprytny manipulant. Wzrokiem dosłownie paraliżował rozmówców, charyzmą swoją otumaniał tak, że bez szemrania wypełniali wszystkie jego rozkazy. Francuski ambasador zanotował taką o nim opinię: "Fizycznie jest odrażający (...) przyznaję jednak, że zdumiewa. Jest to człowiek ogromnej fantazji. Bywa też nadzwyczaj wymowny... Jest w nim coś tajemniczego. Potrafi być na przemian familiarny i szyderczy, agresywny i pełen radości, absurdalny i romantyczny. Przy tym nie okazuje żadnych uczuć. Jest wręcz cyniczny...". Kobiety uwielbiały go, całowały po rękach szepcząc "święty, święty" i nie protestowały, gdy w jak najbardziej świeckich celach ciągnął je do sypialni. W całej Rosji aż huczało od plotek, że uległa mu nawet sama carowa Aleksandra i - kto wie - może także jej córki. Cara Mikołaja II zaś tak omotał, że ten nie podejmował żadnej decyzji - czy to prywatnej, czy państwowej - bez naradzenia się z
"drogim przyjacielem". Mało tego, każdego kto choć słowem skrytykował ten stan rzeczy, uznawał za persona non grata i usuwał ze swego otoczenia. Tak właśnie było - prosty syberyjski mużyk trząsł przez kilka ładnych lat carskim dworem i całą Rosją.
Chłop z Syberii
Jego historia zaczęła się w niewielkiej, zagubionej wśród bagien i lasów wiosce Pokrowskoje, nieopodal Tiumenia w guberni tobolskiej. Właśnie tu, prawdopodobnie w dniu 23 stycznia 1869 lub - według innych danych - w tym samym dniu, ale trzy lata później, przyszedł na świat Grigorij Jefimowicz Rasputin. Grisza był dziwnym dzieckiem. Lubił samotnie włóczyć się po lesie lub leżeć na ziemi i całymi godzinami wpatrywać się w płynące po niebie obłoki. Kochał zwierzęta. Często widywano, jak rozmawiał z nimi. Kiedyś ojciec, Jefim Rasputin, dość zamożny woźnica wiejski, opowiadał żonie Annie, że ich koń okulał. Griszka wstał wtedy od stołu i poszedł do stajni. Powiedział coś do konia, położył dłoń na jego chorej nodze i po chwili... zwierzę mogło ruszyć galopem. Miejscowi ludzie zadziwieni tymi umiejętnościami przyprowadzali do Griszki chore psy, krowy, kozy, konie. Z czasem zaczęli przychodzić z własnymi dolegliwościami. A chłopak wysłuchał każdego, popatrzył tym swoim niesamowitym, przenikającym na wskroś wzrokiem,
dotknął bolących miejsc, poszeptał coś pod nosem i choroby przechodziły, jak ręką odjął. Potrafił też wskazać gdzie są zagubione lub skradzione przedmioty, przewidzieć niespodziewane wydarzenia, a nawet czyjąś śmierć.
Rasputin, ok. 1900 r. Autor nieznany
Z chłopakami ze wsi natomiast Griszka nigdy nie był w dobrej komitywie. Bił się z nimi przy lada okazji, bo przezywali go "zasmarkańcem", wyśmiewali, że gada do drzew i zwierząt, często modli się płacząc przy tym, i że ma "widzenia". Wiele lat później, jako dorosły już człowiek, poprowadził swoje dzieci na polanę niedaleko rodzinnej wioski. "To tu modliłem się i doznałem pierwszego objawienia, że Bóg jest zawsze w nas. Wewnątrz nas" - objaśnił, a syn Dmitrij oraz córki Matriosza i Warwara słuchali jego słów z szacunkiem i uwielbieniem. Kochali swego ojca, a i on świata za nimi nie widział. Bawił się z nimi, rozmawiał, opowiadał o swoich przygodach w dalekim świecie. Niedorozwiniętego umysłowo Dmitrija otaczał prawdziwie czułą opieką. Z żoną, trzy lata starszą Praskowią Fiedorowną Dubrowiną, także łączyło go silne uczucie. Byli dobraną parą. Oboje lubili bawić się, tańczyć i śpiewać. Rasputin zawsze był wobec niej uprzejmy i łagodny. Praskowia zaś doskonale rozumiała, że człowiek, którego poślubiła nie jest
zwyczajnym zjadaczem chleba, lecz niepoprawnym marzycielem, kto wie, może rzeczywiście nawiedzanym przez Boga. Nie miała pretensji, że nie pracował w polu, bo tego nie lubił, nie sprzeciwiała się jego wybrykom w karczmach ani wędrówkom po świecie. Bywało, że gdy stawał w drzwiach domu po półrocznej nieobecności, wołała: "Ot, Griszka wrócił" i rzucała mu się na szyję. Była kobietą nadzwyczaj tolerancyjną. Nawet gdy sąsiadki judziły ją, by pogoniła na cztery wiatry służącą Dunię romansującą na oczach wszystkich z jej mężem, albo gdy on sprowadzał sobie do domu na noc inne kobiety, nie oburzała się, nie robiła awantur, mawiała tylko ze śmiechem: "Wystarczy go, wystarczy dla wszystkich".
Świat pociągał Griszkę od najmłodszych lat. Marzył o dalekich podróżach. Jednak pierwszy raz opuścił na dłużej wieś, dopiero gdy był dorosłym już, żonatym człowiekiem. A zdecydowała o tym nie tyle potrzeba realizacji dziecięcych marzeń, co konieczność. Zawsze miał krewki temperament i skłonność do mieszania się w najróżniejsze afery. Nie bez powodu przecież przezywano go "koniokradem". Tym razem narobił sobie większych niż zwykle kłopotów. Powierzony mu towar - bo po ojcu przejął funkcję wozaka - zaginął po drodze, rzekomo skradziony przez rozbójników, za to w kieszeni Rasputina zaczęły pobrzękiwać nie wiadomo skąd wzięte złote ruble. Zanosiło się na sprawę karną zakończoną dłuższą odsiadką w tiurmie. Uchronić się przed nią mógł jedynie znikając na jakiś czas z oczu sąsiadów i policji.
Na miejsce dobrowolnego zesłania wybrał odległy o kilkaset kilometrów klasztor w Wierchoturje. Tam poznał ojca Makarego, zakonnika, nawróconego grzesznika, który zdecydował się poświęcić resztę życia Bogu, człowieka, pod którego wpływem wytyczył sobie życiowy cel. Przed nim wyspowiadał się z popełnionych grzechów, opowiedział mu o swoich niezwykłych umiejętnościach i wizjach przeżywanych od dziecięcych lat. Bogactwo życia wewnętrznego Rasputina wywarło na mnichu ogromne wrażenie. "Matka Boża przyszła do ciebie synu i ty musisz podążyć za nią" - pouczył adepta , a ten mocno wziął sobie do serca mnisze nauki. Dopatrzył się w nich nawet swojej misji życiowej… I tego się trzymał.
Samotny pielgrzym
Odtąd wiódł życie "świętego starca" - samotnego pielgrzyma wędrującego od wsi do wsi i od miasta do miasta - głoszącego napotkanym ludziom słowo boże. Prowadził dysputy teologiczne z duchownymi i dążył do odnowy religijnej. Każdego roku z nastaniem wiosny, odziany w płócienny, przewiązany sznurem płaszcz, z ikoną za pazuchą i półbochenkiem chleba w torbie, wyruszał by szukać drogi do zbawienia dla siebie i innych. Wędrując, pracował u chłopów za pożywienie, a jak go nie dostał - pościł. Nocował w stodołach lub po prostu w przydrożnych rowach. Przekroczył Wołgę i przemierzył góry Kaukazu. Brzegiem Morza Czarnego dotarł do Grecji, gdzie modlił się w najstarszych monastyrach prawosławia. Tak było wiosną i latem, bo na zimę zawsze wracał do rodzinnego Pokrowskoje. Od innych świętych starców, których było przecież w Rosji niemało, odróżniał go młody wiek - swoje wędrowne misje zaczął nie mając jeszcze trzydziestki. Cechowało go także wielkie zamiłowanie do doczesnych przyjemności i do płci pięknej, demonstrowane
przy każdej nadarzającej się okazji.
Wydawać by się mogło, że trudno o większą sprzeczność miedzy teorią a praktyką, ale Rasputinowi udało się sprytnie je ze sobą pogodzić. W tej materii inspiracją mu były praktyki działających głównie na Syberii chłystów, sekty opierającej się na przekonaniu, że bez grzechu nie ma zbawienia, a drogą jego dostąpienia są skrucha i żal za popełniony grzech. Obrzędy sekciarzy prowadziły do ekstazy religijnej i erotycznego szaleństwa. Kończyły się orgią wszystkich z wszystkimi, za wyjątkiem małżeństw… bo w nich stosunki płciowe były zabronione. Biczowanie ciał podczas ekstatycznego tańca chłyści nazywali "niszczeniem siedliska szatana", a orgie "ćwiczeniami duchowymi z miłości braterskiej". I właśnie te "ćwiczenia duchowe" zapożyczył Rasputin jako element szerzonej przez siebie odnowy. "Nie myśl, że ja ciebie wykorzystuję i plamię" - mawiał do kobiet, które wprowadzał w niedostępne im dotąd obszary duchowości. - "Ja cię oczyszczam. Przeze mnie spływa na ciebie błogosławieństwo boże" - szeptał lubieżnie, zadzierając
im spódnice. Ale nie tylko "błogosławił". Również cierpliwe wysłuchiwał najdłuższych nawet opowieści o troskach i problemach, ocierał łzy, uśmierzał lęki, łagodził bóle, radził, pocieszał. Kobiety - a były wśród nich zarówno panie jak ich służące - od razu czuły się lepiej, więc wielbiły go i pomnażały jego sławę. Taka na przykład Khionia Bierładska przeżyła załamanie nerwowe po samobójczej śmierci męża. Rasputin potrzymał ją za rękę i powiedział, że nawet sam Chrystus nie był w stanie powstrzymać jednego ze swoich uczniów przed powieszeniem się. Brzemię spadło kobiecie z serca. Olga Łochtina popadła w depresję i przez pięć lat nie ruszała się z łóżka. Lekarze nie znajdowali sposobu uleczenia. Rasputin przemawiał do niej, przekonywał o stałej opiece i obecności Boga obok niej, i o tym, że Bóg jej nigdy, ale to nigdy nie opuści. Łochtina poczuła się lepiej. Wstała. Uznała, że Rasputin sprawił cud. Obie, podobnie jak wiele, wiele innych kobiet były gorliwymi orędowniczkami otaczającej go legendy.
Osobliwość na salonach
Wieści o "świętym starcu", natchnionym wizjonerze, uzdrowicielu, egzorcyście i kaznodziei - dotarły w końcu do stołecznego Petersburga. Tu trafiły na bardzo podatny grunt. Zaczynał się XX wiek. Narastały napięcia społeczne. Śmietanka petersburskiego towarzystwa jakby czuła, że nieuchronnie nadchodzi koniec pewnej epoki. Ludzie chcieli do cna wykorzystać jej ostatnie godziny. "Na zielonych stolikach piętrzyło się złoto, za zasuniętymi firankami tuliły się do siebie spragnione pary, ulicami galopowały trojki. Miasto przeżywało rozkwit gospodarczy, a to podsycało gorączkę życia, budziło pragnienia" - pisze Brian Moynahan, autor jednej z licznych książek o losach Rasputina. Jednak w powietrzu czaiło się jakieś zło powodujące, że mieszkańcy stolicy, w szczególności klasy uprzywilejowane, stawali się nerwowi, przeczuleni, popadali w mistycyzm.
Rasputin w towarzystwie gen. Putyatina i płk. Lomana fot. Wikimedia Commons
Prosty chłop z Syberii, prawdziwa sól rosyjskiej ziemi, do tego nawiedzany przez Boga i Matkę Bożą, cudowny uzdrowiciel ciał oraz dusz zdawał się być wymarzonym remedium na ten stan. Gdy tylko przybysz z Pokrowskoje pojawił się w 1903 r. w mieście, zaproszenia do petersburskich salonów posypały się jedno za drugim. Rasputin, nieokrzesany chłop z niedomytymi rękami, ledwo potrafiący się podpisać i głośno siorbiący zupę z miski, czuł się w nich doskonale - bez najmniejszego skrępowania i bez chłopskiej uległości. Rozglądając się po udekorowanych ścianach potrafił rzucić uwagę: "za te obrazy można by wyżywić pięć głodujących wiosek", nawet ostro zbesztać jaśniepaństwo, a oni słuchali w pokorze. Charyzma roztaczana przez Rasputina rodziła fascynację. "Pojawił się między nami prorok" - przekazywano z ust do ust. Sam zainteresowany gorliwie podtrzymywał tę opinię: modlił się przy każdej okazji, dyskutował na tematy teologiczne - nawet z dostojnikami cerkwi, którzy w większości słuchali go z uwagą, uzdrawiał,
przestrzegał i pocieszał, ciemniejszą stronę swojej działalności i seksualne ekscesy ukrywając na ile się dało. A nawet i one były w jakiś sposób fascynujące dla otaczających go ludzi.
Nie trzeba było długo czekać, by niezwykłym przybyszem zainteresował się carski dwór. Księżniczki Milica i Anastazja, kuzynki carskiej rodziny i przyjaciółki carowej, wielkie fanki Rasputina, zorganizowały spotkanie Mikołaja i jego żony ze swoim guru. Tego dnia - a był to 1 listopada 1905 r. - Mikołaj zanotował w swoim dzienniku: "poznaliśmy bożego człowieka". Niedługo potem przedstawił mu swoje cztery córki: Olgę, Tatianę, Marię i Anastazję oraz jedynego syna Aleksego. Brodaty, rubaszny sybirak ze swadą opowiadający o Bogu i zwierzętach, od razu przypadł do serca jaśnieoświeconej dzieciarni. Gdy okazało się, że Rasputin potrafi pomóc carowej Aleksandrze w zwalczeniu nękających ją ataków depresji i melancholii, a do tego umie zatrzymać krwotoki i ukoić cierpienia chorego na hemofilię Aleksego, rodzina carska wprost nie mogła się bez niego obejść. "Nasz drogi przyjaciel" - mówili o nim. On zaś zwracał się do cara "ojczulku", a do carowej "matuchno". Rzecz jasna przed carostwem Rasputin prezentował tylko swoje
lepsze oblicze. Jego ciemne sprawki i erotyczne wybryki były wprawdzie tajemnicą poliszynela, ale wobec carostwa nikt nawet nie śmiał o nich wspomnieć. Zresztą nawet jakby wspomniał i tak nie dano by mu wiary.
Rosja Rasputina
Wszystkim było wiadomo, że car Mikołaj, człowiek nieśmiały i kompletnie pozbawiony pewności siebie, a w dodatku dość kiepsko przygotowany do sprawowania władzy, miał trudności z samodzielnym podejmowaniem decyzji. Otaczał się doradcami, a że do żadnego nie miał całkowitego zaufania, zasięgał rady u żony. Teraz przybył mu drugi zaufany konsultant - Rasputin. Aleksandra także wszystkie swoje posunięcia omawiała z Rasputinem, zaś jego słowa przyjmowała jak wyrok boski. Trudno było inaczej - "drogi przyjaciel" zdawał się wiedzieć to, czego nie wiedzieli inni: raz przestrzegł cara, by nie zabierał ze sobą do Kijowa ministra Piotra Stołypina, bo tam grozi mu śmierć. Car po raz pierwszy zignorował słowa Rasputina i stało się: podczas przedstawienia w teatrze dokonano zamachu na ministrze. Spełniło się proroctwo "bożego człowieka" - carostwo uznali to za znak, że realizuje on na ziemi jakiś "wyższy plan". "Ich wysokości zaliczały się do grona tych, co wierzyli w potęgę tego cudotwórcy" - wspominała później Anna
Wyrubowa, przyjaciółka carycy i jedna z najzagorzalszych wyznawczyń Rasputina. Nic to, że wiele Rasputinowych rad było chybionych czy wręcz szkodliwych dla Rosji i carskiej rodziny. Car i omotani przez "świętego starca" politycy, a nawet i niektórzy duchowni, nie byli w stanie patrzeć obiektywnie na rzeczywistość. Oczywiście byli i tacy, co próbowali odseparować carską rodzinę od wpływu Grigorija Jefimowicza. Ale nie kończyło się to dla nich dobrze. Zwolennicy zaś Rasputina szybko awansowali na najwyższe urzędy. Schlebianie mu stało się receptą na zrobienie kariery, bo umiał odwdzięczyć się swoim pochlebcom. W latach 1914-1916 premierzy i ministrowie obrony zmieniali się co pół roku a ministrowie spraw wewnętrznych jeszcze częściej i do każdej z tych nominacji miał przykładać rękę Rasputin właśnie. Z jego poparciem, w bardzo trudnym dla uwikłanej w wojnę Rosji 1916 roku, na czele rządu stanął Borys Sturmer, o którym mówiono, że jest "całkowitym zerem", a Aleksander Protopopow, powszechnie podejrzewany o
kiepską kondycję umysłu, został mianowany ministrem spraw zagranicznych.
Rasputin miał więc władzę i korzystał z niej, lecz krajowi nie przynosiło to korzyści. Mało jednak prawdopodobne, by - nawet przy najlepszych chęciach - był w stanie rozegnać czarne chmury gromadzące się nad "Matuszką Rossiją", choć chętnie i z upodobaniem wtrącał się do polityki. Równie chętnie - z dużo lepszym skutkiem - pomagał wszystkim, którzy o to prosili: urzędnikom, robotnikom, studentom, Żydom, którzy otrzymali nakaz deportacji, a także młodym ludziom pragnącym uniknąć poboru do armii, przemysłowcom zabiegającym o dostawy rządowe i spekulantom - bo każdy przecież musi żyć. Od tych, co mieli pieniądze przyjmował po 100 rubli "na budowę cerkwi w Pokrowskoje", a jak kto nie miał - pomagał za darmo. Bywało, że przez wynajmowane przez niego mieszkanie przy ul. Gorochowej przewijało się 300 petentów dziennie! Czuł się ważny, potrzebny, uwielbiany. Był w swoim żywiole.
Zamach, patriotyczny obowiązek
Wrogowie carskiego faworyta nie ustawali jednak w wysiłkach by skompromitować go, uwięzić, wysłać bezpowrotnie na Syberię czy do samego diabła. Rasputin jednak zawsze potrafił się wywinąć i wracał na carski dwór jeszcze silniejszy. W końcu postanowili sięgnąć po środki ostateczne. W sierpniu 1910 r. nieznani sprawcy próbowali rozjechać go samochodem na drodze. W 1913 r. gubernator regionu jałtańskiego, generał Dumbadze, zamierzał utopić Rasputina w morzu Czarnym, gdy ten płynął statkiem z Sewastopola do Jałty. Chciał jednak załatwić sprawę lege artis i… wystąpił o pozwolenie na tę akcję do ministra spraw wewnętrznych. Pozwolenia rzecz jasna nie otrzymał. Minister Chwostow znowu próbował załatwić sprawę własnymi kanałami, naciskając na agentów "ochrany" strzegących Rasputina, by dyskretnie doprawili jego obiad trucizną. Jednak żaden się na to nie zgodził. Innym razem próbowano podać mu truciznę w winie, kolejnym - sprowokować do awantury, w trakcie której zostałby "niechcący" zastrzelony, a jeszcze kiedy
indziej zasztyletować, ale Rasputin zawsze wychodził z tych opresji obronną ręką. Mordercze plany rodziły się nawet w głowach carskiej rodziny w większości przekonanej, że to właśnie "drogi przyjaciel" jest winien wszystkich nieszczęść nękających kraj, i że zgładzenie go jest wręcz patriotycznym obowiązkiem.
Rasputin w towarzystwie wielbicielek Fot. Wikimedia Commons/Rheta Childe Dorr
Jednym z najzacieklejszych wrogów Rasputina był młody arystokrata, książę Feliks Feliksowicz Jusupow, żonaty z carską siostrzenicą. Wraz z kuzynem cara księciem Dmitrijem Pawłowiczem, członkiem Dumy, Władimirem Puryszkiewiczem i oficerem lejb-gwardyjskiego pułku Preobrażeńskiego Suchotinem, podjęli się go zgładzić. Plan był mniej więcej taki: Rasputin miał przybyć do pałacu Jusupowa nad rzeką Mojka w Petersburgu, zwabiony perspektywą poznania jednej z najpiękniejszych kobiet Rosji, Iriny Aleksandrownej, żony Jusupowa. Tam miał na niego czekać śmiertelny poczęstunek. Strzałów, jako źródła zbędnego hałasu, nie brano pod uwagę. Początkowo wszystko szło zgodnie z planem. W przedostatni dzień grudnia 1916 r. Rasputin zjawił się u Jusupowów i w oczekiwaniu na rzekomo spóźniającą się damę, raczył się ciastem i winem. Czy cyjanek potasu dostarczony przez wciągniętego do spisku lekarza wojskowego Stanisława Łazowerta był zwietrzały, czy też spiskowcy w zdenerwowaniu pomylili się i zamiast trucizny dodali jakąś
nieszkodliwą substancję, grunt że Rasputin, zjadłszy kilka "śmiertelnych" ciastek, miał się całkiem dobrze. No, może był trochę senny… Wtedy zdesperowany Jusupow wyciągnął broń i strzelił. Polała się krew, ale Rasputin bynajmniej nie padł trupem tylko rzucił się na Jusupowa i zaczął go dusić. Z odsieczą Jusupowowi ruszyli Dmitrij i Puryszkiewicz. Rasputin z nadspodziewana siłą odepchnął spiskowców i rzucił się do ucieczki. Teraz strzelali do niego wszyscy, ale - mimo ran - on ciągle biegł. Upadł dopiero na dziedzińcu. Dla pewności Jusupow uderzył go kilka razy drewnianą pałką po głowie, miażdżąc czaszkę. W końcu oprawcy związali Rasputina i dopiero wtedy wywieźli go nad Newę. Książę Dmitrij osobiście wrzucił go do rzeki, myśląc że wrzuca trupa. Gdy trzy dni później odnaleziono i wyłowiono ciało okazało się, że Rasputin jeszcze żył i zdążył nawet częściowo wyswobodzić się z więzów, a sekcja wykazała wodę w płucach - oznacza to, że Rasputin nie zmogła trucizna, kule i rany. Przyczyną zgonu było utonięcie.
Wiadomość o śmierci Rasputina wywołała wybuch radości na ulicach Petersburga. Carowa jednak była zdruzgotana. Domagała się natychmiastowej egzekucji uczestników spisku, lecz nie udało jej się przeforsować swojej woli wobec zdecydowanego sprzeciwu większości carskich krewnych. Skończyło się na usunięciu spiskowców ze stolicy. A car? Żałował "drogiego przyjaciela" ale chyba też poczuł ulgę, że sytuacja, która go przerosła, została rozwiązana.
Nie znaczy to, że śmierć Rasputina zmieniła w Rosji cokolwiek. Była jednak katalizatorem późniejszych wydarzeń. Przez nią dokonał się w psychice społeczeństwa wychowanego w przekonaniu, że władza pochodzi od Boga, istotny przełom. "Agresja wobec Rasputina była w rzeczywistości skierowana przeciw monarchii. To właśnie on ściągał na siebie cały gniew i frustrację społeczną, osłaniając carską rodzinę" - uważa Moynahan. Zażyłość carostwa z tak dwuznacznym jak Rasputin indywiduum, skompromitowała ich w oczach krewnych i arystokracji, uważających zabicie Rasputina za czyn patriotyczny. Stąd opcja nieukarania zabójców. Dla inteligencji znów ta sytuacja stała się dowodem na porażającą nędzę moralną caratu. Natomiast dla znakomitej części chłopstwa i miejskiego proletariatu zabito "jednego z nich", człowieka ujmującego się za ich losem, mówiącego w ich imieniu orędownika ich spraw. A to już rodziło sprzeciw.
Grigorija Rasputina pochowano w letniej rezydencji cara w Carskim Siole. Na pogrzebie byli obecni carostwo z dziećmi. Carowa przed zamknięciem trumny włożyła do niej ikonę, na której podpisali się uczestnicy pogrzebu: "Żegnaj, Drogi Przyjacielu". Gdy Rasputina zabrakło... spełniła się jego przepowiednia, że najdalej w ciągu dwóch lat car utraci władzę. Spełniły się też jego słowa, że przed swoją śmiercią carostwo zobaczą jego rodzinny dom. Trzy miesiące po pogrzebie Rasputina rewolucja w lutym 1917 r. położyła kres carskiej władzy. Drugiego marca Mikołaj abdykował. W sierpniu, gdy czerwoni odprawili carską rodzinę do Tiumenia i stamtąd statkiem do Tobolska, po drodze mijali Pokrowskoje. Najlepiej widocznym budynkiem we wsi, był właśnie dom Rasputinów stojący tuż nad brzegiem rzeki...
Postać Rasputina wpisała się mocno w historię Rosji, a nawet i świata. Zaskakująco zagościła też w ogrodnictwie. Rododendrony o kwiatach fioletowej barwy i ciemnofioletowe klematisy noszą imię właśnie Rasputina.
Wika Filipowicz
Materiał nadesłany do redakcji serwisu "Historia" WP.PL przez Internautkę.