Greenpoint w blasku świec
Od sklepu Oaza na Manhattan Avenue po prywatne domy dwurodzinne na Humboldt Street mieszkańcy Greenpointu czcili w piątek pamięć wszystkich, którzy stracili życie w czasie wtorkowego zamachu terrorystycznego na Nowy Jork i Waszyngton.
Polacy zbierali się po godzinie 7 wieczorem w małych grupkach i w milczeniu z zapalonymi światłami oddawali im hołd. Niektórzy modlili się.
Przypadkowi przechodnie zatrzymywali się przy grupkach z zapalonym świecami, prosili o świeczkę, by potem z zapalonym zniczem stać z innymi. Przy kościele sw. Antoniego na Manhattan Ave. grupa około 50 osób żebrała się i pod przewodnictwem księdza odmawiała pacierz. W wielu innych miejscach Greenpointu w spontaniczny sposób Polacy odpowiadali na apel prezydenta Busha o chwile skupienia i dodanie otuchy rodzinom tragicznie zmarłych.
Na Ridgewood w piątkowy wieczór w oknach i na gankach domów zapłonęły setki świec. Mieszkańcy tej na co dzień spokojnej, "sypialnianej" dzielnicy chcieli w ten sposób oddać hołd ofiarom wtorkowego zamachu oraz wyrazić solidarność z rodzinami ofiar.
Nie było okrzyków, hałasu. Tylko cisza. Zebrani w małych grupkach, przed prowizorycznymi ołtarzykami, rozmawiali o tych, którzy wciąż leżą pod gruzami. Niektórzy trzymali zdjęcia zaginionych.
Nikt nie mówił o zemście, o odwecie. To nic nie da. Co będzie dalej? Nie wiadomo. Stanie się to, co ma się stać. Ale tego wieczoru nikt nie mówił o przyszłości.
Od tego będą następne dni. Piątek był dniem żałoby narodowej.
Ridgewood jest dzielnicą, w której mieszka bardzo wielu Polaków. Przed ich domami także stały świece. Niezależnie od tego, czy mieli w WTC swoich bliskich czy nie. Tragedia wszystkich dotknęła jednakowo.
Ulica wyglądała jak Cmentarz Bródnowski w Warszawie wieczorem w Święto Zmarłych. Posępne stare drzewa. I setki małych światełek. Do tego przytłaczająca głucha cisza. (Tomasz Wiśniewski/pr)