Greenpeace przerwał obrady francuskiego parlamentu
Kilkunastu działaczy organizacji ekologicznej Greenpeace zakłóciło swoim happeningiem obrady niższej izby francuskiego parlamentu. Uczestników akcji, którzy domagają się od władz realnej walki z globalnym ociepleniem, usunęły z parlamentu siły żandarmerii.
02.12.2009 | aktual.: 02.12.2009 20:08
Do happeningu doszło podczas popołudniowej debaty w Zgromadzeniu Narodowym na temat przygotowań do zbliżającego się międzynarodowego szczytu klimatycznego w Kopenhadze. Gdy przemawiał minister ds. ekologii Jean-Louis Borloo, siedzący na miejscach dla publiczności działacze ekologiczni rozwinęli transparenty z napisem: "Do czynu, panie prezydencie!". Równocześnie jedna z działaczek Greenpeace zsunęła się po linie na salę obrad. Wyprowadziły ją jednak stamtąd natychmiast służby porządkowe. Wkrótce potem ewakuowano wszystkich innych widzów.
Kilku deputowanych Zielonych nagrodziło happening oklaskami, co wywołało oburzenie przedstawicieli rządzącej prawicy. Krzyczeli oni w stronę Zielonych: "Chuligani!", "Faszyści!". Parlament przerwał na chwilę obrady, gdy na sali zapanował kompletny chaos.
Zaraz potem, około godziny 17:00, obrady parlamentu zostały zawieszone po anonimowym telefonie o rzekomym podłożeniu bomby w tym gmachu. Nie wiadomo, czy alarm miał związek z wcześniejszą akcją Greenpeace.
Nieco wcześniej, około południa, kilku działaczy Greenpeace wspięło się z wozu strażackiego po drabinie na dach Zgromadzenia Narodowego i rozwinęło tam swoje transparenty. Zostali jednak szybko usunięci przez żandarmerię.
Greenpeace domaga się od prezydenta Nicolasa Sarkozy'ego, by na grudniowym szczycie w Kopenhadze walczył z większą niż do tej pory determinacją o redukcję emisji gazów cieplarnianych na świecie.