ŚwiatGrecka "terapia wstrząsowa". Walcząc o Grecję, walczymy o Europę

Grecka "terapia wstrząsowa". Walcząc o Grecję, walczymy o Europę

Wynik referendum w Grecji już jest dobrze przyjmowany w Moskwie. To przecież odwrócenie uwagi od tego, co sama robi na innych terenach, w Donbasie i na Ukrainie, a ponadto zaproszenie do stosowania klasycznej formuły "dziel i rządź". Nie ma wątpliwości, że Kreml chłodno i cynicznie wykorzysta grecki kryzys do swoich celów - pisze w komentarzu dla Wirtualnej Polski prof. Bogdan Góralczyk.

Grecka "terapia wstrząsowa". Walcząc o Grecję, walczymy o Europę
Źródło zdjęć: © AFP | LOUISA GOULIAMAKI
prof. Bogdan Góralczyk

06.07.2015 | aktual.: 06.07.2015 10:59

Wyniki nadzwyczajnego i bezprecedensowego referendum w Grecji zaskoczyły europejskie elity, czego dowodem jest natychmiastowy wyjazd pani kanclerz Angeli Merkel do Paryża oraz nadzwyczajny szczyt UE zwołany przez Donalda Tuska. Stawka jest bardzo wysoka, bo to nie tylko o Grecję tu chodzi. W istocie pod znakiem zapytania stanęły spójność strefy euro oraz samej Unii Europejskiej.

Europejskie elity, co widzieliśmy w ubiegłotygodniowej długiej wypowiedzi szefa Komisji Europejskiej Jean-Claude'a Junckera, liczyły, że dzięki referendum pozbędą się "lewaka" Aleksisa Ciprasa i jego Syrizy. Dlatego odłożyły wszelkie rozmowy na czas "po referendum". Teraz spieszą, bo wiedzą, że czas goni.

Grecki mandat

W wymiarze faktycznym Grecja jest już bankrutem. Nie spłaciła, jak pamiętamy, 1,6 mld euro do końca czerwca, a 20 lipca mija data spłaty kolejnej transzy zadłużenia, w wysokości 3,6 mld euro. Tymczasem tych środków po prostu nie ma. Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW) w specjalnym raporcie opublikowanym tuż przed referendum napisał, że Grecja wymaga natychmiastowej pomocy rzędu 50 mld euro. Jeśli ich nie otrzyma, musi wyjść z euro i radzić sobie sama. Nastąpi wtedy nieskoordynowany i chaotyczny Grexit, gdy jedno z państw członkowskich UE będzie skazane na poniewierkę.

To jest stawka, o którą teraz gramy: spoistość strefy euro i UE oraz przyszły kształt europejskiej integracji. Dotychczasowemu kształtowi tej ostatniej mieszkańcy Grecji - postrzegający to, co się dzieje, jako bój pomiędzy suwerennym narodem a bezkompromisowymi wierzycielami i oligarchami spod znaku Trojki (MFW, Europejski Bank Centralny - EBC i Komisja Europejska) - właśnie się sprzeciwili.

Są już pierwsze ofiary. Po ogłoszeniu wyniku referendum podał się do dymisji, honorowo, szef największej partii opozycyjnej, Nowej Demokracji, były premier Antonis Samaras. Ale do dymisji podał się także dotychczasowy minister finansów Janis Warufakis, który traktował stanowisko Trojki jako "dyktat" i jeszcze tuż przed referendum nazwał ich podejściem mianem "terroryzmu". Nie przebierał więc w słowach i środkach, a teraz mówi, że będzie się cieszył "nienawiścią, jaką do mnie żywili".

Jedno jest pewne: referendum niczego nie rozstrzyga. Daje jedynie mocniejszy mandat premierowi Aleksisowi Ciprasowi, czyli - jak go nazwał tuż po referendum szef niemieckiej CSU Andreas Scheuer - temu "lewicowemu szantażyście". Emocje są wysokie i rozhuśtane, temperatura jak upał za oknem. Tymczasem wskazane byłyby chłodne umysły i trzeźwe głowy. Europa nie może sobie pozwolić na to, by rządziły nią emocje i strach. Czas skończyć z upokarzaniem Greków - dali sygnał mieszkańcy tego kraju.

Europejska bezradność

Mamy kontynentalny wstrząs i to w sytuacji, gdy Grecy nienawidzą Niemców, Merkel i Trojki (w tej właśnie kolejności), a z kolei Niemcy we właśnie przeprowadzonym sondażu aż w 85 proc. sprzeciwiają się dalszej pomocy dla Grecji. Jak wyjść z tej pułapki?

Wiadomo, że trzeba natychmiast siadać do nowych negocjacji, bowiem bez nowych kredytów Grecja polegnie. A nadrzędny obecny cel dla europejskich elit decyzyjnych jest taki, by próbować kontrolować ten proces, już naładowany ogromnymi emocjami, i za wszelką cenę nie dopuścić, by ewentualny Grexit, którego nadal nie dopuszcza się jako realnej opcji, nie zamienił się w chaos i skazanie Grecji na własny los.

Stawką nie jest więc tylko, jak mówią ekonomiści, ogólny dług Grecji sięgający sumy ponad 320 mld euro i fakt, że Grecja musi otrzymać albo umorzenie przynajmniej jego części, albo odroczenie spłat na bardzo długo. To oczywiście też, bo dalszy los "niepokornej" Grecji nie powinien być nam nadal obojętny. Chodzi nade wszystko o to, jaki sygnał damy całemu światu jako UE i rzekomo jednocząca się Europa.

Wynik Greferendum, jak je ładne nazwano, na pewno ucieszył przeciwników integracji, eurosceptyków oraz te ugrupowania i polityków, którzy piedestale stawiają interesy narodowe. To już widzimy i poczujemy jeszcze bardziej. Nie omieszkają oni przecież skorzystać z okazji, by podrwić na zimno z tego, że UE i Trojka dostały prztyczka w nos.

Podstawowy problem polega na tym, czego do końca nie rozumiemy, że w tej "terapii wstrząsowej", stosowanej przez obie strony, tak naprawdę nie chodzi tylko o Grecję, lecz o przyszłość całego europejskiego projektu integracyjnego, który i tak już trzeszczy w szwach pod naporem nowego, niespodziewanego, a strukturalnego w swych wymiarach wyzwania, jakim są stale napływający na nasz kontynent uchodźcy (właśnie podano, że ostatnio trafiło ich więcej do udręczonej Grecji niż do Włoch). Czy znajdujący się w bezpośrednim sąsiedztwie, a bezpardonowy w działaniu ISIS, czyli tzw. Państwo Islamskie, nie skorzysta z okazji, by kraj ten jeszcze bardziej zdestabilizować?

Niespokojna scena

Grecja to podbrzusze Bałkanów, a te też nie są w dobrym stanie: bezrobocie ogromne, szanse szybkiego rozwoju nikłe. Czy Grecja ma pójść w ślady węgierskiego premiera Viktora Orbana, forsującego koncepcję budowy muru na granicach? Jak odgrodzić od ISIS i niestabilnego regionu greckie wyspy? Oto kolejne kardynalne pytanie, szczególnie na wypadek niekontrolowanego dalszego procesu negocjacji i rozmów oraz całkiem przecież realnego chaosu, gdyby EBC po 20 lipca wstrzymał dalsze środki.

To nie koniec! Taki, a nie inny obrót spraw i wynik referendum w Grecji już jest dobrze przyjmowany w Moskwie. To przecież odwrócenie uwagi od tego, co sama robi na innych terenach, w Donbasie i na Ukrainie, a ponadto zaproszenie do stosowania klasycznej formuły "dziel i rządź". Kreml aż tak wielkich pieniędzy nie ma, więc gospodarczej pomocy na wielką saklę nie udzieli, ale politycznie - tu nie ma wątpliwości - grecki kryzys do swych celów chłodno i cynicznie wykorzysta.

Duże pieniądze w dzisiejszym świecie, to wiemy, mają Chińczycy. Czy zdecydują się do Grecji wejść na jeszcze większą skalę niż już tam są? Port (kontenerowy) w Pireusie, traktowany przez nich jako "okno wyjścia na Europę" już mają. Niedawno przejęli port w Atenach, a nawet największy w tym kraju browar. Ale nawet oni, ustami premiera Li Keqianga, boją się chaosu. Chętniej weszliby do Hellady jeszcze głębiej przy kontrolowanych procesach, czy to dalszych negocjacji, czy nawet Grexitu.

Grecja i jej obecne rozkołysanie niepokoi też innych, czego dowodem jest niespodziewana oferta pomocy ze strony Turcji, sformułowana przez ich premiera Ahmeta Davutoglu. Już dosyć destabilizacji w naszym sąsiedztwie - zdaje się mówić Ankara.

Grecja to także państwo członkowskie NATO, nie tylko UE. Być może trzeba iść także i tą drogą, jeśli Turcja zdradza taką ochotę, a zaniepokojony prezydent Barack Obama rozmawia telefonicznie z europejskimi przywódcami?

Walcząc o Grecję, walczymy o Europę - powinniśmy mieć tego świadomość. Nie pouczajmy już Greków i nie patrzmy na nich z góry. Owszem, oni beztrosko najpierw nabroili, ale teraz cierpią, mając zamknięte banki i ograniczony dostęp do bankomatów, a muszą borykać się z blisko 27 proc. bezrobociem i ponad 50 proc. wśród młodzieży.

Poprzednia kuracja ze strony Trojki nie pomogła. Najwyższy czas wyciągnąć z tego należyte wnioski. Grecy już powiedzieli swoje, zafundowali europejskim elitom, spodziewającym się upadku Syrizy, kolejną kurację wstrząsową. Co zrobią eurokraci? Będą w stanie odejść od wyrachowania i technokracji? Zmienią zdanie, czy skażą nas - Greków i Europejczyków - na dalsze wstrząsy?

Najpóźniej do 20 lipca powinno się wyjaśnić. Choć ten proces, to pewne, rozłożony będzie na długie miesiąc i lata, a nie dni, to niestety też pewne.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (443)