Gomułka: otrzemy się o dziurę rzędu "pół Bauca"

Gościem Radia PiN był profesor Stanisław Gomułka, główny ekonomista Business Centre Club, były wiceminister finansów.

Gomułka: otrzemy się o dziurę rzędu "pół Bauca"
Źródło zdjęć: © WP.PL | Konrad Żelazowski

22.01.2009 | aktual.: 22.01.2009 13:24

Cezary Szymanek: A Gościem Radia PiN jest profesor Stanisław Gomułka, główny ekonomista Business Centre Club, były wiceminister finansów. Dzień dobry, panie profesorze.
Stanisław Gomułka: Dzień dobry panu, dzień dobry państwu.

*Panie profesorze, czy minister finansów, Jacek Rostowski, powinien wyjść i publicznie przyznać: tak, mamy dziurę w budżecie? * On to właściwie zrobił przez Ministerstwo Finansów, mówiąc, że wpływy do budżetu w zeszłym roku, szczególnie w ostatnich pięciu miesiącach były niższe o około osiem miliardów złotych. Więc w tym sensie mamy stanowisko jasne.

No, ale to było tak naprawdę przyznanie się nie wprost. Ja mam na myśli bardziej jasną deklarację, że w tym roku zabraknie nam? No właśnie ile? 20, 25, 30 miliardów złotych?
Oczywiście, ta tak zwana dziura, to znaczy niedobór dochodów w zeszłym roku, to powstało w ostatnich pięciu miesiącach i osiem miliardów w pięć miesięcy, to znaczy gdzieś dwadzieścia miliardów w skali roku. A więc na to, co się stanie w tym roku, nakłada się nie tylko gorsza sytuacja wejściowa, bo budżet na rok bieżący zakładał lepszą realizację budżetu z ubiegłego roku, ale oczywiście silniejsze spowolnienie gospodarcze, niż zakładał to budżet. Mamy więc dwa czynniki, które będą rzutować na dochody w tym roku i na skalę, nazwijmy to dziury budżetowej, w sensie różnicy między oczekiwanymi dochodami a tymi, które wystąpią. Mianowicie już na punkcie wejścia mieliśmy gorszą sytuację, niż zakładał budżet. A po drugie będziemy mieć gorszy wynik, jeśli chodzi o PKB i w związku z tym skala tych niższych dochodów w tym roku może być rzeczywiście taka, jak pan mówi, 20-30 miliardów.

To może być do 30, czy też może przekroczyć 30 miliardów?
Powyżej trzydzieści?

A powyżej trzydzieści, to znaczy ile? Gdzie jest ta granica, ta ściana, do której możemy dotrzeć w tym roku?
Trudno powiedzieć, bo jeszcze nie mamy takiej całkiem dokładnej informacji na temat tego, jak duże będzie to spowolnienie. Wiadomo tylko, że będzie znaczne i dużo silniejsze, niż przewidywał budżet. Wzrost PKB będzie w tym roku raczej między 0-2 niż na przykład między 2-3%.

Pamięta pan, profesorze, "Dziurę Bauca", to było wtedy ok. 60, do 80 miliardów złotych. Myśli pan, że w tym roku, jesienią może się okazać, że mówimy o kwocie podobnej wielkości?
Ja w tej chwili mówię, że 20 do 30 miliardów złotych to jest podatkowy deficyt budżetowy.

Czyli plus 18 miliardów jeszcze?
No nie, więcej! Potrzeby pożyczkowe rządu, według tego budżetu, to jest 37 miliardów. Dlatego, że te 18 miliardów to jest definicja polska. Ale według Unii Europejskiej trzeba jeszcze dodać transfery do OFE? Także miarą tej dziury budżetowej zaprogramowanej, oficjalnej, w tym roku to są potrzeby pożyczkowe rządu, miały wynosić około 37 miliardów. Więc do tego trzeba dodać jakieś 20 do 30 miliardów dodatkowego deficytu z racji niedoborów budżetowych. Ale naturalne, że rząd może próbować ograniczać wydatki. Jeżeli będzie skuteczny w ograniczeniu wydatków, wydatków tyle dziura będzie mniejsza.

Panie profesorze, czyli przyjmując tę metodologię, o której pan mówi, również przyjmowaną przez Komisję Europejską, to może rzeczywiście zdarzyć się tak, że pod koniec roku otrzemy się o granicę 100 miliardów.
No nie, 100 miliardów to jest przesada. Jeżeli 100 miliardów traktować jako tę "Dziurę Bauca", to ja myślę, że raczej się otrzemy o dziurę rzędu "pół Bauca", czyli jakieś 50-60 miliardów. Takie jest zagrożenie, jeżeli chodzi o potrzeby pożyczkowe rządu, gdyby nie było żadnych dostosowań po stronie wydatków.

To w takim razie, panie profesorze, teraz porozmawiajmy o sposobach, bo mamy do wyboru: albo powiększenie owego deficytu, cięcie wydatków, albo podwyższenie podatków. Pan co by wybrał?
Tak jest. Oczywiście, jeżeli są możliwości obniżenia wydatków, to ja bym wybrał tę możliwość.

A jest możliwość?
No właśnie tu jest problem, który wymaga zbadania. Niestety najprostsza możliwość to cięcie wydatków inwestycyjnych, i jak się wydaje, to właśnie miało miejsce w ubiegłym roku. Dlatego, że nie zostały wykonane plany dotyczące absorpcji środków unijnych tych inwestycyjnych.

Pytanie tylko, czy robiąc w ten sposób, tnąc wydatki inwestycyjne, nie strzelamy sobie sami w stopę tak naprawdę.
To jest słuszne pytanie i niestety zasadne. Zależy nam na pełniejszym wykorzystaniu środków unijnych niż to było w ubiegłym roku. Informacja Ministerstwa Finansów jest szokująca pod tym względem. Niewykorzystanie środków unijnych w skali 20 miliardów? Zamiast 35 miliardów myśmy wykorzystali 15? A jeśli chodzi o te tzw. wydatki infrastrukturalne? Zamiast wydatków rzędu 20 miliardów tutaj niewykonanie było duże, bo aż 75%. Tylko 25% środków przeznaczonych na inwestycje infrastrukturalne zostało wykorzystanych. Panie profesorze, to które wydatki można zmniejszyć, by odbiło się to jak najmniejszym kosztem dla gospodarki?
Tutaj jest problem, ponieważ około ? wydatków publicznych to są tak zwane wydatki sztywne, określone przez istniejące ustawy.

Które nawet mogą wzrosnąć biorąc pod uwagę prognozowany wzrost bezrobocia.
Tak jest. I w związku tym na przykład transfery niezbędne do tego, by FUS funkcjonował sprawnie, czy na przykład jednostki samorządu terytorialnego, to dopłaty mogą wzrosnąć. I w związku z tym większy jest problem dla rządu Tuska, dla ministra finansów, gdzie szukać tych oszczędności. W tych tak zwanych wydatkach elastycznych? No ale tu właśnie jest problem, bo główna część tych wydatków to są wydatki potrzebne do absorpcji środków unijnych.

Czyli może się okazać, że jedynym wyjściem z sytuacji jest podwyżka wydatków pośrednich. Bo na podwyżkę podatków bezpośrednich potrzebujemy czasu.
Tak. Albo wzrost dochodów tego typu, oczywiście akcyza jest naturalnym takim instrumentem. Innym instrumentem jest powrót do składki rentowej tej sprzed dwóch lat. Z racji obniżenia tej składki budżet stracił w tym roku gdzieś w granicach 25 miliardów złotych. Więc oczywiście gdyby powrócono do tej składki sprzed dwóch lat, to w dużym stopniu rozwiązałoby sytuację.

A pana zdaniem należałoby powrócić natychmiast, czy od nowego roku?
Z punktu widzenia finansów publicznych należałoby powrócić jak najszybciej. Ale oczywiście to jest rozwiązanie również bardzo kosztowne. Zwiększa koszty pracy i rząd pewnie będzie zastanawiał się sto razy zanim podejmie ten krok. Inny krok to jest zwiększenie deficytu, ale to oznacza powiedzenie Unii Europejskiej i polskiemu społeczeństwu: nasze plany dotyczące wejścia do strefy euro SA nieaktualne.

Czyli każdy z tych kroków będzie bolesny? Według pana, które z rozwiązań kosztowałoby nas najmniej?
Ja nie chciałbym mówić, które z tych wyjść rząd powinien przyjąć, ponieważ to będziemy wiedzieć, znając skalę problemu. A tę skalę będziemy znać, myślę, dokładnie za kilka miesięcy, kiedy rząd przedstawi w sposób autorytatywny, czego właściwie oczekuje, jeśli chodzi o dochody no i powie też, gdzie są możliwości jakichś ewentualnych cięć mniej bolesnych. Myślę, że tę pracę musi wykonać przede wszystkim Ministerstwo Finansów w porozumieniu z premierem i innymi ministrami, a wtedy po analizie przedstawić różne możliwości, i wtedy tacy obserwatorzy zewnętrzni, jak ja i inni, będą mogli ocenić, które z proponowanych możliwych akcji na tę trudną sytuację byłoby właściwe. Ale w tej chwili pracę musi wykonać rząd a nie komentatorzy.

Panie profesorze, do pracy wzywa również Prezydent Najwyższą Izbę Kontroli, ponieważ chce, aby inspektorzy zbadali, czy rzeczywiście w budżecie jest i jakich rozmiarów dziura. Myśli pan, że Najwyższa Izba Kontroli coś znajdzie?
Wydaje mi się, że Najwyższa Izba Kontroli nie jest tutaj właściwym ciałem do analizowania tej sytuacji. Tu chodzi nie o to, aby sprawdzić zasadność jakichś wydatków, tylko chodzi o to, dlaczego te dochody są mniejsze i czego oczekiwać w tym roku, jakiej nowelizacji budżetu powinien rząd dokonać.

Czyli polecenie, a w zasadzie prośba Prezydenta, to zagranie polityczne a nie wynikające z troski o finanse publiczne?
Tak mi się wydaje. Najwyższa Izba Kontroli jest ciałem kontrolnym w rękach Sejmu przede wszystkim. Oczywiście Prezydent miał prawo, ale tu nie o to chodzi, aby w tej chwili coś kontrolować. Chodzi o to, aby wyjaśnić, ocenić, poinformować, przeprowadzić analizę tego, co się stało w ostatnim roku, w ostatnich miesiącach, bo to już niewątpliwie rzutuje na rozwój sytuacji w tym roku. A na to, co się stało, nakłada się jeszcze inna znacznie gorsza, pesymistyczna ocena rozwoju sytuacji gospodarczej w tym roku i w związku z tym założenia przyjęte w ustawie budżetowej dopiero co przyjętej właśnie przez Sejm i podpisanej przez Prezydenta już są ewidentnie nierealistyczne. A jak bardzo nierealistyczne? To się będzie okazywać w ciągu najbliższych paru miesięcy. Ja myślę, że rząd, zresztą zapowiedział to minister finansów, będzie musiał przygotować nowele budżetu. Może w połowie roku, może wcześniej. Chodzi o to, aby sprecyzować, jak głęboka ta nowela być powinna, i na czym ona powinna polegać. A w międzyczasie
społeczeństwo powinno otrzymywać rzetelne informacje, a nie po prostu takie oświadczenia, że nie ma problemu, że wszystko jest w porządku i że to tylko polityka. No nie, Ministerstwo Finansów powiedziało: w ostatnich pięciu miesiącach dochody były mniejsze o 8 miliardów no i to oczywiście przekłada się w skali roku na 20 miliardów i budżet pod tym względem już jest nierealistyczny. Ale wiemy też, że będzie gorzej, jeśli chodzi o wzrost gospodarczy, więc to będzie naprawdę duży problem.

Dziękuję bardzo, profesor Stanisław Gomółka, główny ekonomista Business Centre Club.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Zobacz także
Komentarze (0)