Ginący świat Chamulas
Indianie Chamula wierzą, że pomyślność, jakiej z rzadka doświadczają, płynie z boskiej łaski, a przeciwności losu to skutek nie dość żarliwych modlitw. W ich kościele kontakt z Bogiem jest bezpośredni, a pośród echa i pogłosów niemal słychać Jego szept - czytamy w "Tygodniku Powszechnym" w korespondencji Marcina Żurka z San Juan Chamula w Meksyku.
Stosunki Indian Chamula z Panem Bogiem są szczególne. Wyraża w modlitewnym transie uniżoność splata się ze stanowczością suplik, płynących ku niebiosom z zaśpiewem w języku tzotzil. Hiszpański budzi tu podejrzliwość: jest symbolem opresji, niechętnie stosowanym narzędzie komunikacji ze światem obcych. To po hiszpańsku wydawało się rozkaz i orzekało krzywdzący wyrok.
W Chamuli msze odprawia (z rzadka) duchowny z nieodległego San Cristóbal. W istocie kontakt z Bogiem jest tu bezpośredni, a wśród pogłosów wypełniających kościół wręcz słychać Jego szept. Pośrednictwo hiszpańskojęzycznego księdza zakłóciłoby mistyczną aurę, w której utrzymuje Indian posh i na w pół śpiewane, na w pół skandowane modlitwy.
Nie ma ławek. Skupione rodziny tłoczą się wokół dzierżącego butelkę poshu mężczyzny, który serwuje trunek. Interesuje mnie zwyczja serwowania alkoholu dzieciom. Tak, piją, ale jak które nie chce, to nie pije – pociesza Sebastian. Gdy pytam o zakaz robienia zdjęć, z których słynie Chamula, spogląda z wyrzutem: - Zdjęć w kościele nie wolno robić, bo odejmują Bogu chwały; a po co odejmować, skoro można z Nim tu przebywać?