Gigantyczna bitwa we Włoszech - 200 osób rannych
Do około 200 wzrosła liczba rannych w niedzielnych starciach w Piemoncie na północy Włoch, podczas gwałtownych protestów przeciwników szybkiej kolei TAV, która ma połączyć Turyn z Lyonem w środkowej Francji.
Wśród rannych - według najnowszych informacji - jest 188 policjantów i karabinierów.
Starcia potępił prezydent Włoch Giorgio Napolitano, który nazwał je "działaniami wywrotowymi" i opowiedział się za stanowczością wobec prowokatorów zajść.
Policja twierdzi, że wśród protestujących byli znani z agresywnych działań anarchiści, określani jako "black block". Aresztowano pięciu najbardziej krewkich manifestantów.
Starcia, które przekształciły się w wielogodzinną bitwę wybuchły w zalesionym rejonie miejscowości Chiomonte w Dolinie Susa w Piemoncie, podczas kolejnej w tych dniach - i zapowiadanej jako pokojowa - demonstracji przeciwko budowie kolei. Protest zorganizował skupiający różne środowiska ruch "No TAV". Według tego ruchu w proteście uczestniczyło 50 tysięcy ludzi , przybyłych z całych Włoch.
Policjanci zostali obrzuceni kamieniami, petardami i butelkami z amoniakiem. Właśnie gwałtowność tego ataku na funkcjonariuszy, czuwających nad przebiegiem manifestacji, skłoniła miejscową komendę policji do postawienia tezy, że do szeregów jej uczestników przeniknęli wichrzyciele. Rozruchy miała wywołać organizacja, którą można określić jako paramilitarną.
Atakowani policjanci odpowiedzieli gazem łzawiącym. Wybuchła panika i doszło do masowej ucieczki manifestantów z miejsca, gdzie starcia były najbardziej intensywne. Niektórzy protestujący podpalali wszystko, co spotkali na swej drodze i dopuścili się licznych aktów wandalizmu.
Duża grupa przedarła się na teren budowy kolei. Dla bezpieczeństwa policja nakazała przerwanie robót i ewakuację pracujących tam robotników. Jeden z nich odniósł obrażenia trafiony kamieniem przez uczestnika protestu.
W kilku wielokilometrowych pochodach, które poprzedziły starcia, szło także wiele dzieci oraz, jak twierdzą siły porządkowe, cudzoziemcy, głównie Francuzi i Hiszpanie.
- Chcieliśmy otoczyć teren budowy i otoczyliśmy. A zatem wygraliśmy. Widzieliśmy, kto stosuje przemoc i kto puszcza gaz łzawiący na wysokości człowieka - tak niedzielny protest i reakcję policji podsumował przywódca ruchu "No TAV" Alberto Perino. - Kolej TAV nigdy nie powstanie, bo nie ma na to pieniędzy, nie ma jasnych pomysłów i dlatego, że jesteśmy my - dodał.
- Rząd będzie kontynuował prace przy budowie TAV i jesteśmy wdzięczni siłom porządkowym - oświadczył włoski minister infrastruktury Altero Matteoli. Dodał, że inwestycja ta przyczyni się do rozwoju, wzrostu gospodarczego i zwiększy zatrudnienie.
- Mała agresywna grupa przestępców, przybyłych z całych Włoch i zagranicy nie zmieni idei rządu, który zamierza zrealizować tę budowę zgodnie z porozumieniami i zobowiązaniami - oświadczył włoski minister.
Włochy i Francja podpisały porozumienie o wspólnej budowie bardzo nowoczesnej kolei Turyn-Lyon w 2001 roku. Od tego czasu nieprzerwanie trwają protesty przeciwko tej inwestycji, szacowanej na 15 mld euro. Swój sprzeciw wobec tego projektu jego przeciwnicy uzasadniają przekonaniem, że budowa, w ramach której powstanie gigantyczny tunel kolejowy w Alpach, zniszczy w nieodwracalny sposób tamtejsze środowisko naturalne. Szybka kolej ma być gotowa do 2025 roku.