Gersdorf: są tacy, którzy uważają, że powinnam przykuć się do biurka
Małgorzata Gersdorf, I prezes Sądu Najwyższego, nadal nie wie, jak zachowa się 4 lipca: przyjdzie do pracy czy też nie. Przyznaje, że są tacy, którzy uważają, że powinna "przykuć się do biurka". Ona jednak nie podjęła jeszcze w tej sprawie żadnej decyzji.
We wtorek prezydent ma wydać postanowienie, w którym wskaże datę przejścia I prezes SN Małgorzaty Gersdorf w stan spoczynku. Wraz z prezes w stan spoczynku mają zostać przeniesieni sędziowie, którzy osiągnęli już wiek emerytalny, chyba że złożyliby oświadczenie o woli dalszego orzekania. Gersdorf oświadczenia nie złożyła, bo - jak podkreśla - długość jej kadencji określa konstytucja.
- Według pana posła Asta i ministra Dery będę w stanie spoczynku. Według mnie będę pierwszą prezes SN do końca kadencji - odparła w rozmowie z "Dużym Formatem" Małgorzata Gersdorf pytana o to, co z nią teraz będzie. - Uważam, że to jest zdarzenie dziejowe - pierwsza prezes Sądu Najwyższego w Polsce wyrzucona przed upływem kadencji. Przecież to będzie bardzo niepopularne zarówno w Ameryce, jak w Europie - dodała.
Dopytywana, czy ma zamiar coś z tym zrobić odparła, że nie wie. - A muszę coś z tym zrobić? - odparła pytaniem na pytanie.
Na podpowiedź, że mogłaby zwrócić się w swojej sprawie do sądu pracy odparła: "U nas?". - Sprawami z zakresu prawa pracy dla sędziów SN ma zajmować się Izba Dyscyplinarna - przypomniała I prezes SN. - Ja mogę iść do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Tyle że nie mam żadnej procedury, którą mogłabym wyczerpać na poziomie krajowym, a do tego jeszcze jest mała pułapka - oświadczenie i wniosek do prezydenta, którego świadomie i celowo nie złożyłam. Więc nad skargą trzeba się spokojnie zastanowić - dodała.
Zobacz także: Marek Jakubiak: rządzący zawarli jakiś deal za naszymi plecami
Gersdorf podkreśliła też, że nie jest osobą, która "chciałaby występować przeciwko swojemu państwu". - Tak mnie wychowywano - tata był wielkim patriotą. Tak więc to, czy w ogóle będę się skarżyć, zależy od odpowiedzi na pytanie, czy to, że tam pójdę, przyczyni się do poprawy losu mojej ojczyzny - dodała.
Na uwagę, że taka skarga na pewno miałaby korzystny wpływ na losy Polski, odparła: "Nie jestem taka pewna, bo wcale nie chcę, żeby podatnicy płacili mi słuszne zadośćuczynienie w przypadku mojej wygranej". - W końcu to nie oni wymyślili operację wymiany pierwszego prezesa SN przed końcem kadencji - stwierdziła.
- Czyli tego 4 lipca pani po prostu nie przyjdzie do pracy? - dopytywał dziennikarz "Dużego Formatu". - Tego nie powiedziałam - odparła. Przyznała, że są osoby, które przekonują ją, że powinna przyjść, "położyć się, przykuć do biurka". Sama jednak nadal nie wie, jak się zachowa. Wszystko okaże się 4 lipca.
Źródło: "Duży Format"