George Friedman: świat chce zrobić z was faszystów
Jeszcze 10 lat temu nikt by się nie przejął, co Warszawa ma do powiedzenia na dowolny temat. W tej chwili nie macie już tego "komfortu" - uważa znany politolog, George Friedman. - Gdy uchwalacie kontrowersyjne ustawy, będą one komentowane również za oceanem - dodaje.
- Myślę, że straty są nadal do odrobienia, tylko musicie sobie zdać sprawę z sytuacji, w której się znajdujecie - powiedział były dyrektor generalny agencji wywiadu Stratfor, komentując w tygodniku "Do Rzeczy" reakcję Izraela i USA na przyjęcie znowelizowanej ustawy o IPN. - Świat chce zrobić z was faszystów, ale nimi nie jesteście. Jesteście narodowymi romantykami, a to nie to samo - stwierdził. Friedman podkreślił, że co prawda "słowa mają znaczenie, ale nie warto nimi zaklinać rzeczywistości". - Po co unikać tematu polskich kolaborantów? - pyta politolog i dodaje, że byli oni w każdym okupowanym przez Niemców kraju, także w Polsce, co nie czyni "waszego narodu odpowiedzialnym za Holokaust".
- Jeśli zaczyna się dyskusję na temat tak drażliwy jak odpowiedzialność za zbrodnie II wojny światowej, to trzeba być przygotowanym na ostre reakcje - stwierdził Friedman.
- Tego przygotowania zabrakło? - pytał prowadzący wywiad Marcin Makowski.
- Odpowiem dwoma pytaniami skierowanymi do polskiego rządu. Po pierwsze: Czy ta ustawa była absolutnie konieczna? Po drugie: Jeśli była, to jaką cenę jesteście w stanie za nią zapłacić? - odparł Friedman. Dodał, że z dnia na dzień płacimy "coraz cenniejszą walutą, czyli zaufaniem na arenie międzynarodowej".
- Polska musi sobie w końcu uświadomić, że to, co robi i mówi, nie jest już skierowane tylko na użytek wewnętrzny. Świat zaczął się wam bacznie przyglądać - tłumaczy znany politolog.
Zdaniem Friedmana "Polska właśnie w tej chwili ponownie wkracza do grona nie tylko rozgrywanych, ale i rozgrywających". - Niestety, wasza mentalność nie nadąża za zmieniającą się rzeczywistością. Nadal wielu waszych obywateli i przedstawicieli elit politycznych sądzi, że Polska jest biedna i nieistotna. To nieprawda - ocenił.
Politolog pytany był także o szanse na zacieśnienie stosunków polsko-amerykańskich za prezydentury Donalda Trumpa. - Polacy często popełniają podstawowy błąd, sądząc, że to prezydent osobiście odpowiada za kierunek polityki amerykańskiej i jeśli wygra akurat ten, któremu w jakiejś mierze bliżej do Europy, to nastanie złota era współpracy - zauważył Friedman. - Tymczasem ciężar władzy w Ameryce spoczywa na wielu barkach. Nie jesteśmy europejską demokracją parlamentarną, a głowa państwa nie jest centrum. To nie Biały Dom nazywany jest Kapitolem, a budynek Kongresu. Jeśli chce się tworzyć długofalowe i silne sojusze ze Stanami, to trzeba sobie ten fakt uświadomić i zacząć zwracać większą uwagę na dialog z kongresmenami, którzy rządzą dłużej niż prezydent - dodał.
Źródło: "Do Rzeczy"