Gen. Roman Polko dla WP.PL: Rosja prowadzi "brudną" wojnę na wschodzie Ukrainy
Na wschodzie Ukrainy toczy się "brudna" wojna, w której wykorzystuje się służby i siły specjalne oraz naciski finansowe i energetyczne. Rosja uruchomiła cały wachlarz takich środków. Władimir Putin spędził w służbach wiele lat, więc doskonale potrafi się posługiwać ich narzędziami - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską gen. Roman Polko. Były dowódca GROM-u podkreśla, że Ukraina musi sobie zdać sprawę, że jeśli jej ofensywa przeciwko prorosyjskim separatystom się zatrzyma, to dla niej będzie to oznaczać rozpad państwa.
03.05.2014 08:09
WP: Tomasz Bednarzak: Dlaczego dopiero teraz Kijów podjął tak zdecydowane kroki? Czy na taką operację nie jest już za późno?
Gen. Roman Polko: - To jest pytanie, które chyba każdy sobie zadaje. Jeszcze nie jest za późno, ale rzeczywiście wiele czasu przespano, taka akcja powinna mieć miejsce zdecydowanie wcześniej. Widać, że nowe władze Ukrainy bardzo powoli się zbierają, brakowało im determinacji. Najpierw bez jednego wystrzału oddano Krym, później oddano miasta na wschodzie Ukrainy, a akcja ich odbijania była ciągle przerywana. To wszystko pokazuje, że jednak brakuje zdecydowania, koordynacji i jakiejkolwiek spójnej strategii, pozwalającej walczyć z grupami specjalnymi, które bez precedensu zastosowały taktykę terrorystyczną w zdobywaniu wschodu Ukrainy na korzyść Rosji.
WP: Wielu polityków i ekspertów wskazuje, że w rzeczywistości w Słowiańsku rozgrywa się walka między siłami specjalnymi Rosji i Ukrainy.
- Musimy patrzeć na to w kontekście tego, jak wygląda współczesna wojna. Ta wojna nie została wypowiedziana, ale tak naprawdę się toczy. To jest prawdziwa "brudna" wojna, w której wykorzystuje się służby i siły specjalne oraz naciski finansowe i energetyczne. Rosja uruchomiła cały wachlarz takich środków. Władimir Putin spędził w służbach specjalnych wiele lat, więc doskonale potrafi się posługiwać ich narzędziami. (...) Natomiast siły ukraińskie powinny budować większą przychylność miejscowej ludności, by nie dochodziło do tak karygodnych rzeczy, jak palenie ukraińskiej flagi na terytorium Ukrainy, co dla mnie jest wybitnie skandaliczne.
WP: Cały czas dochodzą do nas informacje, że prorosyjscy separatyści mogą wykorzystywać cywilów w roli żywych tarcz.
- Do tego niestety zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Z takimi sytuacjami spotykamy się we wszystkich konfliktach, które mają współcześnie miejsce - w Kosowie, Iraku czy Afganistanie. Niestety cywile często są wykorzystywani jako zakładnicy, co oczywiście bardzo utrudnia wojsku działanie. Ale to tym bardziej wskazuje na to, że najlepszym narzędziem w tej sytuacji są siły specjalne, bo to one potrafią dokonywać chirurgicznych cięć w taki sposób, żeby nie było ofiar wśród ludności cywilnej.
WP: Jednak czy ukraińskie siły specjalne są w stanie sprostać temu zadaniu?
- Niestety są one mocno skorumpowane, były w rękach oligarchów i tak naprawdę przez wiele lat następowała ich degradacja. Tu jest chyba największa trudność stojąca przed Ukrainą, że muszą budować nową armię, która będzie mieć silne morale i determinację do działania. Mam nadzieję, że w swoich zasobach znaleźli takich ludzi, którzy nie zdradzą, będą wierni swojej ojczyźnie i z poświęceniem będą o nią walczyć.
WP: Czy bieżąca operacja sił ukraińskich przeciwko prorosyjskim separatystom może dać Rosji pretekst do interwencji zbrojnej?
- Rosja cały czas wykorzystuje wszystkie narzędzia, żeby zastraszyć Ukrainę. Oczywiście każdy pretekst może być dobry, ale oceniam jako mało prawdopodobne wejście regularnych wojsk rosyjskich, bo to oznaczałoby wypowiedzenie otwartej wojny, a takiej Putin nie chce prowadzić. On chce prowadzić tę swoją "brudną" wojnę za pomocą służb i sił specjalnych, która pozwala mu jednocześnie na arenie międzynarodowej udawać niewiniątko i mówić, że to jest wola ludności, która zamieszkuje wschód Ukrainy.
WP: Separatyści są bardzo dobrze uzbrojeni, mają granatniki i przenośne zestawy rakietowe. Taką broń niełatwo zdobyć, to jest chyba dobitny dowód na rosyjskie zaangażowanie na wschodzie Ukrainy?
- Tak naprawdę takich dowodów mamy aż nadto. Ale problem polega na tym, szczególnie było to widoczne na Krymie, że jeżeli ukraińscy żołnierze nie podejmą walki, to nie będą w stanie przedstawić tych dowodów światowej opinii. Dlatego priorytetowym zadaniem stojącym w tej chwili przed ukraińskimi służbami jest udowodnienie czarno na białym, kto tak naprawdę za tym stoi, kto jest mocodawcą tych "zielonych ludzików". Bo co z tego, że doskonale to wiemy, jeżeli te dowody są szczątkowe i zbyt słabe. Trzeba to bardzo mocno pokazać, prześledzić również ścieżki dostaw uzbrojenia i kwestie finansowania. Kluczem do sukcesu jest dyplomatyczna ofensywa Ukrainy na arenie międzynarodowej przez wyciąganie i demaskowanie wrogich działań rosyjskich służb i sił specjalnych.
WP: Czego możemy spodziewać się w najbliższym czasie?
- Rosja będzie dalej prowadziła swoją grę. Ta taktyka jest przewidywalna - będą różnego rodzaju prowokacje, doprowadzanie do destabilizacji Ukrainy. Natomiast mam nadzieję, że po stronie ukraińskiej w końcu będzie konsekwentnie realizowana spójna strategia i ta ofensywa nie zostanie znów zatrzymana. Bo na razie jest to po prostu przepychanka raz w jedną, raz w drugą stronę. Ofensywa ruszyła kilka dni temu, odbito jedną pozycję, a następnego dnia znów stracono kilka obiektów. Ukraina musi sobie zdać sprawę, że jeśli ta ofensywa się zatrzyma, to dla niej będzie to oznaczać rozpad państwa.
WP: Separatyści stawiają jednak silny opór, tylko dziś zestrzelili dwa ukraińskie śmigłowce. Czy to nie ostudzi zapału ukraińskich żołnierzy?
- Taka jest natura wojny, że są straty i mam nadzieję, że to przyczyni się do takiej większej pozytywnej agresji - chęci walki i obrony własnego państwa. To powinno jednak wywołać wściekłość, że ktoś na terytorium Ukrainy strzela do ukraińskich śmigłowców i pali ukraińską flagę. Determinacji nie powinno zabraknąć przede wszystkim strategom i dowódcom, żeby z poświęceniem walczyć do końca. Taka jest rola żołnierza.
Rozmawiał Tomasz Bednarzak, Wirtualna Polska