PolitykaGen. Polko dla WP: mogę żyć na emeryturze

Gen. Polko dla WP: mogę żyć na emeryturze

W ubiegłym tygodniu generał Roman Polko podał się do dymisji. Wystąpił do prezydenta o zwolnienie go ze stanowiska zastępcy szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego po tym, jak "Dziennik" ujawnił, że gen. Polko poza pracą w BBN uczestniczy w szkoleniach biznesowych i programie telewizyjnym. Co teraz będzie robił generał? - Życie nie kończy się na BBN. Mam ten luksus, że mogę już spokojnie żyć na emeryturze i realizować swoje pasje - mówił w wywiadzie dla Wirtualnej Polski. Generał zdradził nam, że teraz poświęci się córce i pracy naukowej.

Gen. Polko dla WP: mogę żyć na emeryturze

04.08.2008 | aktual.: 05.08.2008 10:35

WP: Agnieszka Niesłuchowska:Ostatnio "Dziennik" ujawnił, że organizował pan płatne szkolenia dla bankowców. Uczył ich pan jak przewodzić grupie i dobierać współpracowników. Poza tym gazeta pisała o programie telewizyjnym, w którym brał pan udział. Prezydent, który powoływał pana na stanowisko mówił, że nic o tym nie wiedział. Jak odebrał pana nielojalność?

Gen. Roman Polko: Ale na czym moja nielojalność miałaby polegać? Swoje zadania w BBN zawsze wykonywałem w poczuciu obowiązku, najlepiej jak umiałem. Nigdy nie było żadnych zastrzeżeń do mojej pracy. Dla mnie nielojalność oznacza np. to, że ktoś wynosi informacje z miejsca pracy, a tego nigdy się nie dopuściłem.

WP: Środowisko wojskowe było oburzone pana zachowaniem. Zarzucano panu, że nie szanuje munduru i nie ma honoru. Czuje pan niesmak?

- Zastrzeżenia łączą się ze sprawami, które wykonywałem w wolnej chwili, czy w czasie urlopu. I nie w mundurze. Jestem osobą aktywną na wielu polach. Nie brałem tylko udziału w zabawach typu "Fort Boyard". W kwietniu skończyłem rozprawę doktorską, którą przygotowywałem od 7 lat. I jakoś nikt nie pytał mnie, kiedy miałem czas na pisanie. A ja nie skorzystałem nawet z jednego dnia urlopu, który przysługiwał mi na tę pracę. Czyniłem to z pasją, ale kosztem czasu wolnego. Taki już jestem, wiele rzeczy mnie fascynuje. Jedną z nich są również sporty ekstremalne.

WP: Był już pan na dywaniku u prezydenta?

- Jeszcze nie. Moim przełożonym jest minister Władysław Stasiak i z nim rozmawiałem na temat o mojej decyzji. Byliśmy na obiedzie i dziękował mi za pracę w BBN. Nie było żadnej awantury, bo minister Stasiak jest osobą o wysokiej kulturze osobistej i nie używa słów powszechnie uważanych za obelżywe. Dzięki jego postawie odchodzę z pozytywnym nastawieniem. Mam jeszcze parę spraw do dokończenia, dlatego jeszcze się nie pakuję.

WP: Czy to rozmowa z ministrem Stasiakiem wpłynęła na pana decyzję o podaniu się do dymisji?

- Nie, to był mój wybór. Zawsze działam szybko i sam podejmuję decyzje. Musiałem to zrobić, bo temat mojej dodatkowej działalności ciążyłby na instytucji, bez względu na to, czy by mi "wybaczono", czy nie. Podanie się do dymisji było jedynym rozsądnym wyjściem.

WP: Jedną z osób, która pana krytykowała, był pana kolega, pierwszy dowódca GROM-u. Generał Sławomir Petelicki - bo o nim mowa - wyrażał się o panu w "Dzienniku" używając słów: "Mam nadzieję, że to tylko zaćmienie". Zabolały pana te słowa?

- Pan generał Petelicki jest bardzo aktywny na wielu polach i komentuje szereg spraw. Tyle, że sam pracuje w amerykańskiej firmie świadczącej usługi doradcze. Szanuję go za siwiznę włosów i za to, że stworzył GROM. Patrząc jednak z dystansu na pewne sprawy sądzę, że w wielu kwestiach pamięć mu dokucza. Mam szacunek do niego, więc na tym skończę. Mój dziadek mawiał: "Boże, chroń mnie od fałszywych przyjaciół, bo z wrogami sam sobie poradzę". Sądzę, że to jest najlepszy komentarz do wypowiedzi pana Petelickiego.

Gen. Petelickiego i mnie łączy jedna cecha - mamy niepokorne osobowości, więc musimy liczyć się krytyką. Kiedy przejmowałem GROM, z budżetem w wysokości 17 ml zł, też mnie krytykowano. Z tym, że jednostka pod moim dowodzeniem dokonała takiego postępu, że jej budżet osiągnął w ubiegłym roku ponad 300 mln.

WP: Czyli co, środowisko zazdrości panu sukcesów w pracy?

- Zawiść jest cechą małych ludzi. Wiele zawdzięczam wojsku, więc podchodzę do krytycznych wypowiedzi z dystansem. Ta "afera" dała mi wiele do zrozumienia, przekonałem się na kim mogę polegać. Odbieram wiele sympatycznych telefonów od przyjaciół i to się dla mnie liczy.

WP: Czy dziś jeszcze raz podjąłby pan decyzję o prowadzeniu szkoleń?

- Cztery lata temu, kiedy odszedłem z wojska i byłem w trakcie pisania pracy doktorskiej, zostałem zaproszony do prowadzenia tego typu szkoleń. Uznałem, że to świetna materia do prowadzenia badań, które będę mógł wykorzystać w pracy, która dotyczyła budowania zespołu. Aby dobrze zbadać temat nie można wyłącznie skupiać się na obserwacjach środowiska wojskowego. Również w cywilu odpowiednio dobiera się ludzi, którzy mają rozwijać zespół. Na dostrzeżeniu tych elementów mi zależało.

WP: A wracając do pytania, zgodziłby się pan?

- Jestem typem człowieka, który patrzy do przodu, a nie wstecz, więc szukam raczej nowych obszarów, w których można się realizować. Niedługo ukaże się książka pt. "Armia - instrukcja obsługi", na której wydanie mam zgodę szefa. Długo nad nią pracowałem razem z Pauliną Bolibrzuch. Wojsko jest więc wciąż dla mnie ważne.

WP: Praca w BBN nie dawała panu wystarczającej satysfakcji?

- Być może mam w sobie za dużo energii, a może ta instytucja nie była dla mnie. Dawała za mało adrenaliny, dlatego podejmowałem się innych wyzwań.

WP: Jest pan generałem, daleko zaszedł pan w doskonaleniu jednostki GROM. Po co brał pan udział w programach telewizyjnych takich jak "Fort Boyard" czy wcześniejszym - "Nieustraszeni"?

- Zawsze wyznawałem zasadę, że aby profesjonalizować wojsko i zachęcać do niego młodych ludzi, trzeba znaleźć z nimi wspólny język. Sądziłem, że mój udział w programie wpłynie na zmniejszenie dystansu między młodymi a wyższą kadrą dowódczą. Nie da się tego zrobić, jeśli ludzie tacy jak ja, będą nosić "mentalny krawat" i omijać szerokim łukiem programy, które młodzież ogląda.

Biorę udział w przedsięwzięciach, które zdaniem części ludzi "nie pasują" do generała także po to, aby zrozumieć rzeczywiste problemy wojska. Gdy biegnę w maratonie, czy np. Biegu o Nóż Komandosa, po kilku okrążeniach żołnierze otwierają się i zaczynają mówić o tym, co ich boli i czym żyje wojsko. Nie widzą już wtedy we mnie generała, ale biegacza, którzy tak jak oni pada ze zmęczenia.

WP: Gdzie zatem zobaczymy aktywnego generała Polko w najbliższym czasie?

- W połowie sierpnia - na IV Biegu Katorżnika w Lublińcu. To świetna zabawa, która dostarcza wielu emocji. Trzeba przebiec kilkukilometrową trasą przez bardzo trudny teren - stawy i bagna.

WP: Co poza tym?

- Chcę dokończyć projekty, które rozpocząłem w BBN. Zostałem poproszony o sporządzenie opracowania na temat rozwoju wojsk specjalnych i dokończenie kwestii związanych z profesjonalizacją armii. Mam już temat rozprawy habilitacyjnej, więc chcę się skupić na rozwoju naukowym. Nie czuję się ofiarą, bo życie nie kończy się na BBN. Dookoła jest wiele innych wyzwań.

WP: Ma pan na myśli wyzwania dalej związane z wojskiem?

- Nie tylko. W tej chwili moim głównym zadaniem jest musztrowanie mojej 2,5 miesięcznej córeczki. I bardzo mi się to podoba. Przez ostatnie 20 lat sporadycznie bywałem w domu. Moja kariera wojskowa wiązała się z ciągłymi wyjazdami. W 1992 roku, tuż po narodzinach mojego syna, prawie 20 miesięcy spędziłem w byłej Jugosławii. Potem przez 2,5 roku studiowałem w Akademii Obrony Narodowej, odbywałem służbę w 6 Brygadzie Desantowo - Szturmowej, półroczny kurs w USA i rok w Kosowie. Pomiędzy miałem szereg innych wyjazdów, wszystko daleko od domu. Teraz spełniam się jako opiekun. Świetnie odnajduję się w roli taty. Mam ten luksus, że mogę już spokojnie żyć na emeryturze i realizować swoje pasje.

WP: Weźmie pan udział w kolejnej edycji "Fortu Boyard"?

- Jeszcze nie wiem. Pierwsza edycja nie była jeszcze emitowana, więc najpierw chcę zobaczyć jak wyszła. Zgodziłem się na udział w programie myśląc o wakacjach we Francji. Mam świadomość, że zbyt lekko podszedłem do tematu programu, bo nie miałem czasu się przygotować czy chociażby przejrzeć w Internecie nagrania z innych edycji, by wiedzieć, co może mnie czekać. Cieszy mnie jednak, że "Pszczółki" - mój zespół z programu - chcą, abym wziął udział w kolejnej edycji.

WP: Jakie plany na wakacje?

- Znajomi zaprosili mnie na Mazury i do Zakopanego. Ze względu na dziecko, wybiorę chyba jednak niezbyt wysokie góry. Może będzie to jakieś spokojne miejsce w Kotlinie Kłodzkiej.

WP: Kogo typuje pan na swojego następcę?

- To decyzja pana prezydenta. Ważne, by mój następca mocno się pochylił nad siłami zbrojnymi i siłami specjalnymi, tak jak ja to robiłem.

WP: Na kiedy planuje pan wyprowadzkę z BBN?

- O terminie będziemy rozmawiać kiedy całkowicie rozliczę się z wypełnionych obowiązków. Procedury trochę trwają. Mogę powiedzieć tylko tyle, że nie będę podążał śladem tych generałów, którzy latami przebywają w rezerwie kadrowej.

Rozmawiała Agnieszka Niesłuchowska, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)