Gdzie oni jeżdżą za nasze pieniądze?
Nairobi, Ramallah, Bangkok, Pekin, Brasilia, Panama i Kuala Lumpur - to nie lista drogich egzotycznych ofert biura podróży - te dalekie miejsca na świecie odwiedzili polscy parlamentarzyści. Za nasze podatki, bo wszystkie podróże, których były setki, to służbowe wyjazdy z sejmu. Od początku roku kosztowało nas to już ponad milion złotych.
Ponad dwa miliony w zeszłym i 1,1 miliona złotych od początku obecnego roku – tyle kosztują podatników wyjazdy posłów w ramach współpracy międzynarodowej. Posłowie wizytowali w tym czasie najbardziej odległe i egzotyczne miejsca na kuli ziemskiej, które dla większości Polaka pozostają jedynie sennym marzeniem i obrazem z kanałów przyrodniczych. Wietnam, Malezja, Meksyk, Palestyna, Kenia czy Panama – w tych i dziesiątkach innych miejsc parlamentarzyści przebywali służbowo. Zapewniają, że nawet tam pracują dla Polski.
– Nasze podróże, szczególnie te dalekie, są bardzo ciekawe nie z turystycznego punktu widzenia, a z punktu poznawczego – tłumaczy poseł Paweł Arndt (57 l.), który był m.in. w malezyjskim Kuala Lumpur. – Azja wschodnia to region, który bardzo mocno się rozwija, musimy porównywać ten rozwój z Polską – podkreśla Arndt.
Ale co konkretnego przyniesie Polsce taka wizyta? – Takie wizyty zacieśniają znajomości. Ziarno zostało zasiane, teraz zobaczymy, co dalej. Miejmy nadzieję, że przyniosą owoce – słyszymy w odpowiedzi polityka Platformy.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że to ziarno to raczej plewy i plonów z tego za dużo nie będzie, a takie dalekie wyjazdy to po prostu firmowe wycieczki, za które płacą podatnicy.
Polecamy w wydaniu internetowym fakt.pl:
Możesz wygrać z bankiem! Walcz o swoje!