Gdynia w pazurach smoka. Chińskie oczy i uszy w porcie pod szczególnym nadzorem
Chińczycy z Hutchinson Ports i filipińsko-amerykańskie ICTSI – te dwie firmy stanęły do przetargu na operatora Bałtyckiego Terminalu Kontenerowego. Wygrana Chińczyków niesie ze sobą potencjalne zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa. Nasze służby kontrwywiadowcze i MON milczą. Wszystko w chwili, gdy rośnie napięcie na linii NATO-Chiny.
"Rosnące zagrożenie ze strony Chin" ma pojawić się po raz pierwszy w koncepcji strategicznej Sojuszu. Może się to stać już podczas czerwcowego szczytu NATO w Madrycie. Zapowiedział to w wywiadzie dla brytyjskiego "The Telegraph" Jens Stoltenberg, od ośmiu lat sekretarz generalny NATO.
Według niego stanie się tak ze względu na "wzrost znaczenia Chin i zmieniającą się globalną równowagę sił, co ma bezpośrednie konsekwencje dla NATO".
Norweg wskazywał również, że Pekin ma drugi co do wielkości budżet obronny na świecie i konsekwentnie inwestuje w nowoczesne zdolności nuklearne i pociski dalekiego zasięgu. Głośno wyartykułował też, że Sojusz dostrzega coraz ściślejszą współpracę Rosji i Chin, a "to jest coś, co ma znaczenie dla naszego bezpieczeństwa".
Chiny od początku inwazji Putina na Ukrainę w praktyce wspierają Rosję. W mediach zachodnich pojawiały się nawet doniesienia o konsultacjach pomiędzy Moskwą a Pekinem daty inwazji i o cyberatakach ze strony chińskich hakerów na serwery administracji ukraińskiej.
Pekin zresztą od początku wojny niezmiennie oskarża NATO o prowokowanie Putina i chęć rozszerzania swoich wpływów, na co - ich zdaniem - Rosja tylko odpowiedziała.
W chińskich mediach nie pojawia się słowo "wojna". Ich przekazy są zresztą tożsame z przekazami rosyjskiej propagandy. Nie dalej jak w środę 20 kwietnia 2022 roku Departament Stanu USA wyraził zaniepokojenie wsparciem udzielanym Rosji przez Chiny w kwestii wojny w Ukrainie.
Również w środę doszło do pierwszej rozmowy sekretarza obrony USA Lloyda Austina z jego chińskim odpowiednikiem, gen. Wei Fenghe. Reuters opisywał, że miała, "przerwać impas komunikacyjny" na linii Waszyngton-Pekin. Szczegóły rozmowy pozostały niejawne, jednak Reuters poinformował o obawach dotyczących możliwości przekazania przez Chiny pomocy wojskowej Rosji, a tym samym jej wsparciem w wojnie w Ukrainie.
Dobrych relacji z Chinami nie ma także Unia Europejska. W tym zakresie zmian nie przyniósł również dwustronny szczyt z 1 kwietnia. Komisja Europejska zaczęła publicznie ostrzegać Chiny, że w razie łamania sankcji nałożonych na Rosję, objęte nimi zostanie także Państwo Środka.
Firmy chińskie - w przeciwieństwie do operatorów z innych krajów - nie zaprzestały obsługi rosyjskich portów. Przykładem jest choćby państwowe COSCO – największy chiński operator portowy i kontenerowy, obecny m.in. w porcie w greckim Pireusie.
Gdynia w smoczych pazurach
Właśnie w takich nowych geopolitycznych warunkach w maju ma się rozstrzygnąć przetarg na operatora Bałtyckiego Terminalu Kontenerowego (BCT). Chodzi o 30-letnią dzierżawę terenu o powierzchni 66 hektarów.
Do przetargu przystąpiły latem ub. roku dwie firmy: dotychczasowy operator BCT, czyli filipińsko-amerykańskie ICTSI oraz chiński Hutchinson Ports.
Chińczycy dotychczas działali po sąsiedzku w Gdyńskim Terminalu Kontenerowym (GTC) przejętym od banku 17 lat temu za długi jednej ze spółek Stoczni Gdyni. Było to 20 ha i półkilometrowy pas nabrzeża. Na tym terenie, poza kontrolą Zarządu Portu, uruchomili przeładunki kontenerowe, a następnie wynajęli dodatkowy teren i obecnie operują na około 30 ha.
Ostateczne rozstrzygnięcie przetargu na wynajem ma się dokonać najpóźniej w maju. Jeśli wygrają Chińczycy, to na najbliższe trzy dekady powiększą teren do ponad 90 ha i półtora kilometra nabrzeża.
Przede wszystkim jednak staną się monopolistą - ktokolwiek będzie chciał przewieźć ładunek przez Gdynię, będzie skazany na współpracę z nimi. Równocześnie, będą mieli dokładny wgląd w to, co płynie do Polski i co jest z niej wywożone.
A przez Gdynię, ze względu na wojnę w Ukrainie, przechodzi obecnie naprawdę dużo sprzętu wojskowego. Nie dalej jak 28 stycznia do Gdyni dotarło np. ponad 200 sztuk ciężkiego sprzętu 185. Pułku Piechoty US Army, który wzmocnił wschodnią flankę NATO.
Jeśli wygrają Filipińczycy, wspierani przez Amerykanów, aktualny status zostanie zachowany - Chińczycy pozostaną na swoim terenie i dalej będą prowadzić działalność.
Gdynia jest obecnie portem podwójnego przeznaczenia: zarówno cywilnego, jak i wojskowego. Mówił o tym Dominik Sychowski, zastępca dyrektora ds. nieruchomości i umów, reprezentujący Zarząd Portu. Niestety, zarząd dwukrotnie odmówił odpowiedzi na pytania zadane przez Wirtualną Polskę dotyczące polityki pozyskiwania operatorów.
W Gdyni tereny wojskowe graniczą bezpośrednio z wykorzystywanymi cywilnie i handlowo. Zresztą bardzo często usługi dla wojska wykonują znajdujące się tam firmy cywilne.
Tak jest w przypadku wszystkich transportów sprzętu dla jednostek NATO czy elementów budowanej w Polsce infrastruktury Sojuszu. Rolę tę pełni właśnie filipińsko-amerykański dzierżawca BCT, który ma globalną umowę z wojskami amerykańskimi.
Polski oddział firmy posiada wszystkie certyfikaty NATO i pozwolenia unijne wymagane ze względów bezpieczeństwa.
Chiński Smok otwiera paszczę
I właśnie bezpieczeństwo jest kluczowe, jeśli chodzi o obecny przetarg. Teren w porcie wewnętrznym wystawiony do wieloletniej dzierżawy graniczy bezpośrednio z terenem wojskowym.
Niemal za płotem znajduje się: 13 Dywizjon Trałowców i PGZ Stocznia Wojenna. To w niej dwa tygodnie temu zaprezentowano szczegóły dotyczące programu "Miecznik", czyli budowy fregat dla Marynarki Wojennej RP. Ich powstanie dla naszej przestarzałej floty kwestia życia i śmierci.
Z kolei nieopodal jest Port Wojenny, Morska Jednostka Działań Specjalnych "Formoza" (ćwiczy m.in. na terenach BCT) oraz terminal przeładunkowy PERN zaopatrujący w paliwa strategiczne magazyny w Dębogórzu.
- Chińczycy w BCT to bardzo zły pomysł. Zagrożenie wywiadowcze to jedno. Realne ryzyko "zamknięcia" instalacji portowych na potrzeby przerzutu sił sojuszniczych to drugi i zapewne bardziej istotny aspekt. A wojna w Ukrainie pokazała, że dywersyfikacja SPOD (Sea Ports of Debarkation) jest kluczowa dla sprawnego funkcjonowania logistyki NATO – mówi kmdr por. rez. Wiesław Goździewicz.
To ekspert w zakresie MPHKZ (Międzynarodowe Prawo Humanitarne Konfliktów Zbrojnych) i prawnych aspektów operacji NATO na szczeblu operacyjnym i strategicznym.
Komandor przypomina, że Chiny są strategicznym konkurentem NATO i mogą być zainteresowane tym, by przerzut sił sojuszniczych został zakłócony. Przywołuje m.in. przykład przejętego przez Chińczyków portu w greckim Pireusie, który dla Morza Śródziemnego jest równie ważny, jak Gdynia dla Bałtyku.
Goździewicz przypomina też, że Chińczycy próbowali przejąć niedawno kontrolę nad portem w litewskiej Kłajpedzie. Nie udało się im to, ale doprowadziło do poważnego konfliktu między Litwą a Chinami i stanu wojny celnej między obydwoma krajami. Litwa demonstracyjnie wystąpiła również z chińskiej inicjatywy 17+1 zrzeszającej kraje Europy Środkowo-Wschodniej i Chiny.
Kto rządzi Portem Gdynia
Chińska oferta na operatora BCT w porcie wewnętrznym nie została już na wstępie odrzucona ze względów bezpieczeństwa. Równolegle z zamykaniem tego przetargu Port Gdynia - po prawie rocznej przerwie – wrócił do rozmów z czterema potencjalnymi wykonawcami i później operatorami portu zewnętrznego.
W tym przetargu trzy na cztery podmioty są bezpośrednio lub pośrednio związane z kapitałem chińskim. W tej sytuacji Chińczycy nawet jeśli nie wygrają przetargu na obsługę portu wewnętrznego, to ze względu na przyjętą formułę Partnerstwa Publiczno-Prywatnego są faworytami do portu zewnętrznego.
Tam tereny wojskowe graniczą poprzez wejście do całego portu, czyli wodę i pytanie o opinię służb staje się mniej zasadne.
Na nasze pytania o powrót do rozmów w drugim przetargu nie otrzymaliśmy odpowiedzi od Zarządu Portu. Odpowiedzi unikał również pełnomocnik rządu ds. Partnerstwa Publiczno-Prywatnego, minister Waldemar Buda, który zaakceptował tę formułę w Gdyni (zaproponowaną przez Zarząd Portu).
Wpływ na funkcjonowanie Portu mieli i mają ludzie związani w przeszłości ze SKOK-ami. Był z nimi związany odwołany niespodziewanie w zeszłym roku prezes Adam Meller oraz aktualny wiceprezes ds. finansowych, Maciej Bąk.
Pozytywnie o współpracy z Chińczykami wypowiadał się współtwórca SKOK-ów senator Grzegorz Bierecki.
Zadziwiające – co podkreśla komandor Wiesław Goździewicz – że Zarząd Portu Gdynia nie wprowadza już na etapie przygotowania wymogów przetargowy konieczności wykazania się przez podmioty zainteresowane udziałem w przetargach na dzierżawę terenów portowych certyfikatów bezpieczeństwa NATO lub UE. A przecież Gdynia jest włączona w system reagowania NATO na Bałtyku i system obronny kraju.
Sam Port podlega wiceministrowi infrastruktury Markowi Gróbarczykowi. W sprawcach relacji europejsko-chińskich jest na pewno dobrze zorientowany - jako poseł do Europarlamentu był członkiem delegacji unijnej ds. relacji z Chińską Republiką Ludową.
Chocholi taniec urzędów
W Polsce ustawodawca przewidział sytuację, w której portowa infrastruktura cywilna graniczy z wojskową i w przypadku dzierżawy powyżej 10 lat takiego terenu, minister nadzorujący porty (w przypadku Gdyni to Ministerstwo Infrastruktury) musi zasięgnąć opinii Ministra Obrony Narodowej.
Wskazanie to zawarte jest w m.in. w "Ustawie o portach i przystaniach morskich". Dotychczas ani MON, ani MSW nie musiało wydawać opinii o obecności Chińczyków w Gdyni.
Stało się tak, ponieważ Chińczycy przejęli obecny teren, a nie występowali o nabycie czy dzierżawę. Aktualny przetarg podlega już jednak ustawowym regulacjom.
Ministerstwo Obrony Narodowej zapytane o to, co sądzi o obecności Chińczyków w Gdyni, odpowiedzi Wirtualnej Polsce udzieliło dopiero po trzech tygodniach. Resort stwierdził, że wniosek o opinię dotyczącego dzierżawcy terenu do nich nie wpłynął.
W związku z tym – jak poinformowało Centrum Operacyjne MON w rozmowie telefonicznej – pozostałe pytania w tym zakresie są "bezprzedmiotowe".
- Zadziwia sytuacja, w której MON próbuje nie zajmować stanowiska. Po prostu zapewne liczą, że zachowane zostanie status quo i nie będą musieli formalnie "zbanować" Chińczyków ze względów bezpieczeństwa (przewiduje je ustawa o portach), którzy i tak od lat mają widok na wojskową infrastrukturę, w tym budowę fregat w ramach programu "Miecznik". Oficjalne zajęcie stanowiska zrodziłoby pytania o dotychczasową aktywność Chińczyków w Gdyni – mówi WP osoba zorientowana w sprawie przetargu.
Temat "Chińczyków w Gdyni" jest za to coraz częściej podnoszony przez think-tanki (choćby we wrześniu 2021 r. raport German Marshall Fund) powiązane z Amerykanami i NATO czy analizy służb specjalnych.
To nie może dziwić. Już kilkanaście lat temu Pekin nałożył na chińskie firmy cywilne operujące w portach na świecie obowiązek dostarczania danych wywiadowczych na żądanie Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej. Firmy te zobowiązane zostały również do świadczenia usług logistycznych na żądanie chińskiej marynarki. Dotyczy to każdego operatora chińskiego. Także Hutchinson Ports w Gdyni.
"Nie dopuścić za wszelką cenę"
Z nieoficjalnych ustaleń Wirtualnej Polski wynika, że w obu służbach specjalnych - cywilnej ABW i wojskowej SKW - odpowiedzialnych za kontrwywiad sprawa jest bardzo dobrze znana. Coraz bardziej zirytowani mają być też, jak słyszymy nieoficjalnie, Amerykanie. A eksperci mówią krótko: tego przetargu nie powinni wygrać Chińczycy.
- Za wszelką cenę nie można dopuścić do tego, aby choć częściową kontrolę nad tak ważnym obiektem przejął podmiot pochodzący z państwa takiego, jak Chiny. Podmiot sprawujący kontrolę będzie miał pełen dostęp do informacji co, kiedy i dla kogo jest przeładowywane. Będzie można umieścić tam osoby współpracujące z chińskimi służbami – mówi dr Michał Piekarski z Instytutu Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Wrocławskiego.
- A co, jeśli doszłoby do sytuacji, w której operator stwierdzi, że jakieś urządzenie nie działa albo nie może wykonać jakiejś pracy, powołując się na jakieś rzekomo niezależne przyczyny?
Dr Piekarski tłumaczy, że podmiot chiński będzie zależny od chińskiego rządu i będzie musiał robić to, co nakażą mu władze w Pekinie. Oczywiście można na takiego operatora nałożyć specjalne obowiązki lub świadczenia, ale w czasie wojny. Co by się jednak stało, gdyby tuż przed wojną operator dokonał demontażu urządzeń przeładunkowych?
W ramach wojny w Ukrainie Chiny wspierają Rosję również w zakresie obsługi przewozu ich towarów oraz portu. Unia Europejska, Wielka Brytania i USA wprowadziły zakaz wpływania jednostek rosyjskich do swoich portów, ale już wcześniej najwięksi przewoźnicy kontenerowi np. Maersk odmówili świadczenia usług dla rosyjskich portów.
Nie zrobiły tego jednak firmy chińskie. COSCO, największy chiński przewoźnik państwowy, ale też operator portowy, nadal obsługuje nieprzerwanie rosyjskie porty i przewozi ich towary. Robi to choćby we wspomnianym już Pireusie. I to właśnie ze względu na veto Grecji sankcje portowe UE są lżejsze niż planowane (dotyczą rosyjskich bander, ale nie własności rosyjskiej pod innymi banderami).
Część analityków zwraca uwagę, że we współczesnym świecie działania miękkie np. zablokowanie przeładunku tylko kontenerów w kilku kluczowych punktach może skomplikować działanie gospodarki w danym kraju czy regionie. Przy globalizacji produkcji kluczowe stała się kontrola przesyłu i dróg przesyłowych. I to Chiny realizują od lat. Systemowo, pod płaszczem Programu Pasa i Drogi (BRI).
W aktualnej sytuacji trudno więc sobie wyobrazić, że polski rząd odda monopol przeładunkowy w Gdyni Chińczykom. Oznaczałoby to duże komplikacje w relacjach z NATO i w ogóle wykorzystywania kompetencji wojskowych Gdyni.
Stąd prawdopodobnie wstrzemięźliwość MON i innych instytucji państwowych w wypowiadaniu się na temat pochodzenia potencjalnych dzierżawców.
Oficjalne zablokowanie kapitału chińskiego w porcie Gdynia ze względów bezpieczeństwa, oznaczałoby równocześnie konieczność podniesienia wątpliwości w innym równolegle prowadzonym procesie, czyli wyboru partnera prywatnego w ramach PPP do budowy i późniejszego operowania przez minimum 30 lat portem zewnętrznym.
Gdyby ten projekt doszedł do skutku, zastąpiłby przeładunek kontenerowy w całym porcie wewnętrznym. Nie bez znaczenia jest fakt, że port zewnętrzny byłby wysuniętym sztucznym lądem dokładnie naprzeciwko portu wojennego.
O konieczności zachowania "najwyższej ostrożności" wspomina także Marek Biernacki, były koordynator służb specjalnych, a obecnie poseł komisji ds. służb specjalnych.
- Warto mieć na uwadze, że przez swoje agendy naukowe i gospodarcze Chiny prowadzą działania związane dalece nie tylko z biznesem, czyli mówiąc wprost, chętnie sięgają po szpiegostwo przemysłowe i naukowo-techniczne. A przecież teren, na którym wkrótce mogą się rozgościć, położony jest przy Stoczni Wojennej, a tam we współpracy z Brytyjczykami chcemy budować nasze fregaty rakietowe – mówi w rozmowie z WP Biernacki. - Dlatego tak strategiczna decyzja, pozwalająca na wydzierżawienie terenu naszego państwa obcemu podmiotowi powinna być podjęta z najwyższą ostrożnością. Przy pełnym udziale służb, które powinny jasno wyartykułować swoje stanowisko.
Poseł dodaje również, że stanowisko Służby Kontrwywiadu Wojskowego powinno być tym razem jawne, aby Polacy wiedzieli, co dzieje się w jednym z naszych najważniejszych portów.
Chiny muszą się określić
Poważne wątpliwości ma również były minister klimatu, Michał Kurtyka. Do końca października ub. roku współodpowiadał on m.in. za kwestie związane z polityką energetyczną w ramach odnawialnych źródeł energii. A tych będziemy szukać m.in. na morzu.
Kurtyka silnie akcentuje, że po wybuchu wojny w Ukrainie weszliśmy w podwyższony stan bezpieczeństwa państwa. W każdej sferze jego istnienia: od polityki, przez energetykę do sfery militarnej. Infrastruktura krytyczna musi być pod specjalnym nadzorem.
- Nie mam na myśli niechęci do inwestorów zagranicznych. Ważne jest jednak, w mojej opinii, aby współpraca w tym obszarze była zabezpieczona dla krajów w ramach naszych sojuszów, czyli NATO i UE lub przynajmniej szeroko rozumianego "obozu zachodniego". W aktualnej rzeczywistości trudno zaliczyć do tego obozu Rosję, jak również państwa, które nie opowiedziały się jasno w kwestii agresji przez ten kraj Ukrainy. Tutaj czekamy na jasną deklarację Chin – mówi Kurtyka.
- Naturalne jest, że państwo powinno skorzystać ze swoich prerogatyw i bardzo uważnie sprawdzać wszystkich potencjalnych partnerów przy najważniejszych inwestycjach w infrastrukturę krytyczną
Były minister dodaje również, że kontekst wojny ukraińskiej każe nam bardziej uważnie przyglądać się portom jako elementom infrastruktury krytycznej państwa.
Jest też przekonany, że o strategicznej roli portu Gdynia, nie tylko w kontekście morskiej energetyki wiatrowej, ale właśnie bezpieczeństwa militarnego nie trzeba nikogo przekonywać.
Choć najwyraźniej nie jest to oczywiste.