Gdyby nie Polacy, czekałaby ich katastrofa
Polacy uwielbiają włoskie spumante - czyli wino musujące. W tym roku mamy jeden powód więcej by je pić - włoskie winobranie odbyło się dzięki Polakom. Mimo, że Włosi narzekają na kryzys i brak pracy, to w czasie winobrania, do pracy w winnicach, co roku muszą zatrudniać imigrantów - w tym także i naszych rodaków. Gdyby nie zagraniczni robotnicy, tegoroczne winobranie byłoby katastrofą.
Z całego świata przyjechali, by zbierać winogrona
Bez imigrantów winobranie we Włoszech by się nie odbyło. Pomimo widma kryzysu, który straszy w tym kraju, rąk chętnych do ciężkiej pracy jest mało. W tym roku we włoskich winnicach pracowało ponad 30 tys. robotników sezonowych, z 53 różnych krajów. Włoska "vendemmia" (winobranie) to przykład pozytywnej integracji wielokulturowej, jakich w tym kraju jest stosunkowo mało.
Według sondażu WineNews (portal poświęcony włoskiemu winu), na terenach gdzie produkuje się słynne włoskie Brunello di Montalcino, przy winnicach żyje i koegzystuje kilka tysięcy robotników z bardzo wielu miejsc świata, na przykład: Albańczycy, Anglicy, Rumuni, Amerykanie, Słowacy, Niemcy, Filipińczycy, Czesi, Senegalczycy, Szwedzi, Marokańczycy, Hindusi, Kubańczycy no i oczywiście Polacy. Widocznie słońce, świeże powietrze, włoskie jedzenie, a przede wszystkim młode wino, wpływają pozytywnie na pokój między ludźmi i narodami.
Polacy wolą bąbelki
Zdaniem Coldiretti (włoska konfederacja właścicieli upraw), praca imigrantów w 2011 r., nie tyle wspomogła, co uratowała zbiory. - Tegoroczne włoskie winobranie odbyło się dzięki pracy 30 tys. zagranicznych robotników sezonowych, którzy zebrali winogrona przeznaczone na produkcję win, jakimi szczycimy się za granicą: Brunello di Montalcino, Barbaresco i Prosecco. Bez nich nie dalibyśmy sobie rady - przyznał otwarcie Sergio Marini, szef Coldiretti.
Jak się okazuje, każde włoskie wino ma jednak swoją wspólnotę obcokrajowców, która przeważa w winnicach. Przy zbiorze winogron i produkcji przedniego wina Barolo w Piemoncie, pracują robotnicy z Macedonii. Wino Bonarda dell’Oltrepo produkują w Lombardii Rumuni. Przy produkcji toskańskiego Brunello di Montalcino pracuje najwięcej Tunezyjczyków. Bąbelki w winnicach Franciacorta robią Polacy. Wokół Rzymu, na wzgórzach Castelli Romani i we Frascati dorabiają sobie zagraniczni studenci. Na 210 tys. ludzi zatrudnionych w tym roku przy zbiorze winogron w słonecznej Italii, 15% to obcokrajowcy.
I znowu "kaprale"!
Jak jednak donosi "Omicron" (Obserwatorium przestępczości zorganizowanej w Północnych Włoszech), właśnie w rejonie Franciacorta, położonym pomiędzy Brescią a Jeziorem Iseo, w winnicach, gdzie pracują Polacy, odnotowano także i w tym roku smutny fenomen "caporalato". Franciacorta to nie Foggia, gdzie współcześni niewolnicy pracują przy zbiorze pomidorów, lecz miejsce, które jest pod lupą, bo tu produkuje się towar eksportowy "Made in Italy". A jednak historia wciąż się powtarza.
Związek zawodowy Cisl z Bresci podniósł alarm po kilku zgłoszeniach. Na terytorium, które może konkurować z francuską Szampanią, działają "kaprale" lub zorganizowane bandy, których celem jest wykorzystanie pracy robotników najemnych. Mechanizm jest zawsze taki sam: ogłoszenia o pracy w polskiej prasie, organizowanie transportu pracowników autokarami, zmuszanie ich do ciężkiej pracy za zaniżone wynagrodzenie oraz oferowanie mieszkania w złych warunkach (stajnie lub stodoły bez światła i wody).
Nie bój się, zgłoś policji
Choć winobranie we Włoszech dobiega już końca, warto przypomnieć Polakom, że "caporale", czyli "kapral" to osoba związana z przestępczością zorganizowaną. Jego praca polega na zapewnieniu taniej, nielegalnej siły roboczej do zbioru owoców i warzyw. W zamian bierze 50-60% dniówki. Od takich ludzi najlepiej stronić, a wszystkie formy wyzysku zgłaszać policji lub włoskim związkom zawodowym.
Z Rzymu dla polonia.wp.pl
Agnieszka Zakrzewicz