PublicystykaGdańszczanie zmienili pomnik ks. Jankowskiego. „Hańba”

Gdańszczanie zmienili pomnik ks. Jankowskiego. „Hańba”

Feministki z Gdańska zawiesiły na pomniku prałata Jankowskiego tabliczkę z napisem "Pomnik hańby Kościoła Katolickiego”. Protestują przeciw "upamiętnianiu pedofila w centrum miasta".

Gdańszczanie zmienili pomnik ks. Jankowskiego. „Hańba”
Źródło zdjęć: © WP.PL | Sebastian Łupak

Manifestację przy pomniku księdza Jankowskiego w piątkowy wieczór zorganizowała kilkunastoosobowa grupa feministek z ruchu Dziewuchy Dziewuchom. Joanna Krysiak deklarowała, że w kwestii rzekomego molestowania dzieci i młodzieży przez ks. Jankowskiego wierzy ofiarom.

- Kogo mamy pytać o zdanie? Arcybiskupa Leszka Głódzia, żeby nam powiedział, jak kryształową postacią był Jankowski? A może mamy zrobić referendum w tej sprawie? Nie! My wierzymy ofiarom, ponieważ w tym kraju wszyscy inni ufają sprawcom, czyli księżom - mówiła Krysiak. - Oprawcom stawia się pomniki, a ofiary dyskredytuje.

Pod pomnikiem księdza odczytano też list abp Gocłowskiego do ks. Jankowskiego z 2004 r. (cytowany wcześniej w Oko.Press): "Poważny problem, który od kilku lat budzi mój niepokój, to twój stosunek do młodych mężczyzn, do chłopców, którzy stale kręcą się po plebanii, chodzili po twoich pokojach, nalewali wino w czasie obiadu czy kolacji. Zwracałem ci na to uwagę.”

Obraz
© WP.PL | Sebastian Łupak

Do Gdańska na protest przyjechał także Marek Lisiński, szef fundacji Nie Lękajcie Się, która pomaga ofiarom księży pedofilii. W rozmowie z WP Lisiński powiedział, że fundacja dostała w ostatnich kilku dniach aż trzy maile od mężczyzn, którzy twierdzą, że byli w młodości molestowani przez księdza Jankowskiego: - Ci ludzie chcą dać świadectwo. Na razie anonimowo. To mężczyźni po 50 roku życia. Jeden mieszka teraz w Niemczech, drugi w Anglii, trzeci pod Gdańskiem.

Lisiński, który sam jest ofiarą księdza pedofila, powiedział nam, że chce w Gdańsku zorganizować grupę wsparcia dla ofiar księży. Takie grupy działają już w Warszawie i Krakowie.

Zapytałem, dlaczego te osoby przypominają sobie o molestowaniu po 40, 50 latach? Lisiński: - Ja też się odważyłem mówić w wieku 42 lat. Byłem molestowany w 1981 r. w małej wsi na Mazowszu. Później zacząłem nadużywać alkoholu. To był strach, lęk, wstyd. Gros ofiar jest napiętnowanych. Sprawca "dba” o to, żebyśmy nie mówili przez lata, żebyśmy się bali. On jest spowiednikiem, zna nasze sekrety. Straszy dzieci, że rodzice nam umrą, że Pan Bóg nas ukarze. To jest złożony mechanizm psychologiczny, trzeba dojrzeć emocjonalnie do tego, żeby to z siebie wyrzucić. Ja sam nie wiem do dziś, dlaczego jako dziecko tyle miesięcy wracałem do księdza. Bunt przyszedł za późno. Przestałem. To jest cały proces terapeutyczny, który jest trudny i zabiera lata.

- Pan czytał reportaż w "Wyborczej”. Wierzy pan tej pani? - pytam.

Lisiński: - Do tej pory w fundacji - przez 5 lat - nie było żadnego fałszywego świadectwa. Nie idzie tak z kapelusza sobie tego wymyślić. To kosztuje zbyt wiele emocji. A ludzie dalej w to nie wierzą. Obrońcy Kościoła mówią, że ksiądz to też człowiek. Racjonalnie tłumaczą sobie, że oprawca ma prawo krzywdzić dzieci. Dlatego wzywam do powstania społecznej, a nie politycznej, komisji ds. pedofilii w Kościele. To muszą być niezależni eksperci.

Obraz
© WP.PL | Sebastian Łupak

- Czy Kościół robi dosyć w kwestii wyjaśnienia pedofilii?
- Nic nie robi! Przeprosiny słyszymy non stop, odprawiają za nas msze, jakieś drogi krzyżowe w naszej intencji. Na co nam to? W tym czasie sprawcy są po prostu przenoszeni przez biskupów do innych parafii. Taki sprawca jest skazany na "pokutę duchową” i dalej odprawia msze. W efekcie ci sprawcy dalej są na "łowiskach”, gdzie dalej krzywdzą dzieci. To jest masowa skala.

Lisiński dodał, że jego fundacja tworzy grupy wsparcia dla ofiar pedofilii. - My mamy szczęście, bo ocaleliśmy. Nie popełniliśmy samobójstw. A dużo osób ma za sobą próby samobójcze. Tu mój apel: zgłaszajcie się, nie jesteście sami. To nie jest wasza wina, jakkolwiek was w dzieciństwie straszono.

W poniedziałek w "Dużym Formacie" ukazał się reportaż, w którym Barbara Borowiecka postanowiła opowiedzieć o swojej relacji z nieżyjącym już księdzem Henrykiem Jankowskim, późniejszym kapelanem "Solidarności". Twierdzi, że była przez niego molestowana. Jej koleżanka z podwórka miała popełnić przez niego samobójstwo. Jak podkreśla, dzieci o tym nie mówiły, bo "wszystkich paraliżował wstyd".

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)