Gdańsk zapłaci podatek od śniegu i deszczu
Niewykluczone, że wkrótce gdańszczanie zaczną się modlić o słoneczną pogodę nie tylko w sezonie. Za deszcz i śnieg będą bowiem musieli... płacić.
Może choć część tych pieniędzy trafi na ochronę przeciwpowodziową i nie powtórzy się sytuacja z 2001 r. 9 lipca mija sześć lat od wielkiej powodzi w Gdańsku.
Miasto przymierza się do nowego podatku. Spadnie nam z nieba. Nieoficjalnie mówi się o wprowadzeniu go od 1 stycznia 2008 roku. Już zyskał nazwę: podatek deszczowy, albo podatek od dachów. Prawo stwarza nam możliwość ustalenia taryfy opłat za wody deszczowe- mówi Dimitris T. Skuras, dyrektor Wydziału Gospodarki Komunalnej Urzędu Miejskiego w Gdańsku. Przyjmowanie tych wód od właścicieli i użytkowników nieruchomości jest bowiem związane z odbiorem ścieków. Taryfa nie jest podatkiem, lecz należnością za usługę. Opłaty z tego tytułu mogą być ustalane rozmaicie.Niektóre gminy w Polsce liczą takie opłaty np. od powierzchni dachów, ale są i takie, w których płaci się na przykład za metr kwadratowy powierzchni utwardzonej - tak reguluje to ustawa.
Przymiarki do wprowadzenia opłat za wody opadowe trwają również w Poznaniu. Tam już wyliczono konkretną stawkę: 1,42 zł 1 metr kwadratowy dachu. Dla statystycznego domu jednorodzinnego roczny podatek wynosiłby ok. 300 złotych. Na podstawie doświadczeń gmin, które już wprowadziły taką opłatę, analizujemy sensowność jej pobierania- mówi Krzysztof Rudziński, dyrektor Wydziału Programów Rozwojowych Urzędu Miejskiego w Gdańsku. Musimy zbadać, czy się opłaci. Pracują nad tym ekonomiści. Beneficjentem, czyli tym, kto ma z tych opłat korzyści, jest miasto. Jednak i ono musi obciążać samo siebie z tego powodu- dodaje Dimitris T. Skuras. Szacujemy udział miasta w tych opłatach nawet na 80%._Jeżeli zapadnie decyzja, by obciążyć mieszkańców tego rodzaju opłatami (ma ją podjąć Rada Miasta - przyp. red.) - trzeba będzie zrobić inwentaryzację terenów utwardzonych._
Mija 6 rocznica lipcowej powodzi z 2001 r. Ulewne deszcze spowodowały wówczas nie tylko przerwanie wałów przeciwpowodziowych. Nagłego przyboru wód nie pomieściła kanalizacja uliczna, tzw. burzówka, część deszczówki trafiła do kanalizacji sanitarnej. Wód opadowych nie możemy wprowadzać do kanalizacji ściekowej, gdyż przepełniłaby się oczyszczalnia. Wiemy, że i tak wielu ludzi spuszcza deszczówkę do tego rodzaju rurociągów, bo w czasie ulewy ilość ścieków gwałtownie wzrasta- mówi dyrektor Krzysztof Rudziński. Skutek tej samowoli był 6 lat temu tragiczny. Piwnice wielu domów, a także grunty wokół nich zostały zalane nie tylko błotem, ale również fekaliami. Miastu groziła epidemia, o czym dzisiaj już niewiele osób pamięta.
Przygotowywany jest projekt ochrony przeciwpowodziowej Gdańska, a zwłaszcza dotyczący zagrożenia z powodu wód opadowych. W tym przypadku miasto ponosi koszty w wysokości setek milionów złotych. Chodzi bowiem o to, by zapobiec podobnej katastrofie powodziowej, jaka wydarzyła się 6 lat temu. Czy opłaty "za deszcz" mają być wykorzystane do pokrycia części wydatków? Badaliśmy możliwość uregulowania tego problemu w ramach realizacji gdańskiego projektu wodnościekowego- mówi dyrektor Krzysztof Rudziński. Doszliśmy jednak do wniosku, że niezbyt korzystne będzie łączenie kanalizacji z zabezpieczeniem przeciwpowodziowym i wprowadzeniem opłat za wodę deszczową. To mogłoby spowodować komplikacje podczas starań o dofinansowanie przedsięwzięć z funduszy unijnych.
Aleksandra Chomicka Kazimierz Netka