ŚwiatGaz płynie, problemy pozostają

Gaz płynie, problemy pozostają

Rosja i Białoruś nie otrząsnęły się jeszcze po
czwartkowym kryzysie - najpoważniejszym w historii tych dwóch
krajów - choć odcięty przez rosyjski Gazprom gaz dla Białorusi od
czwartkowego popołudnia znów płynie.

Dostawy surowca, w czasie gdy na Białorusi panuje kilkunastostopniowy mróz, wznowiono, jednak wzajemne oskarżenia, które pod swoim adresem wypowiedziały Rosja i Białoruś, mogą zaowocować kolejnymi kryzysami.

Najpierw białoruski prezydent Aleksandr Łukaszenka oskarżył w Mińsku rosyjskie władze o "akt terroryzmu", wieczorem zaś rosyjskie MSZ uznało Łukaszenkę winnym kryzysu gospodarczego na Białorusi.

Odwołany w czwartek "na konsultacje" białoruski ambasador w Rosji Władimir Grigoriew w piątek wciąż przebywał w Mińsku. W wypowiedzi dla Interfaksu powiedział, że oświadczenie swoich rosyjskich kolegów uważa za "nieprzemyślane" i pozbawione taktu.

Sam twierdzi, że jego ambasada odbierała w czwartek telefony od Rosjan zażenowanych przerwaniem dostaw.

"Ludzie odcinają się od krótkowzrocznych posunięć struktur władz i podkreślają, że tylko przesiąknięta korupcją władza może pozwolić oligarchom na pozostawienie swoich braci na pastwę mrozów" - powiedział ambasador Grigoriew.

Napięciom w stosunkach dwustronnych towarzyszy niepewność co do wznowionych dostaw. Kolejny zakup dokonany przez Białoruś obejmuje jedynie 640 mln metrów sześciennych surowca, które mają być dostarczane przez 10 najbliższych dni. Zanim zakontraktowana ilość się wyczerpie, strony muszą zawrzeć kolejną umowę.

Szef rosyjskiej komisji parlamentarnej ds. energetyki, transportu i łączności Walerij Jaziew uważa, że do kryzysów takich jak czwartkowy może dochodzić także w przyszłości, jeżeli strony kompleksowo nie rozwiążą kwestii surowcowych.

Rosja łączy dostawy gazu i cenę dostarczanego surowca z kwestią prywatyzacji białoruskiego monopolisty Biełtransgazu, którego 50 proc. akcji przejąć miał rosyjski Gazprom. Główny konflikt dotyczy ceny pakietu: Rosjanie wyceniają go na 600 mln dolarów, a prezydent Łukaszenka mówi o 2 mld USD.

Brak postępów w sprawie prywatyzacji białoruskiego przedsiębiorstwa stał się pod koniec ubiegłego roku przyczyną konfliktu o ceny gazu, po którym Białoruś zmuszona została do kupowania surowca po cenach wyższych o ponad 50% niż dotychczas.

Piątkowy dziennik "Izwiestija" twierdzi, że zmuszanie Białorusi do płacenia za gaz 45-50 dolarów za tysiąc metrów sześciennych, w sytuacji gdy rosyjskie przedsiębiorstwa płacą około 30 dolarów, grozi rozpadem budowanego przez oba kraje konfederacyjnego Państwa Związkowego.

"Według źródeł 'Izwiestii', w administracji Łukaszenki jest gotowy projekt dekretu, który faktycznie ustanawia granicę celną z Rosją" - twierdzi gazeta. Dodaje, że Białorusini usprawiedliwiają proponowaną zmianę tym, iż przy dywersyfikacji cen białoruskie przedsiębiorstwa stracą na konkurencyjności.

W piątek rządowa agencja białoruska Bełta poinformowała, że Łukaszenka polecił premierowi Siarhiejowi Sidorskiemu kontynuować rozmowy z Gazpromem. Jednocześnie w Moskwie prowadził je w czwartek przedstawiciel Biełtransgazu.

W Mińsku przebywa w piątek rosyjski wicepremier Wiktor Christienko, jednak, jak twierdzi jego sekretarz Stanisław Naumow, rozmowy były planowane już wcześniej i dotyczyć mają głównie Wspólnego Obszaru Gospodarczego, który Rosja i Białoruś budować chcą razem z Ukrainą i Kazachstanem.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)