Gangsterzy z tornistrami
Specjaliści alarmują: Brytyjczycy wychowali sobie pokolenie społecznych potworków. Takie, które tylko je, pije, chodzi i bije. Czyli prawie jak w zegarku.
04.02.2008 | aktual.: 04.02.2008 14:18
W ciągu ostatnich trzech lat przestępczość wśród najmłodszych wzrosła o 30 procent. Podczas ostatniej dekady dwukrotnie zwiększyła się liczba nieletnich przyłapanych na noszeniu ze sobą noży. Aż 95 procent dzieci w wieku szkolnym padło ofiarą przemocy ze strony swoich rówieśników. Te dane to zaledwie część raportu przygotowanego przez Ministerstwo Sprawiedliwości. A że towarzyszą im inne, jeszcze bardziej jeżące włos na karku doniesienia, staje się jasne, że to już nie jest kryzys. To długotrwała głęboka zapaść. Klęska brytyjskiego modelu wychowania dziecka. Także polskiego dziecka.
UNICEF ostrzegał
– Te dane są rzeczywiście przerażające. Poza tym to tylko wierzchołek góry lodowej, bo wykrywalność przestępstw popełnianych przez młodzież jest znikoma – mówi „Przekrojowi” Claude Knights z Kidscape, pozarządowej organizacji, która zajmuje się zwalczaniem przemocy wśród najmłodszych.
Według Knightsa to, co dzieje się na Wyspach, nie jest niczym nadzwyczajnym. Wystarczy jednak zapoznać się z zeszłorocznym rankingiem* przygotowanym przez UNICEF, żeby zdać sobie sprawę z powagi problemu.
Z raportu tej oenzetowskiej agendy do spraw dzieci wynika, że na tle rówieśników z Europy mali Brytyjczycy nie tylko piją więcej alkoholu, ale także palą więcej papierosów, wcześniej zaczynają życie seksualne i przodują w antypatii do szkoły. Raport pokazuje również, że nieletni mieszkańcy Wysp najmniej ze wszystkich badanych grup narodowych są zadowoleni z życia. W dodatku najgorzej oceniają stan swojego zdrowia. Raport UNICEF wywołał w Wielkiej Brytanii prawdziwą lawinę słów. I tylko słów. Choć od jego publikacji wkrótce minie rok, nikt się nie kwapi, by coś robić. Efekt? Od kilku miesięcy pozarządowe organizacje prześcigają się w publikacji kolejnych dramatycznych danych.
National Family and Parenting Institute (Państwowy Instytut Rodziny i Rodzicielstwa) twierdzi, że pod względem wychowania dzieci najgorsi są brytyjscy rodzice. Podobnego zdania jest Aleksandra Podhorodecka z Polskiej Macierzy Szkolnej, organizacji edukacyjnej polskich emigrantów w Wielkiej Brytanii. – W przeciętnej brytyjskiej rodzinie nie istnieje już pojęcie dyscypliny – przekonuje.
Dzieci wielozadaniowe
Jednak nie tylko rodzice są odpowiedzialni za tę sytuację. Państwo za-pewnia matkom zaledwie ośmiotygo-dniowy urlop macierzyński. Dla porównania: Polki dostają 18 tygodni urlopu na pierwsze dziecko, a Dunki – 22 tygodnie. Zaledwie trzy procent małych Brytyjczyków (do trzeciego roku życia) ma zapewniony darmowy żłobek. Tymczasem z podobnego dobrodziejstwa korzysta aż 23 procent małych obywateli Francji. Dlatego wciąż bardzo niewielu Brytyjczyków (głównie ze względów finansowych) decyduje się wziąć bezpłatny urlop wychowawczy – 35 procent kobiet i tylko 2 procent mężczyzn.
Oczywiście brytyjscy rodzice starają się wynagrodzić dzieciom swoją nieobecność. Być może dlatego aż 80 procent ich pociech ma telewizor w swojej sypialni. Przeciętny brytyjski maluch spędza przed telewizorem 5 godzin i 20 minut dziennie. To o ponad 40 minut więcej niż trzy lata temu.
Socjolodzy alarmują, że brytyjskie dzieci stają się „wielozadaniowe” („multitasking”) – oglądają dwa kanały telewizyjne naraz (przełączając je co kilkanaście sekund), surfują po Internecie i rozmawiają przez komórkę. To stwarza idealne warunki do bezmyślnego wchłaniania reklam. Przeciętny brytyjski 10‑latek rozpoznaje już 400 marek handlowych. Nic więc dziwnego, że świat za szkłem ekranu staje się dla najmłodszych telewidzów ważnym punktem odniesienia. Pewnie między innymi dlatego ponad 70 procent brytyjskich siedmiolatek uważa się za zbyt grube.
Jeszcze jedna cegła w ścianie
Za kolejny etap wychowania przynajmniej częściowo powinna odpowiadać szkoła. Ale nie odpowiada. – W Wielkiej Brytanii nauczyciele w zasadzie pozbyli się takiej odpowiedzialności – twierdzi Aleksandra Podhorodecka. – W całej Europie Zachodniej panuje zasada zezwalania młodym ludziom na wszystko i niekarania ich za złe uczynki. Na Wyspach nakłada się jeszcze na to zły system edukacji publicznej.
Brytyjczycy największy problem mają z comprehensive schools, czyli odpowiednikami polskich gimnazjów. Wszystkie brytyjskie 11‑latki zdają swój pierwszy poważny egzamin. 30 lat temu ci z lepszymi wynikami trafiali do szkół przygotowujących ich do studiów wyższych. Natomiast uczniowie ze słabszymi wynikami lądowali w odpowiednikach naszych zawodówek. – Ten system był zły, bo zbyt wcześnie określał przyszłość dziecka – krytykuje Knights. – Ale po zespoleniu różnych rodzajów gimnazjów dziś funkcjonują już tylko molochy (średnio 2000 uczniów) w postaci comprehensive schools. W takich miejscach łatwo o patologie.
90 procent recydywy
Statystyki rzeczywiście robią wrażenie. Trudno znaleźć brytyjskiego gimnazjalistę, który nie padłby ofiarą przemocy ze strony swoich szkolnych kolegów. Co ciekawe, ponad 40 procent poszkodowanych zna imię i nazwisko swojego oprawcy. – Organizacje takie jak nasza starają się walczyć z tym procederem, ale nawet jeśli uda nam się doprowadzić do schwytania napastników, to i tak uchodzi im to na sucho – mówi Claude Knights.
Na tym etapie nie sprawdza się brytyjskie sądownictwo. Nawet jeśli sąd uzna, że nieletni dopuścił się przestępstwa, to w 80 procentach przypadków sprawa kończy się na pouczeniu i grzywnie dla rodziców. Tylko notoryczni recydywiści trafiają pod opiekę Youth Justice Council. To państwowa instytucja, której zadaniem jest „przywrócenie młodocianych przestępców na łono społeczeństwa”. Przywracanie polega na zaliczeniu kilkutygodniowego programu spotkań i wykładów. Po zakończeniu terapii 90 procent byłych podopiecznych Youth Justice Council ponownie łamie prawo.
Wielu rodziców stara się uniknąć takich problemów, posyłając dzieci do szkół cieszących się najlepszą opinią w mieście. Nie jest to wcale proste, bo na Wyspach panuje ścisła rejonizacja. Dlatego często jedynym sposobem na zmianę szkoły jest przeprowadzka. A nawet chrzest w Kościele katolickim. Coraz więcej Brytyjczyków porzuca bowiem anglikanizm tylko po to, żeby posłać dziecko do jednej z katolickich szkół, które mają tam ustaloną renomę.
Spadek poziomu edukacji Brytyjczyków wciąż przegrywa z popularnym w Polsce stereotypem brytyjskiej szkoły. – Rozmawiałam już z wieloma polskimi politykami i apelowałam, żeby informowali Polaków wybierających się na Wyspy, że nie jest to żadne edukacyjne eldorado – tłumaczy Podhorodecka. Kryzys edukacji publicznej w Wielkiej Brytanii to tylko jeden z elementów brytyjskich problemów z młodzieżą – prawdopodobnie ten najprostszy do rozwiązania, bo na przykład odbudowa rodziny, w ramach której młodzi Brytyjczycy powinni otrzymywać pierwsze przysposobienie do życia w społeczeństwie, może zabrać całe pokolenia. Jeśli w ogóle jest możliwa.
Łukasz Wójcik
Raport UNICEF wykazał, że w kwestii dobrobytu dzieci Wielka Brytania zajmuje ostatnie, 21. miejsce wśród krajów rozwiniętych. Holandia, Szwecja i Dania otwierają stawkę, a Polska jest na 14. pozycji.