Gabinet Kaczyńskiego w ślepym zaułku?
Zlepek pomówień i insynuacji - takimi
słowami Ludwik Dorn określił sobotni artykuł "Rzeczpospolitej". A
następnie zagroził swoim odejściem z rządu. Zaskakująca reakcja.
Czy zlepek pomówień mógłby doprowadzić do odejścia wicepremiera,
wieloletniego współpracownika Jarosława i Lecha Kaczyńskich? -
stawia pytanie redaktor naczelny "Rzeczpospolitej" Paweł Lisicki.
13.02.2007 | aktual.: 13.02.2007 05:39
W swoim długim i emocjonalnym liście Dorn chce bronić "swego dobrego imienia". Słusznie. Tyle że od byłego ministra MSWiA, jednego z czołowych strategów PiS, można by się domagać czegoś więcej niż połajanek, ataków na dziennikarzy i skarg do premiera. Opinia publiczna ma prawo wiedzieć, jaki był powód jego odejścia z ministerstwa. Skoro ktoś taki jak Dorn deklarował, że zreformuje polską policję, powinien teraz jasno powiedzieć, dlaczego odchodzi. Co zawiodło? Jego plan naprawy? Jego ludzie? On sam?
Sprawa konfliktu Dorna z Kaczmarkiem i Radosława Sikorskiego z Antonim Macierewiczem każe zadać pytanie, czy Jarosław Kaczyński nie traci kontroli nad własną partią. Najwyższa pora, żeby premier publicznie wyjaśnił, co się dzieje w rządzie i jakie były powody obu dymisji. Dziś można odnieść wrażenie, że gabinet Kaczyńskiego znalazł się w ślepym zaułku, a jego ministrowie grzęzną we wzajemnych intrygach - ocenia Paweł Lisicki. (PAP)