Francois Hollande: Francja weźmie udział w interwencji w Syrii nawet bez Wielkiej Brytanii
Prezydent Francji Francois Hollande poinformował, że głosowanie w brytyjskiej Izbie Gmin nie wpłynie na decyzję Paryża ws. Syrii. Zapytany przez dziennikarza "Le Monde", czy Francja mogłaby przystąpić do ewentualnej interwencji bez Wielkiej Brytanii, odpowiedział krótko: "tak". Prezydent zdradził także prawdopodobny termin rozpoczęcia ewentualnej interwencji.
30.08.2013 | aktual.: 30.08.2013 14:21
- Każde państwo ma suwerenne prawo do decyzji o braniu udziału w interwencji. To dotyczy zarówno Wielkiej Brytanii, jak i Francji - komentował prezydent decyzję Brytyjczyków.
Hollande powiedział, że jest zwolennikiem "konkretnej" akcji, która ukarze syryjski rząd za, jak to ujął, "nieodwracalne szkody", które reżim wyrządził syryjskiemu narodowi. Zastrzegł, że nie chodzi mu o usunięcie dyktatora lub "wyzwolenie" kraju. Hollande podkreślił, że w tej materii Paryż będzie ściśle współpracował ze swoimi sojusznikami.
Prezydent zaznaczył, że interwencja militarna w Syrii może nastąpić przed środą, kiedy to zbiera się na nadzwyczajnej sesji francuski parlament.
Izba Gmin mówi "nie"
Wywiad udzielony przez francuskiego prezydenta jest odpowiedzią na wcześniejsze głosowanie brytyjskiej Izby Gmin (niższej izby parlamentu), która sprzeciwiła się wnioskowi premiera Davida Camerona o interwencję wojskową w Syrii w celu ukarania reżimu Baszara al-Asada za użycie broni chemicznej przeciw ludności cywilnej.
Przeciwko wnioskowi zagłosowało 285 deputowanych, podczas gdy za odpowiedzią na ataki chemiczne w Damaszku opowiedziało się 272 brytyjskich parlamentarzystów.
Szef rządu w Londynie oświadczył, że nie będzie lekceważył opinii parlamentu, gdyż jest oczywiste, że izba nie chce użycia siły wobec Syrii. - Rząd będzie się tego trzymał - powiedział Cameron.
Głosowanie wyklucza jakiekolwiek zaangażowanie Wielkiej Brytanii w działania militarne przeciw Syrii. Minister obrony Philip Hammond zapewnił, że Londyn nie weźmie udziału w żadnej akcji wojskowej.
- Przypuszczam, że nadal będziemy debatować, ale rozumiem, że istnieje wielka doza nieufności, jeśli chodzi o zaangażowanie na Bliskim Wschodzie - podkreślił w telewizji BBC. Dodał, że USA - "kluczowy sojusznik" - będą rozczarowane decyzją Brytyjczyków. Zauważył jednak, iż nie spodziewa się, aby powściągliwość Wielkiej Brytanii powstrzymała innych od działania.
BBC twierdzi, że wynik głosowania to cios dla władzy Davida Camerona, który i tak już złagodził stanowisko brytyjskiego rządu dotyczące działań wojskowych przeciw Syrii w odpowiedzi na żądania Partii Pracy.
Laburzyści domagali się bowiem większej ilości dowodów użycia broni chemicznej przez reżim w Damaszku. Jednak Izba Gmin odrzuciła także ich wniosek o przekonujące materiały dowodowe.
Co więcej deputowani sprzeciwili się też rządowemu wnioskowi o poparcie interwencji wojskowej w Syrii w przypadku usprawiedliwienia jej przez dowody dostarczone przez inspektorów Organizacji Narodów Zjednoczonych.
Misja inspektorów
Inspektorzy ONZ ds. broni chemicznej kończą w piątek misję w Syrii i w sobotę mają opuścić ten kraj. Sekretarz generalny ONZ Ban Ki Mun powiedział w czwartek, że rozmawiał telefonicznie z prezydentem USA Barackiem Obamą, którego poprosił o czas dla inspektorów na zakończenie dochodzenia. Podkreślił, że przed podjęciem jakiejkolwiek decyzji w sprawie reakcji na atak chemiczny, do którego miało dojść 21 sierpnia pod Damaszkiem, należy wysłuchać wszystkich opinii.
Reżim syryjski zaprzecza, jakoby użył broni chemicznej i twierdzi, że dopuścili się tego rebelianci, walczący o obalenie Asada.