Francja nie chce płacić za "polski populizm". Sami daliśmy temu pretekst
Przeciwników polskiej podmiotowości w Unii Europejskiej nie mogło spotkać nic lepszego, niż rządy PiS. Dzięki nim, mają staliśmy się wygodnym chłopcem do bicia i sposobem, na bezwzględne załatwianie swoich interesów.
31.08.2018 16:09
- Nie jesteśmy gotowi, aby płacić na taką Europę. Trzeba powiedzieć to jasno - powiedział w środę szef francuskiego MSZ Jean-Yves Le Drian. - Każde państwo członkowskie może sobie wybrać przywódców, jakich chce, ale nasza wizja UE jako podstawowego kręgu sojuszy i wartości nie jest zgodna z rządami, które nie respektują fundamentalnych zasad i wcale nie czują się związane wspólnotową solidarnością - dodał.
Była to pierwsza gruba salwa wystrzelona przed negocjacjami na temat przyszłego wieloletniego budżetu Unii. Le Drian nie wymienił z nazwy krajów, o które mu chodzi. Ale nietrudno domyślić się, kogo ma na myśli. I tego, że jesteśmy głównym podejrzanym w tym gronie.
Wiele w europejskiej prasie mówi się o Polsce, Węgrzech i innych państwach rządzonych przez populistyczne rządy jako o problemie dla Europy. I faktycznie stwarzamy problemy. Ale dla niektórych krajów i środowisk na Zachodzie, to najlepsze co, mogło się przydarzyć.
Mimo że od naszego wejścia do UE minęła już ponad dekada, nie wszyscy przyzwyczaili się do tego, że Polska i reszta państw są pełnoprawnym członkiem Unii i Zachodu. Symbolem takiej postawy były słowa prezydenta Francji Jacquesa Chiraca o "traceniu okazji, aby siedzieć cicho". Ale ponieważ rozszerzenie Unii przynosiło korzyści i stabilność po obu stronach byłej żelaznej kurtyny, ich głos nie był zbyt dobrze. Teraz jednak, kiedy Polska okazuje się awanturniczym, niesolidarnym, niewiarygodnym i łamiącym własne prawo partnerem, ten stary pogląd święci godzinę triumfu.
Zaczęliśmy wpisywać się w każdy krzywdzący nas stereotyp, o tym że nie jesteśmy pełnoprawnym członkiem Zachodu, że należymy do osobnej, obcej cywilizacji.
"Kiedy upadał mur berliński, znajomy politolog zażartował: 'teraz kiedy Europa Wschodnia jest wolna od obcej ideologii komunizmu, może powrócić na swoją naturalną ścieżkę: faszyzmu'. Obaj wiedzieliśmy, że coś w tym jest" - wspominał w jednym z niedawnych tekstów znany ekonomista Paul Krugman.
Jakkolwiek krzywdzące są takie opinie - a uważam że są niesprawiedliwe - polityka rządu PiS tylko wzmacnia je wzmacnia i utwierdza. I jak pokazują słowa Le Driana, efekty są nie tylko symboliczne. Francja prezydenta Macrona szczególnie widzi swą szansę. Macron od samego początku bezlitośnie i cynicznie wykorzystywał słabość polskiej pozycji i reputację europejskiego pariasa do załatwiania własnych interesów. W ten sposób przepycha niekorzystne dla nas regulacje dotyczące kierowców ciężarówek i pracowników delegowanych, promuje reformy Unii cementujące podziały na nową i starą Europę, a teraz dodatkowo chce naszym kosztem powiększyć swoją część krojonego właśnie unijnego tortu.
Jednocześnie, jest to dla niego idealna szansa na pokazanie się jako "lider wolnego świata" i przywódca "jasnej strony mocy" w walce o przyszłość Europy. Kiedy w ubiegłym tygodniu lider skrajnie prawicowej włoskiej Ligi Matteo Salvini oraz premier Węgier Viktor Orban skrytykowali Macrona za politykę migracyjną, ten natychmiast się odgryzł:
- Jeśli chcą mnie widzieć jako swojego głównego wroga, to mają rację - stwierdził, zapowiadając, że nie odda ani centymetra ziemi "nacjonalistom i tym, którzy posługują się mową nienawiści".
W taki oto sposób staliśmy się chłopcem do bicia i maszynką, do nabijania sobie politycznych punktów. A ceną nie będzie będzie tylko zraniona duma, ale i miliardy euro.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl