Fountainheads do Dody: to nie jest wojna z Polakami
Nie chowajcie głowy w piasek - apeluje Per Ola Ekblom, lider zespołu Fountainheads, do przedstawicieli Dody w Polsce. W wywiadzie udzielonym korespondentce wp.pl wyjaśnia jak się dowiedział o plagiacie i co zamierza dalej robić, by wyjaśnić całą sprawę.
11.03.2009 | aktual.: 11.03.2009 17:15
Zapewne nie zdajesz sobie sprawy, że rozpętałeś w polskich mediach burzę. Od rana polskie portale internetowe aż huczą od informacji, że oskarżyłeś polską piosenkarkę Dodę o kradzież melodii. Twierdzisz, iż muzyka do jej utworu "To jest to" to kopia twojej melodii do utworu grupy Fountainheads "Circles". Ze strony fanów Dody padają zarzuty, że chcesz zyskać sławę. Chcesz?
- Nie, na pewno nie w taki sposób. Nie zacząłem się zajmować muzyką dla pieniędzy. Robię to, bo granie z Fountainheads to świetny sposób na wyrażenie siebie, jak banalnie by to nie zabrzmiało. Wiesz, kiedy gra mi się najlepiej? Kiedy siadam z gitarą i muzykuję dla moich synów. Mój pomysł na życie nie polega na zarabianiu kasy na muzyce. Fountainheads nie jest sławnym zespołem grającym koncerty w różnych zakątkach świata. Grywamy w małych klubach dla swojej publiki i właśnie takie występy dają nam frajdę. W życiu zawodowym jestem związany z radiem, a granie w zespole to rodzaj dającego satysfakcji hobby. Mam już ponad 40 lat, a to wiek, w którym kariera jest naprawdę ostatnią rzeczą, o której się myśli.
A jeśli ludzie w to nie uwierzą?
- To niech uwierzą w logikę. Gdyby moją intencją było zyskanie tego typu "sławy" w Polsce, to nie czekałbym ponad rok, żeby opublikować sprawę w mediach. Od kiedy zorientowałem się, że muzyka do "To jest to" brzmi jak kopia mojego utworu "Circles" chciałem jedynie wyjaśnienia i nie miałem żadnego zamiaru zwracać się o pomoc do mediów. Byłem cierpliwy i dyplomatyczny. Z pomocą agencji artystów GramArt wielokrotnie starałem się nawiązać kontakt z przedstawicielami Dody w Polsce. Od ciebie dzisiaj dowiaduję się, że jest to osoba tak powszechnie znana, by z jej powodu wszczynać burzę w mediach.
Universal Music Polska wymienił z GramArtem kilka maili na początku 2008 roku, ale potem nagle kontakt się urwał. Nie odpowiadali na nasze listy i pytania. Odnosiłem wrażenie, że czekają, aż się zniechęcimy i zapomnimy o całej sprawie. Oczekiwałem od nich wyjaśnień, zajęcia jasnego stanowiska, powiedzenia czegokolwiek. W końcu straciłem cierpliwość i z pomocą prawnika wniosłem oskarżenie. Nie, dlatego, że komuś źle życzę. Po prostu uważam, że czyjejś muzyki nie wolno brać bez pytania. Jeśli robi to duża, międzynarodowa wytwórnia, to nie można sprawy od tak zostawić.
W wywiadzie dla "VG" powiedziałeś, że podejrzewasz, iż ktoś ukradł wasze utwory w 2003 roku w Sztokholmie. Domyślasz się, jak mogło do tego dojść?
- W Sztokholmie korzystaliśmy ze studia nagraniowego. Na twardym dysku mieliśmy zapisane dema kilku piosenek. Przegraliśmy je na twardy dysk w studio. Kiedy wróciliśmy do Norwegii, zabraliśmy ze sobą nasz sprzęt, ale nie kasowaliśmy materiału z twardego dysku w studio. Do głowy nam nie przyszło, że ktoś mógłby wykorzystać zostawione tam utwory. Być może przywłaszczył je sobie ktoś powiązany zarówno ze studiem w Sztokholmie jak i Universal Music Polska.
W jakich okolicznościach zorientowałeś się, że muzyka do piosenki Dody "To jest to" łudząco przypomina twoją? - Przygotowywaliśmy właśnie z kolegami z Fountainheads nową stronę internetową zespołu. Chcieliśmy sprawdzić, w jakich kontekstach nazwa zespołu już pojawiała się w sieci. Trafiłem na swoje nazwisko w połączeniu ze słowem "Doda". To był jakiś polski tekst, udało mi się zrozumieć, że mówi o plagiacie i porównuje nasze piosenki. Odszukałem wspomnianą piosenkę Dody w Internecie, wcisnąłem "play" i… dosłownie zamarłem na krześle. Moja pierwsza myśl była bardzo dziwna: "komuś bardzo się spodobała nasza muzyka".
Dopiero po chwili poczułem zdziwienie i zacząłem sobie zadawać pytanie, jak to możliwe, że polska artystka nigdy nie zapytała Fountainheads o zgodę. Przypomniało mi się też, że jakiś czas wcześniej koleżanka Norweżka po powrocie z Polski powiedziała mi, iż w sklepie obuwniczym usłyszała utwór, który wzięła za polską wersję norweskiego "Circles". Była przekonana, że słyszy nasz utwór w polskim wykonaniu. Słysząc "To jest to" zrozumiałem, że właśnie ten utwór miała kiedyś na myśli. Złożyłeś już doniesienie na policję. Jeśli zostanie dowiedzione, że faktycznie ktoś ukradł muzykę Fountainheads, jaki rodzaj zadośćuczynienia was zadowoli?
- Bardzo trudno mi odpowiedzieć. Na początku oczekiwałem po prostu wyjaśnień od ludzi z Universal Music Polska. Rzecz w tym, że uważam, iż za pracę muzyków należy płacić. Nie tylko, dlatego, że to jest fair wobec samych muzyków. Również, dlatego, że dzięki pieniądzom za utwory firmy fonograficzne mogą szukać nowych talentów, odkrywać młodych artystów, którzy mają coś do powiedzenia. Sam zajmuję się pracą z początkującymi muzykami i wiem, że danie im możliwości na wyrażenie siebie czyni świat trochę lepszym. Wierzysz, że dzięki muzyce czują się trochę szczęśliwsi? Ja wierzę. Gdybym przestał, to zająłbym się czymś innym. Właśnie z tego powodu chciałem otrzymać wyjaśnienia.
Kiedy jeszcze przedstawiciel Universal Music Polska chciał ze mną rozmawiać, jedna z jego wypowiedzi bardzo mnie zdziwiła. Być może był to niezrozumienie wynikające z faktu, że rozmawialiśmy po angielsku, czyli języku obcym dla obu stron. Może czegoś nie zrozumiałem dokładnie, ale odniosłem wrażenie, że sugeruje, iż "w takich wypadkach" płacą muzykom, od których wzięli muzykę, podwójną stawkę w stosunku do tej, jaką płaci się kupując utwór legalną drogą. Nie wyobrażam sobie, że coś takiego mogłoby być praktyką!
Gdyby dziś ktoś z Universal Music Polska opublikował oficjalne przeprosiny, przyjąłbyś je, jako przedstawiciel Fountainheads?
- Nie, raczej nie. To byłby miły gest, ale niewystarczający. Na przeprosiny był czas, w momencie, gdy strona norweska poprosiła o wyjaśnienia. Chcę coś wyraźnie podkreślić - możliwe, że Doda nie wiedziała o tym, iż muzyka do jej utworu została przez kogoś ukradziona. Gdybym był na jej miejscu, to po otrzymaniu informacji, że tak się mogło zdarzyć, zrobiłbym wszystko, żeby sprawę wyjaśnić. Nie chowałbym głowy w piasek, nie udawał, że problem nie istnieje, tylko przeprowadził własne śledztwo, aby czuć się fair.
Czy przedstawiciele prawni Fountainheads oczekują finansowej gratyfikacji?
- Nie umiem ci w tym momencie precyzyjnie odpowiedzieć. Wielokrotnie prosiliśmy Universal Music Polska o informacje, w ilu kopiach sprzedano album Dody "Diamond Bitch", ile było koncertów. Tylko znając takie liczby możemy oszacować, jakiego rodzaju gratyfikacji będziemy się domagać. Do dziś nie przesłano nam żadnych informacji.
Po wczorajszym artykule w norweskim dzienniku "VG", w którym poinformowałeś o pozwie dla Dody i Universal Music Polska, w Internecie padło sporo przykrych słów nie tylko pod adresem piosenkarki, ale Polaków w ogóle. W takich sprawach, gdy w grę wchodzą emocje, często kontekst międzynarodowy tworzy się niejako samoistnie. Możesz to skomentować?
- Bardzo chętnie, ogromnie się cieszę, że mnie o to pytasz. Znam Polaków mieszkających w Norwegii, darzę ich szacunkiem i sympatią. Robią tu kawał świetnej roboty. Absolutnie zaprzeczam, że jestem negatywnie nastawiony do Polaków w ogóle i proszę wszystkich, by zachowali w tej sprawie powściągliwość - zarówno Polaków, jak i Norwegów. To nie jest konflikt między Polakami i Norwegami, a między konkretnym norweskim zespołem i konkretną wytwórnią muzyczną w Polsce. Zachowałbym się dokładnie tak samo, gdyby Doda była Norweżką.
Prawdę mówić wolałbym, żeby nią była, bo wtedy byłoby mi łatwiej skontaktować się z nią, porozumieć, wyjaśnić sprawę i doprowadzić do ugody. To całe zamieszanie medialne nie jest potrzebne. Zdecydowałem się udzielić wywiadowi "VG", bo nie zgadzam się na to bezprawne wykorzystywanie muzyki Fountainheads. Obecnie zespół oraz GramArt czekają na komentarz i kroki prawne ze strony przedstawicieli Dody w Polsce.
Z Trondheim dla polonia.wp.pl
Sylwia Skorstad