"Foreign Affairs" ostrzega przed "kruchymi miastami" - rosnące wyzwanie dla świata
Największym wyzwaniem dla świata w nadchodzących dekadach będą tzw. "kruche miasta" - ocenia w publikacji dla magazynu "Foreign Affairs" Robert Muggah z brazylijskiego Instytutu Igarape, ośrodka zajmującego się problemami bezpieczeństwa. Chodzi o szybko i niekontrolowanie rozrastające się metropolie, w których królują przemoc i bieda, a oficjalna władza nie ma za wiele do powiedzenia.
W przyszłości "to miasto, a nie państwo, będzie decydowało o stabilności i rozwoju" - czytamy w "FA". Robert Muggah przypomina, że już połowa światowej populacji żyje w miastach, a ten odsetek będzie się tylko zwiększał. Zwłaszcza w Afryce i Azji, gdzie coraz więcej mieszkańców zacznie przenosić się do miast.
Podczas gdy w niektórych państwach powstają już inteligentne miasta, przyjazne dla ich mieszkańców, w innych rozwijających się metropoliach - wraz ze wzrostem populacji - może zagościć anarchia i powstawać lub rozrastać się będą dzielnice biedy. Według Muggaha większość takich obecnych ośrodków niestabilności znajduje się w Amerykach, to m.in. San Pedro Sula w Hondurasie, Caracas w Wenezueli, Maceió w Brazylii czy Acapulco w Meksyku.
Co jednak powoduje, że dane miasto może stać się niestabilne? Muggah uważa, że chodzi nie tyle o wzrost liczby jego mieszkańców, co o gwałtowną i nieuregulowaną turbourbanizację. Co ciekawe, według ekspertów ds. urbanistyki, gros przemocy notowanej w danym mieście najczęściej koncentruje się na pewnym mniejszym obszarze, "kilku przecznicach".
Muggah podkreśla także zależność między wzrostem przestępczości a młodym wiekiem mieszkańców. Ekspert podaje, że w niektórych z najbardziej "kruchych miast" aż 3/4 jego mieszkańców ma mniej niż 30 lat. W innych średnia wieku jest jeszcze niższa. Jednocześnie "FA" podkreśla, że nie tyle wiek jest problemem, co charakter takiej młodej grupy. "Bezrobotnym, niewykształconym mężczyznom bardziej grozi zostanie ofiarami zabójstw czy zabójcami" - pisze wprost Muggah.
Droga ku lepszemu
Ekspert wyjaśnia jednak w publikacji, jak "kruche miasta" mogą się zmienić. Jako przykład podaje kolumbijskie Medellin - dawną siedzibę jednego z najpotężniejszych kokainowych karteli, która na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego wieku dosłownie spływała krwią. Dzięki odpowiedniemu zarządzaniu Medellin przestało być jednak miastem grozy, choć nadal boryka się z wieloma problemami. Przede wszystkim zainwestowano w transport publiczny, który pozwolił na otwarcie slumsów.
Za najważniejsze do odmieniania niestabilnej metropolii Muggah uważa jednak komunikację z mieszkańcami jej najbardziej zagrożonych okolic. Pozwala to zidentyfikować powody ich problemów. Istotne jest też - jak dowiadujemy się z publikacji "FA" - międzymiastowe partnerstwo, dzięki któremu można podpatrywać dobre rozwiązania. Także prewencja w miejscach, które mogą potencjalnie stać się punktami zapalnymi. Wymaga ona inwestycji i wykorzystania nowych technologii, jak kamery policyjne, choć część rozwiązań budzi obawy w kwestii prawa do prywatności.
Skupiać się - zdaniem Muggaha - należy nie tylko na określonych miejscach, ale i grupach mieszkańców. Zaznacza, że nie chodzi o stygmatyzację, ale wsparcie, np. projektów dla zagrożonej młodzieży.
"Inwestycje w transport publiczny, przestrzeń publiczną i politykę socjalną dla najbiedniejszych mogą realnie wpłynąć na poprawę bezpieczeństwa" - pisze ekspert i konkluduje, że z takich sprawdzonych lokalnych rozwiązań warto potem korzystać.
Źródła: "Foreign Affairs", WP.PL.