Finał "afery gruntowej"; Piotr Ryba i Andrzeja K. winni
Piotr Ryba i Andrzeja K. zostali uznani winnymi przez Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia w procesie o płatną protekcję w sprawie "afery gruntowej". Piotr Ryba dostał dwa i pół roku więzienia, Andrzej K. został skazany na karę grzywny w wysokości 54 tys. zł. Wyrok nie jest prawomocny. Obaj skazani zapowiadają apelację.
18.08.2009 | aktual.: 18.08.2009 16:05
Za okoliczności łagodzące wobec obu skazanych - groziło im do ośmiu lat - sąd uznał ich niekaralność. Za obciążające - długotrwały proceder (ponad siedem miesięcy) powoływania się na wpływy, wysokość żądanej łapówki (najpierw 6 mln zł, ostatecznie 2,7 mln zł) oraz to, że powoływali się na wpływy "u wysokich czynników władzy". Wobec Andrzeja K. sąd uznał, że jego wyjaśnienia przyczyniły się do ujawnienia wielu szczegółów sprawy.
Sąd ogłaszając wyrok podkreślił, że wystarczy, aby sprawca powoływał się na wpływy w instytucji państwowej i podjął się załatwienia sprawy za łapówkę. - Nie trzeba naprawdę mieć wpływów ani nawet rozpocząć załatwiania sprawy - podkreśliła sędzia Dorota Radlińska, uzasadniając wyrok. - W ocenie sądu oskarżeni Ryba i K. działali wspólnie i w porozumieniu, i dopuścili się płatnej protekcji - dodała.
"Będziemy się odwoływać"
Obrońcy Piotra Ryby zapowiedzieli apelację. - Sąd nie udźwignął tej sprawy - oświadczył mec. Mariusz Paplaczyk. Apelacji nie wyklucza także prokurator Andrzej Piaseczny, który żądał dla Ryby kary czterech lat więzienia. O odwołaniu myśli też skazany na grzywnę Andrzej K., bo nie chce płacić ponad 7 tys. zł kosztów sądowych.
- Rozstrzygnięto o legalności akcji CBA bez zaglądania do kuchni, a w kuchni był bałagan - mówił broniący Ryby mec. Wojciech Wiza. On i adwokat Paplaczyk będą występować o pisemne uzasadnienie wyroku, co jest zapowiedzią złożenia apelacji.
Taki sam wniosek zapowiedział broniący Andrzeja K. mec. Ryszard Marciniak. Grzywna, jaką sąd wymierzył Andrzejowi K. zostanie w większości przeliczona na półroczny okres spędzony przez niego w areszcie. Do zapłacenia pozostanie 300 zł grzywny i 7 tys. zł kosztów sądowych, na co K. nie chce się zgodzić.
Akcja CBA
Piotr Ryba i Andrzej K. byli oskarżeni o powoływanie się na wpływy w resorcie rolnictwa, które miały doprowadzić do odrolnienia gruntu na Mazurach. W rzeczywistości była to akcja CBA w lipcu 2007 r., w wyniku, której obaj zostali zatrzymani, a ówczesny wicepremier i minister rolnictwa Andrzej Lepper stracił stanowisko. Wszystko skończyło się rozpadem rządzącej koalicji PiS-Samoobrona-LPR i przedterminowymi wyborami.
Po ich zatrzymaniu szef CBA Mariusz Kamiński mówił, że Biuro dostało wiarygodną informację, iż są osoby, które mogą odrolnić dowolny grunt za łapówkę. Agenci CBA podali się za biznesmenów zainteresowanych transakcją i negocjowali stawkę łapówki z Rybą i K. W końcowej fazie akcji doszło do przecieku.
6 lipca 2007 r. Lepper miał się spotkać z Rybą, ale spotkanie odwołał. Andrzej K., który w tym czasie w hotelu przeliczał pieniądze dostarczone przez agentów CBA, zadzwonił do Ryby. Prawdopodobnie został ostrzeżony, bo opuścił hotel; wtedy obu ich zatrzymano. Przeciek z akcji badała stołeczna prokuratura. Nie ustaliła dotąd źródła przecieku. Pod uwagę brana jest także hipoteza, że przecieku w ogóle nie było.
Prokurator Andrzej Piaseczny żądał kary czterech lat więzienia dla Ryby, oskarżonego o to, że pozostając w kontakcie z urzędnikami ministerstwa (w tym z Andrzejem Lepperem i wiceministrem Maciejem Jabłońskim), dopytywał o losy sprawy i przekazywał Andrzejowi K. uwagi ministerstwa. Dla Andrzeja K., który negocjował z podstawionym jako kontrahent agentem CBA - za to, że od początku się przyznawał i złożył obszerne wyjaśnienia - oskarżenie chciało kary grzywny, która pozwoli mu pozostać na wolności. Obrońcy Ryby walczyli o uniewinnienie. Kwestionowali legalność operacji CBA, a fikcyjne dokumenty wytworzone przez Biuro określali jako "owoce z zatrutego drzewa", których sąd nie powinien uwzględnić.
Sąd uznał jednak, że obrona nie ma racji, twierdząc, iż dowody z podsłuchów CBA są nielegalne. Wg sędziny podsłuchy były legalne i zgromadzone zgodnie z przepisami. - Kontrolę operacyjną przeprowadzono za zgodą sądu - podkreśliła sędzia Dorota Radlińska.
- Te dowody miały zresztą charakter pośredni. Pierwszoplanową rolę w tej sprawie odgrywały dowody ze źródeł osobowych, czyli świadków - podkreślił sąd. Przede wszystkim chodzi o wyjaśnienia skazanego na karę grzywny Andrzeja K., a także zeznania agenta CBA będącego świadkiem incognito, jak również zeznania przesłuchiwanego jako świadka Andrzeja Leppera.