Film "Nic się nie stało". Brakujący dowód w sprawie pedofilii i celebrytów. Mówiła o nim jedna z dziewczyn
W sopockich dyskotekach Marcina T. znajdowały się kamery, które nagrywały klientów w towarzystwie młodych dziewczyn - twierdziła jedna z poszkodowanych w aferze pedofilskiej. Mnożą się spekulacje, jakoby kolekcja nagrań dokumentujących spotkania dziewczyn z politykami, przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości oraz gwiazdami zapewniała oskarżonemu łagodniejsze traktowanie.
- Film Sylwestra Latkowskiego nie pokazał nowych dowodów w sprawie afery pedofilskiej z Sopotu. Po premierze filmu padły oskarżenia, ale zobaczyliśmy jedynie znane wcześniej fotografie gwiazd, które publikowano na stronie klubu Zatoka Sztuki - komentuje Janusz Szostak dziennikarz, wydawca magazynu "Reporter", który wraz z Mikołajem Podolskim jako jedni z pierwszych interesowali się sprawą "łowcy nastolatek" i klubu Zatoka Sztuki.
- Prawdziwym dowodem na związek celebrytów i ważnych osób z tą aferą byłyby nagrania z wewnątrz klubu. O nagrywaniu klientów wspominała jedna z wykorzystanych dziewczyn. Nikomu nie udało się potwierdzić tej relacji - dodaje Szostak.
Afera pedofilska w Sopocie. Czy były nagrania?
O nagraniach wspomina też Piotr Głuchowski, współautor książki na temat tej afery pt. "Zatoka świń. "Dlaczego prokuratura nawet nie wystąpiła o areszt, poprzestając na symbolicznym poręczeniu majątkowym 30 tys. zł. Czyżby prawdziwa była plotka, że T. nagrywał co ważniejszych gości w swoich dyskotekach i prywatnym burdelu w Pucku i ma schowane archiwum, które zapewnia mu nietykalność?" - napisał o jednym z głównych bohaterów afery.
Zauważa, że osoby ogólnie szanowane zaczęły się solidaryzować z Marcinem T. w momencie, kiedy prezydent Sopotu, Jacek Karnowski postanowił zakończyć działalność podejrzanego klubu. "Czy wszyscy ci ludzie byli tylko mało spostrzegawczy, niemądrzy, nieczytający gazet, czy też - jak chce Latkowski - wierzyli, że znanym wolno więcej?" - pyta Głuchowski.
Zobacz też: Pokazano głośne filmy o pedofilii. Co robi rząd?
Film "Nic się nie stało". Burza po premierze
Po premierze filmu "Nic się nie stało" wielu komentatorów zwracało uwagę, że dokument nie zawierał nowych dowodów o aferze, opisywanej przez media od 2015 roku. Za to w studiu TVP Sylwester Latkowski publicznie wezwał do wytłumaczenia się znane osoby: Borysa Szyca, Kubę Wojewódzkiego i Radosława Majdana. To bywalcy klubu Zatoka Sztuki, których Latkowski wskazał jako świadków krzywdy dziewczynek.
W odpowiedzi Wojewódzki zapowiedział wytoczenie procesu TVP i twórcy dokumentu. Mnożą się podobne reakcje.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Film sprowokował reakcję Prokuratora Generalnego, który powoła specjalny zespół śledczy do wyjaśnienia tej sprawy. Jeden z wątków "Nic się nie stało" wspomniał u umorzeniach spraw pokrzywdzonych nastolatek. Menedżer sieci sopockich dyskotek Marcin T. mimo poważnych oskarżeń pozostaje na wolności. Stawia to w niekorzystnym świetle trójmiejskie prokuratury i sądy.
W rozmowie z WP Janusz Szostak odniósł również do reakcji Ministerstwa Sprawiedliwości. - Szkoda, że wcześniej nie było takiej reakcji. Już w 2015 roku na łamach magazynu Reporter pisaliśmy o sprawie pedofila Krystka i jego mocodawców z Zatoki Sztuki. Właściciele kluby wytoczyli nam proces, który trwał do ubiegłego roku. Sądy od początku sprawiały wrażenie, że są po stronie tych ludzi. Dostaliśmy nawet zakaz pisania o tej sprawie - mówi Janusz Szostak.
W gorzkich słowach dodaje:. - Wówczas nikt nie stanął w naszej obronie, żadna telewizja ani Ministerstwo Sprawiedliwości, do którego zwracaliśmy się kilkakrotnie. Teraz Prokurator Generalny w trybie nagłym powołuje specjalną komisję w tej sprawy? Dlaczego nie zrobił tego wówczas, gdy my zwracaliśmy się w tej sprawie do ministerstwa? - pyta.
Masz news, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.