Polityka"Fikcyjna" reforma służb. Dostęp do billingów nadal poza kontrolą?

"Fikcyjna" reforma służb. Dostęp do billingów nadal poza kontrolą?

Rok temu Trybunał Konstytucyjny uznał, że dostęp polskich służb do danych komunikacyjnych jest poza kontrolą i nakazał zmianę przepisów. W piątek projekt reformy - w przyspieszonym trybie, bez szerokich konsultacji - trafił do Sejmu. Jednak zdaniem krytyków, kontrola sądów nad inwigilacją służb będzie fikcją.

"Fikcyjna" reforma służb. Dostęp do billingów nadal poza kontrolą?
Źródło zdjęć: © PAP
Oskar Górzyński

03.08.2015 13:42

W lipcu zeszłego roku Trybunał za niekonstytucyjny uznał brak niezależnej kontroli i nadzoru nad dostępem policji i innych służb do danych telekomunikacyjnych - chodzi tu m.in. o billingi, dane osobowe abonentów i treści SMS-ów - i dał rządowi 18 miesięcy (w praktyce zmiany muszą zostać przyjęte do końca roku) na przystosowanie prawa do ustawy zasadniczej. Projekt zmian pojawił się dopiero po roku i zdaniem organizacji walczących o prawa obywateli, w praktyce nadal pozwoli policji i służbom mieć nieograniczony dostęp do danych.

Chodzi przede wszystkim o mechanizm kontroli, jaki przewiduje ustawa. W myśl projektu, aby zdobyć dane na temat danych obywateli - a tylko w zeszłym roku sięgano po nie prawie 2,2 miliona razy - służby nie będą musiały pytać o zgodę sądów (tak jak dzieje się to np. w przypadku zakładania podsłuchów), lecz jedynie co sześć miesięcy wysyłać im sprawozdania ze swojej działalności na tym polu. Dopiero potem sąd będzie mógł ocenić i zweryfikować to, czy sięgnięcie po billingi i teksty sms-ów było uzasadnione.

- Trudno nazwać to kontrolą, skoro odbywać się to będzie po fakcie, a sądy nawet jakby chciały, to nie będą mogły zweryfikować tak wielkiej liczby danych - mówi WP Katarzyna Szymielewicz, prezes Fundacji Panoptykon. - Ten projekt nawet nie zbliża się do standardu, którego oczekiwaliśmy po wyroku polskiego Trybunału Konstytucyjnego i jeszcze dalej idących wytycznych, jakie w tamtym roku sformułował Trybunał Sprawiedliwości UE - dodaje. Podobną opinię ma też Rzecznik Praw Obywatelskich Irena Lipowicz, która na antenie TOK FM stwierdziła że projekt "w wielu miejscach rozmija się z tym, czego Trybunał Konstytucyjny oczekuje", a podsłuchy i dane telekomunikacyjne powinny być stosowane wyłącznie w sprawach zbrodni i poważnych podejrzeń o ciężkie przestępstwa. Senacki dokument tego nie gwarantuje.

- Najłatwiej jest krytykować, tymczasem kiedy zaprosiliśmy organizacje do Senatu, to nie przedstawiły swoich propozycji innego rozwiązania problemu - odbija piłeczkę senator PO Piotr Zientarski, jeden z autorów projektu. Dodaje przy tym że senackie biuro legislacyjne stwierdziło, iż zaproponowane przepisy są zgodne z konstytucją. Zwraca też uwagę na to, że w sprawozdaniu przedstawiciele służb i policji będą musieli wykazać, jakie dane zdobyli i podać konkretną przyczynę, dla której to zrobili. - Oczywiście, zdarzają się przypadki, że sędziowie nie czytają tych dokumentów, ale to nie jest powszechne zjawisko. Tym bardziej, że te listy nie będą takie długie, bo nie będą w nich zawierane przypadki sięgania po dane abonenckie (dane osobowe, które podajemy zawierając abonament - aut.). A to prawie 90 procent wszystkich przypadków - dodaje polityk PO.

Jednak zdaniem Szymielewicz, sposób na lepszy mechanizm kontroli jest prosty: chodzi o to, by służby musiały każdorazowo prosić sąd o zgodę na dostęp do danych.

- To nie jest oczywiście idealne rozwiązanie ze względu na obłożenie sądów, ale to byłby dobry początek - mówi działaczka. - Tak naprawdę potrzebna jest głęboka reforma kontroli nad służbami, dzięki której powstałby specjalny sąd zajmujący się kontrolowaniem działań służb. Ale w rządzie nikt nie chce o tym słyszeć - dodaje.

Kontrowersje budzi nie tylko zawartość projektu, ale i sposób, w jaki powstawał. Przygotowaniem projektu wykonującego wyrok trybunału początkowo zajmowało się MSW, lecz po roku ostatecznie zgłosiła go Komisja Ustawodawcza Senatu. To nie bez znaczenia, bo o ile projekty rządowe muszą być poprzedzane trwającymi co najmniej trzy tygodnie konsultacjami publicznymi, to w przypadku poselskich i senackich ścieżka prowadząca do uchwalenia prawa jest znacznie szybsza. Zdaniem prezes Fundacji Panoptykon Katarzyny Szymielewicz, taki tryb przyjęcia ustawy budzi podejrzenia o chęć "przepchnięcia" projektu, by przeszedł on niezauważony przez szerszą publikę.

- Rząd miał ponad 10 miesięcy na zaproponowanie założeń reformy i przeprowadzenie debaty publicznej, co z pełną świadomością zaniedbał. MSW miesiącami odpowiadało na nasze pytania to samo: "za chwilę opublikujemy projekt", jednak nic się nie działo - mówi WP Szymielewicz. - Teraz, w atmosferze "wyższej konieczności" rząd próbuje rękami koalicyjnych senatorów i posłów przepchnąć naprawdę niebezpieczną propozycję bez konsultacji i debaty publicznej - dodaje.

Senator Piotr Zientarski, który reprezentuje Senat przy okazji projektu zmian, przyznał w rozmowie z WP, że złożony do Sejmu projekt powstał we współpracy z MSW. Zastrzegł jednak, że w tym, że to Senat zajął się sprawą nie ma nic dziwnego, bo to do niego należy wykonywanie wyroków Trybunału.

- Zależy nam, żeby projekt trafił do Sejmu jak najszybciej. To jednak dopiero początek drogi, bo dokument będzie konsultowany i wszystkie zainteresowane strony będą mogły zgłosić swoje uwagi podczas prac w sejmowych komisjach - zapewnia senator PO.

Co na to ministerstwo?

- Aktualnie w MSW trwają prace nad przygotowaniem projektu stanowiska rządu do ww. projektu ustawy - ucina Małgorzata Woźniak, rzecznik MSW.

Zobacz również: Tak szpieguje cię własny sprzęt
Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (111)