Fiakrzy z Morskiego Oka pozwali obrońców praw zwierząt
Fiakrzy wożący turystów Morskiego Oka złożyli do sądu pozew cywilny przeciwko obrońcom praw zwierząt. Wozacy domagają się przeprosin i zaniechania ich dalszego szkalowania. Aktywiści nie obawiają się procesu.
30.04.2015 | aktual.: 03.05.2015 09:06
- Chcemy bronić swojego dobrego imienia. Na trasie nic złego się nie dzieje, co potwierdzają opinie ekspertów. Obrońcy praw zwierząt nękają nas i publicznie szkalują. Chcemy, aby zaprzestali dalszego informowania opinii publicznej, że na szlaku do Morskiego Oka dochodzi do rzekomego przestępstwa znęcania się na końmi - powiedział Andrzej Mąka ze Stowarzyszenia Przewoźników do Morskiego Oka.
W pozwie fiakrzy zauważają, że aktywiści wielokrotnie negowali opinie ekspertów dotyczące pracy koni na szlaku, publikowali na portalach internetowych informacje obrażające wozaków, udzielali wywiadów w mediach, w których porównywali fiakrów do katów. - Padały też sformułowania, że droga do Morskiego Oka to "koński Oświęcim" - mówił przedstawiciel fiakrów.
Pod pozwem podpisało się 61 wozaków, czyli wszyscy świadczący usługi transportowe na popularnym trakcie. Pozew został złożony do Sądu Okręgowego w Nowym Sączu.
Fiakrzy zwrócili uwagę, że wykonali szczegółowe badania weterynaryjne koni, zważyli wozy tak jak chcieli ekolodzy. - Aktywiści negują opinię wybitnego specjalisty od koni z 40-letnim doświadczeniem. Kiedy zobaczyli, że nie mają się do czego przyczepić, to zablokowali trasę i wywołali awanturę nie pozwalając nam pracować. Podejrzewamy, że nie chodzi im o dobro koni, bo likwidacja transportu konnego przyniosłaby skutek odwrotny. Być może za ekologami stoi lobby chcące wprowadzić transport elektryczny do Morskiego Oka - przypuszczają wozacy.
Adwokat reprezentujący fiakrów Michał Kuźmicz zaznaczył, że do przestępstwa znęcania się na zwierzętami dochodzi wówczas, kiedy jest to działanie umyślne i popełnione w zamiarze bezpośrednim. - W mojej ocenie do takich rzeczy nie dochodziło i teza ekologów jest nie do udowodnienia. Osoby wykonujące swoją pracę przy transporcie turystów nie znęcają się nad zwierzętami. Należy bronić ich dobrego imienia - powiedział Kuźmicz.
Jak zauważył, jedna z aktywistek stwierdziła na łamach jednej z gazet, że "na Podhalu nie obowiązuje prawo i Podhale jest poza prawem Rzeczpospolitej".
- Właśnie dlatego, uważamy że to sąd powinien ocenić, czy na drodze do Morskiego Oka rzeczywiście jest łamana ustawa o ochronie zwierząt, czy nie. Chcemy aby sąd ustalił, czy wypowiedzi, które padły z ust ekologów, są krzywdzące dla przewoźników. Nie ulega wątpliwości, że każdy z fiakrów poczuł się urażony ferowanymi zarzutami przez aktywistów i mówieniem, że są oni przestępcami - powiedział Kuźmicz.
Adwokat podkreślił, że skoro opinie specjalistów przeczą tezom obrońców praw zwierząt, to pora zaprzestać tego typu wypowiedzi. - Nie można publicznie mówić wszystkiego co ślina na język przyniesie i czynić to z krzywdą dla ludzi, którzy faktycznie kochają konie - dodał adwokat.
Anna Plaszczyk z fundacji Viva, która organizowała pikiety na drodze do Morskiego Oka powiedziała, że cieszy się z pozwu. - W końcu sąd rozstrzygnie, co jest prawdą. Ja opieram się na faktach i fotografiach, a nie na plotkach. Nie przestanę mówić o krzywdzie koni - zapowiedziała Plaszczyk. Jak dodała, nie dziwi się fiakrom, że chcą zaniechania dalszych publikacji broniących koni.
Obrońcy praw zwierząt domagają się całkowitego usunięcia transportu konnego z drogi do Morskiego Oka i zastąpienie go pojazdami elektrycznymi. Ich tezom o znęcaniu się nad końmi przeczą jednak opinie ekspertów hipologów. Przeciw wycofaniu transportu konnego z tatrzańskiego szlaku są m.in. środowiska akademickie oraz Główny Lekarz Weterynarii i Związek Hodowców Koni.
9 listopada ub.r. na drodze do Morskiego Oka doszło do starcia między fiakrami a aktywistami. Wówczas grupa kilkudziesięciu obrońców praw zwierząt przez blisko dwie godziny siedziała na tej popularnej trasie turystycznej, blokując przejazd. Kiedy doszło do szarpaniny, do akcji wkroczyła policja,
Do zakopiańskiej prokuratury wpłynęło kilka zawiadomień w tej sprawie. Dotyczyły ewentualnego narażenia uczestników pikiety na utratę zdrowia lub życia poprzez wjechanie dwoma zaprzęgami na grupę siedzących na drodze ekologów, pobicia uczestników manifestacji i kierowania wobec nich gróźb karalnych.