Fala fundamentalizmu w Indiach. Radykalni hinduiści biorą inne wyznania na celownik
Radykalni sojusznicy nowego indyjskiego premiera rosną w siłę, a w kraju narasta atmosfera sprzyjająca religijnym podziałom - pisze z Indii dla Wirtualnej Polski Tomasz Augustyniak. Do głosu dochodzą radykałowie z Narodowej Organizacji Ochotników (RSS), którzy w czasie II wojny światowej popierali ideologię Adolfa Hitlera, a dziś na ich celowniku są nie tylko muzułmanie, ale także inne wyznania "obce" dla Indii. Sytuacja wyjątkowo sprzyja nacjonalistom, bo dzisiejszy premier kraju, Narendra Modi, sam należał kiedyś do RSS.
22.06.2015 | aktual.: 22.06.2015 10:08
- Indie są krajem wyznawców hinduizmu, a cały subkontynent indyjski powinien być uważany za hinduistyczny - powiedział kilka dni temu Mohan Bhawgat, szef radykalnej hinduskiej organizacji RSS. Podczas zorganizowanego na północy kraju obozu szkoleniowego podkreślił, że ma na myśli także Pakistan i Bangladesz, w których dominuje islam.
W ostatnich miesiącach takie wypowiedzi to nic dziwnego. Hinduscy działacze ignorują aspiracje muzułmanów, chrześcijan i przedstawicieli innych wyznań. Niektórzy domagają się nawet wyrzucenia ich z kraju. Po zeszłorocznej zmianie rządu religijni radykałowie bardzo zyskali tu na znaczeniu i nic nie wskazuje na to, żeby ich pozycja miała wkrótce osłabnąć.
Indyjscy czciciele Hitlera
Rashtriya Swamsewak Sangh (RSS, Narodowa Organizacja Ochotników) od swojego powstania w 1925 roku dąży do budowy czysto hinduistycznego państwa. Podczas drugiej wojny światowej szefostwo RSS popierało politykę Adolfa Hitlera i jego teorie o czystości rasy, później deklarowało z kolei poparcie dla Izraela, doceniając to państwo za ochronę swojej religii, języka i kultury.
W Indiach działacze organizacji byli oskarżani o nawoływanie do nienawiści na tle etnicznym, czasami wręcz o planowanie pogromów muzułmanów. Organizacja była trzykrotnie delegalizowana. To były członek RSS, Nathuram Godse, zamordował Mahatmę Gandhiego. Jej ochotnicy zburzyli też Meczet Babura (Babri Masdżid) w mieście Ajodhja, doprowadzając do niekontrolowanego wzrostu napięć między wyznawcami hinduizmu i islamu. Krwawe masakry muzułmanów w stanie Gudźarat w 2002 i Uttar Pradeś w 2013 roku były konsekwencją tych zajść.
W skład RSS wchodzi wiele mniejszych organizacji i paramilitarne bojówki. Poglądy jej założycieli podzielają Światowy Komitet Hindusów (VHP) i partia Shiv Sena (Armia Śiwy), koalicjant rządzącej Indyjskiej Partii Ludowej (BJP). Shiv Sena nalega na konwersję muzułmanów albo ich usunięcie z kraju, domaga się też ograniczenia wpływu zachodnich tradycji na indyjską kulturę.
Czytaj również - Radykalizacja muzułmanów w Indiach
Nawet mniej skrajni nacjonaliści uważają tutejszych muzułmanów za najeźdźców i żądają, żeby wycofali się z budowy meczetów w miejscach świętych dla wyznawców hinduizmu. Wśród postulatów pojawia się też ustanowienie martwego dziś sanskrytu oficjalnym językiem kraju i zmiany w podręcznikach szkolnych. Działacze RSS jak mantrę powtarzają, że wszyscy, którzy mieszkają w Indiach muszą uznać, że kulturowo należą do świata hinduizmu. Coraz więcej ludzi myśli podobnie, a sytuacja sprzyja takim poglądom.
Niebezpieczne podziały
Odkąd w ubiegłym roku władzę w Indiach przejęła nacjonalistyczna BJP, radykałowie zyskują na znaczeniu. Wielu nowomianowanych ministrów i urzędników na poziomie krajowym i stanowym to dawni działacze RSS i powiązanych z nią organizacji. Do najważniejszych należą Manohar Lal Khattar, szef rządu stanu Hariana, kierujący resortem zdrowia Jagat Prakash Nadda, minister pracy Bandaru Dattatreya oraz minister ropy naftowej i gazu Dharmendra Pradha. W hinduskich miasteczkach mówi się o wyznawcach islamu, że są przyczyną wszystkich problemów świata, nie można im ufać, a w dodatku mnożą się jak króliki. Coraz częstsze są oskarżenia o prowadzenie przez nich tak zwanego "miłosnego dżihadu". Według tej spiskowej teorii specjalnie wybrani młodzi muzułmanie mają być szkoleni do uwodzenia hinduskich kobiet, a później skłaniać je do przechodzenia na islam.
Drobne zamieszki i pobicia muzułmanów to codzienność. Zdarzają się także ataki na chrześcijan. Tylko w tym roku zaatakowane zostały co najmniej cztery kościoły, doszło też do gwałtu na zakonnicy w Bengalu Zachodnim. Jak podkreśla Rakhi Chakrabarty, w czasie ponad 30 lat rządów komunistów w tym stanie nie było starć na tle religijnym. - Teraz wracają religijne podziały - przyznaje. Politycy tylko na nich korzystają.
Dylemat Modiego
Premier Narendra Modi publicznie stwierdził, że członkostwo w RSS ukształtowało go jako polityka. Chociaż jako szef rządu zrezygnował z antymuzułmańskiej retoryki, zyskał poparcie mediów, wielkiego biznesu i prowadzi pragmatyczną politykę zagraniczną, to ze strony opozycji ciągle padają oskarżenia, że jest sterowany przez skrajnych nacjonalistów. Nic dziwnego, bo to oni stworzyli Modiego. Polityk dołączył do RSS bardzo wcześnie, stopniowo w niej awansował i to jej poparcie pozwoliło mu zostać najpierw szefem rządu stanowego Gudźaratu, a później - premierem.
- Wartości hinduistyczne zawsze będą dla niego najważniejsze, na pewno nie ruszy palcem w obronie muzułmanów - mówi publicystka Aditi Phadnis. Powołuje się na przykład pogromów w stanie Gudźarat w 2002 roku, kiedy Modi nie zrobił nic, żeby powstrzymać rozlew krwi. Działacze BJP, w tym członkini stanowego parlamentu Maya Kodnani, pomagali wówczas w organizacji masowych morderstw i zachęcali do nich.
Dziś polityczni konkurenci przypominają Modiemu, że Indie są świeckim państwem, w którym przez stulecia przedstawiciele wielu religii żyli razem, jednak indyjski premier musi dbać nie tylko o rozpędzenie gospodarki, co obiecał podczas kampanii, ale również zadowolić swoich popleczników. Również tych, którzy aktywnie albo milcząco popierali zabijanie współobywateli. "Acche din" - dobre dni, które obiecał wyborcom, na razie nadeszły przede wszystkim dla religijnych radykałów.
Lead i tytuł pochodzą od redakcji.