Fala bezprawia zalewa stan Espirito Santo w Brazylii. Dramatyczne konsekwencje strajku policji
Brazylijski stan pogrążył się w chaosie i anarchii po tym, jak zdesperowani fatalnymi warunkami służby policjanci przestali patrolować ulice. Fala przemocy może rozlać się na inne regiony, bo w Espirito Santo jak w soczewce skupiają się problemy całej Brazylii.
09.02.2017 | aktual.: 09.02.2017 12:44
Ostatnio szczęście odwróciło się od Brazylii. Jeszcze kilka lat temu, na fali dynamicznego wzrostu gospodarczego, mówiło się o niej jako o wschodzącym mocarstwie i przymierzano do stałego członkostwa w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Dziś częściej określa się ją mianem "chorego człowieka" Ameryki Południowej.
Z niedawnego entuzjazmu niewiele pozostało, bo kraj pogrążył się kryzysie ekonomicznym, politycznym i społecznym. Gigantyczna afera korupcyjna na szczytach władzy wstrząsnęła Brazylijczykami i przeorała elity polityczne. Zwijająca się gospodarka spowodowała, że kasa państwowa świeci pustkami. Źródłem problemów jest załamanie cen surowców naturalnych, z jakich żyje Brazylia, ale i rozbuchane transfery socjalne, które w czasach prosperity wyciągnęły z biedy miliony ludzi, lecz teraz stały się budżetową kulą u nogi.
Policjanci na skraju wytrzymałości
To właśnie kłopoty finansowe stoją za ostatnimi dramatycznymi wydarzeniami, które rozgrywają się w niewielkim, jak na brazylijskie standardy, nadmorskim stanie Espirito Santo. Wymuszone przez kryzys dotkliwe cięcia w stanowym budżecie spowodowały, że lokalna policja pracuje w warunkach urągających cywilizowanym standardom. Jak opisuje to "Wall Street Jorunal", radiowozy jeżdżą na łysych oponach, o ile znajdzie się do nich benzyna, a komendom odcinany jest dostęp do internetu. Pieniędzy brakuje nawet na podstawowe środki czystości na posterunkach.
Być może funkcjonariusze byliby w stanie przełknąć te niedogodności, gdyby nie fakt, że sami ledwo wiążą koniec z końcem. Ich pensje od siedmiu lat stoją w miejscu, mimo dość wysokiej inflacji (od 2010 r. w przedziale 5-10 proc. rocznie), a i tak należą do najniższych w całej Brazylii. Policjanci i ich rodziny powiedziały w końcu "dość".
Choć zgodnie z obowiązującym prawem pracownicy policji nie mogą strajkować, od piątku przestali patrolować ulice miast w Espirito Santo, bo ich rodziny i przyjaciele zablokowali w proteście wyjścia z komend i komisariatów. Gdy stróżów prawa zabrakło na ulicach, region niemal natychmiast pogrążył się w oszałamiającej fali bezprawia i anarchii.
Jak podaje "WSJ" w mniej niż tydzień odnotowano prawie setkę morderstw (co najmniej sześciokrotny wzrost w porównaniu do analogicznego okresu w ubiegłym roku) , a ponad 250 sklepów zostało splądrowanych. Przestępcy grasują bezkarnie w biały dzień, a przerażeni mieszkańcy siedzą zamknięci w domach. Pogłębiający się chaos sparaliżował cały stan - zamknięte pozostają szkoły, banki, publiczne urzędy i niektóre placówki służby zdrowia. Stanęła też sieć transportu publicznego w Vitorii, stolicy Espirito Stano, bo kierowcy autobusów odmówili wyjazdu w miasto z obawy o własne życie.
Problemy całej Brazylii
Władze centralne w Brasilii zareagowały już w poniedziałek. Pełniący obowiązki prezydenta kraju Michel Temer wysłał do niespokojnego regionu 200 żołnierzy Gwardii Narodowej, a później nakazał mobilizację kolejnego tysiąca wojskowych. To jednak kropla w morzu potrzeb, bo normalnie porządku w Espirito Santo pilnuje ponad 10 tys. funkcjonariuszy. Dlatego lokalny rząd apeluje o znacznie większe wsparcie.
Zgodnie z obowiązującymi przepisami sąd uznał, że akcja funkcjonariuszy jest w rzeczywistości nielegalnym strajkiem. Szef stanowej policji został odwołany, choć nic to nie dało. Wydaje się, że jedynym wyjściem z sytuacji byłaby oczekiwana przez stróżów prawa podwyżka uposażeń, ale regionalne władze twierdzą, że po prostu nie mają na to pieniędzy. Stoją też na stanowisku, że jakiekolwiek negocjacje są wykluczone, dopóki policjanci nie wrócą do swoich obowiązków.
Tymczasem szkody poniesione w wyniku fali bezprawia już wyceniane są na dziesiątki milionów dolarów. Komentatorzy ostrzegają, że chaos może rozlać się na inne regiony, bo w Espirito Santo jak w soczewce skupiają się problemy całej Brazylii. Kryzys gospodarczy sprawił, że większość instytucji publicznych i pracowników budżetówki zmaga się z finansowymi kłopotami. - Jeśli nie stawimy czoła temu wyzwaniu, to dziś będziemy się z tym zmagać tutaj, a jutro w całej Brazylii - mówił na konferencji prasowej gubernator stanu Paulo Hartung.
Największe państwo Ameryki Południowej i bez kłopotów z policją należy do niechlubnej światowej czołówki pod względem poziomu przestępczości. W styczniu krajem wstrząsnęły wybuchy przemocy w przepełnionych więzieniach, które w rzeczywistości były krwawymi porachunkami rywalizujących ze sobą narkotykowych gangów. Tylko w jednej masakrze z początku roku zginęło ponad 50 skazańców. Już wtedy eksperci ostrzegali, że mafijny konflikt może rozlać się na cały kraj.
Falę przestępczości potęguje ogromne rozwarstwienie brazylijskiego społeczeństwa. Co prawda w ostatnich kilkunastu latach obszary nędzy udało się ograniczyć dzięki niezwykle hojnemu programowi transferów socjalnych, przeforsowanemu przez prezydenta Luiza Inácio Lulę da Silvę (dziś jednego z podejrzanych w wielkim skandalu korupcyjnym). Jednak kryzys boleśnie uderzył w najbiedniejszych, znów spychając miliony na społeczny margines, a to napędza wzrost przestępczości, co pokazują statystyki z ostatnich lat.