F‑35 są dla Polski szansą i wyzwaniem. Mogą zmienić armię albo skończyć na defiladach
Pary prezydenckie z USA i Polski przed Białym Domem oglądały przelot myśliwców F-35. Andrzej Duda i Donald Trump potwierdzili, że Warszawa jest zainteresowana zakupem tych nowoczesnych maszyn. To wielka szansa, ale i duże ryzyko dla naszego kraju.
13.06.2019 | aktual.: 13.06.2019 13:38
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Pokaz oglądany przez Andrzeja Dudę na trawniku przed Białym Domem robił wrażenie. Huk odrzutowych silników zawsze jest efektowny, a jeżeli maszyna niemal zawiśnie w powietrzu, to efekt jest jeszcze większy. Kłopot w tym, że to nie takie samoloty Polska zamierza kupić.
Taką sztuczkę wykonywać może maszyna w wariancie B przeznaczonym do pionowego startu i lądowania, natomiast Polska zainteresowana jest standardową wersją A. O maszynach oznaczonych literą C nie ma nawet co mówić, bo są przeznaczone dla lotniskowców, a wersja D, zmodernizowana A, wejdzie do służby dopiero w 2035r.
Andrzej Duda podziwiał samolot, który w przyszłości ma dominować nad polami bitew. Dla Polski zakup jest niewątpliwą szansą, lecz trzeba pamiętać o solidnej łyżce dziegciu w tej beczce miodu, a "cudowne dziecko" koncernu Lockheed Martin ma duże problemy. Istnieją też poważne wątpliwości, czy polska armia jest przygotowana do wykorzystania tak zaawansowanych technologii.
Wybór F-35 budzi wiele wątpliwości
- Jako pilot i dowódca chętnie widziałbym u nas te samoloty, ale nie w obecnych warunkach - mówi Wirtualnej Polsce gen. Jan Rajchel, były komendant tzw. Szkoły Orląt w Dęblinie i ekspert fundacji "Stratpoints". - Gdybyśmy mieli 200 innych, nowoczesnych maszyn, to moglibyśmy dołożyć sobie te F-35. Uważam, że za tę cenę lepiej byłoby kupić kilkadziesiąt dodatkowych F-16.
Rajchel podkreśla, że z przyczyn czysto eksploatacyjnych liczba 48 maszyn F-16 powiększona o 32 samoloty F-35 oznacza, że długich granic lądowych i morskich równocześnie bronić będzie mogło ok. 20 maszyn, a to zdecydowanie za mało. Ponadto głównym zadaniem F-35 jest przełamywanie obrony powietrznej wroga, a Polska nie planuje przecież ataku na Rosję.
- Moim zdaniem decyzje o zakupach samolotów, śmigłowców czy innych systemów powinni decydować wojskowi - mówi Rajchel. - Zadaniem polityków jest następnie zrealizowanie tych potrzeb. Obawiam się, że w tym wypadku jest odwrotnie, a więc to politycy decydują, a generałowie później dorabiają teorię - tak jak przy zakupie Patriotów.
F-35 już walczyły, choć mają setki wad
F-35 Lightning II są maszynami wielozadaniowymi 5-tej generacji. Do tego ich kształt i specjalna powłoka powoduje, że radarom trudniej jest je wykryć i zestrzelić. Ich przydatność udowodnili Izraelczycy, którzy jako pierwsi użyli F-35 w walce, atakując cele w Syrii, choć i tutaj pojawił się problem. Według oficjalnych źródeł jedna z maszyn zderzyła się z ptakiem, choć nieoficjalnie mówi się o skutecznej obronie przeciwlotniczej, która uszkodziła samolot. Pilot wrócił na lotnisko, lecz podobno maszyna warta ok. 90 mln dolarów nadaje się do kasacji.
Od wejścia do służby w 2016 r. rozbiły się 2 takie maszyny. We wrześniu 2018 r. rozbił się F-35B należący do Korpusu Marines, a 9 kwietnia 2019 r. do oceanu spadła japońska maszyna F-35A. W drugim wypadku zginał pilot.
Według oficjalnych raportów amerykańskich w połowie 2018 r. w całym programie F-35 stwierdzono 913 wad i usterek, w tym 64 najwyższej kategorii. To wyraźny postęp oznaczający zmniejszenie o połowę głównych wad technicznych w pierwszej połowie ubiegłego rok. Niemniej istnieje kilka poważnych problemów związanych z użytkowaniem tych maszyn.
Na przykład system serwisowy powoduje, że tajne dane użytkownika są przesyłane do USA i nie można temu zapobiec. Istnieją poważne problemy z zarządzaniem częściami zamiennymi, nie mówiąc o tym, że przy prędkości ponaddźwiękowej uszkodzona może zostać powłoka utrudniająca wykrywanie przez radary. Z kolei piloci mogą być narażeni na ogromny ból z powodu wadliwego systemu wyrównywania ciśnienia w kabinie.
F-35 będą Polskę kosztować krocie
Na szczęście - z punktu widzenia Polski - większość usterek dotyczy wariantów B i C. Dobrą wiadomością dla Warszawy jest także spadająca cena hurtowa oferowana przez producenta. Obecnie mówi się już "tylko" o 81 mln dolarów za sztukę dla armii USA, a w przyszłości cena może być jeszcze niższa. Oczywiście cena zakupu 32 maszyn przez Polskę wraz z pakietami obsługi, szkolenia czy uzbrojenia będzie dopiero negocjowana, ale będzie musiała być wyższa od tej, którą Amerykanie płacą za własne samoloty.
Jeżeli sprawdzą się szacunki, iż mowa o 30 mld złotych bez rozbudowy infrastruktury, to okazać się może, że jej realizacja wymagać będzie cięć innych programów modernizacyjnych. Trzeba przecież pamiętać, że Polska posiada znacznie starsze F-16, jeszcze bardziej leciwe Mig-29 i wiele rosyjskich maszyn, których miejscem powinno być muzeum, a nie współczesne pole walki. To znaczy, że nie ma infrastruktury technicznej, która mogłaby obsłużyć i wykorzystać tak nowoczesne maszyny jak F-35.
F-35 nie mogą być tylko "eksponatem" na defilady
Nie ma najmniejszych wątpliwości, że Lockheed Martin upora się z problemami technicznymi, tak jak 40 lat temu udoskonalano wówczas krytykowane F-16. Cena też będzie spadać. Z kolei polska armia wymaga modernizacji, a dotyczy to nie tylko samolotów wielozadaniowych. Nadal nie mamy śmigłowców, marynarka wojenna jest w rozsypce, a realizowane już programy takie jak zakup Patriotów czy amerykańskiej artylerii rakietowej ma mniejszą skalę niż początkowo sądzono.
F-35 oznaczają skok technologiczny, potencjalny dostęp do najnowocześniejszej myśli technicznej i wojskowej, jak również zacieśnienie relacji obronnych i handlowych z USA. Jeżeli zakup zostanie potraktowany jako szansa na systemowe unowocześnienie spojrzenia na pole bitwy, włączając współpracę z partnerami w NATO i UE z wykorzystaniem najnowocześniejszych rozwiązań wszystkich rodzajów sił zbrojnych, wtedy Polska armia wykona ogromy krok w kierunku zwiększenia bezpieczeństwa kraju.
Równocześnie istnieje ryzyko, że górę wezmą interesy polityczne rządzących. Wtedy rola F-35 ograniczy się do przelotów podczas defilad i ceremonii państwowych u boku nielicznych i niedostosowanych do potrzeb śmigłowców czy pojedynczych systemów artylerii rakietowej. W takim przypadku USA będą mówić o świetnej transakcji i dobrze zarobionych pieniądzach, a Polska o kolejnej niewykorzystanej szansie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl