Ewa Kopacz o podsłuchiwaniu dziennikarzy: miałam zapewnienie, że takie praktyki nie miały miejsca
• Politycy o podsłuchiwaniu dziennikarzy
• Szef MSW: tak wyglądała władza za rządów PO-PSL
• Ewa Kopacz: zapewniono mnie, że takie praktyki nie miały miejsca
• Ryszard Petru: to przerażające
W polu zainteresowania policyjnych specgrup byli dziennikarze - powiedział szef MSWiA Mariusz Błaszczak pytany o audyt prowadzony w Komendzie Głównej Policji, dotyczący publikacji medialnych ws. domniemanego podsłuchiwania dziennikarzy w związku z "aferą taśmową". - Było to za rządów koalicji PO-PSL, która dziś mówi o nadużywaniu zasad sprawowania władzy. Tak wyglądała władza za rządów koalicji PO-PSL. Tak traktowano obywateli i dziennikarzy - podkreślił Błaszczak.
Była premier Ewa Kopacz pytana, czy jako premier wiedziała o podsłuchiwaniu dziennikarzy odparła, że w okresie, gdy była premierem, miała zapewnienie, że "takie praktyki nie miały miejsca". - Miałam zapewnienie od minister spraw wewnętrznych Teresy Piotrowskiej - dodała.
Kopacz podkreśliła, że wszyscy urzędnicy publiczni, którzy "mają jakiekolwiek dowody" na łamanie prawa, jak zakładanie podsłuchów bez zgody sądu, powinni "natychmiast złożyć doniesienie do prokuratury".
Ewa Kopacz zwróciła też uwagę na fakt, że informacje o inwigilowaniu dziennikarzy pojawiły się w momencie, gdy procedowane w Sejmie mają być dwie ustawy: o prokuraturze i o policji. - Dla mnie to dość ciekawa zbieżność w czasie - stwierdziła.
- To jest przerażające - stwierdził Ryszard Petru, lider ugrupowania .Nowoczesna. - Nie uzasadnia to jednak jeszcze ostrzejszych działań PiS - dodał.
Poseł PSL Mieczysław Kasprzak jest zdania, że takie działania służb i urzędników "powinny być rozliczone".
- Jeśli to okaże się prawdą, to będzie oznaczać, że obecne pohukiwania Platformy Obywatelskiej w stosunku do Prawa i Sprawiedliwości o łamaniu standardów prawa, są gestami oportunistów i hipokrytów - stwierdził poseł Tomasz Rzymkowski z Kukiz'15.
Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro wyraził rozczarowanie, że "niezależna prokuratura nie stanęła na wysokości zadania i nie wyjaśniła tej sprawy".
Pod koniec ubiegłego roku nowy komendant główny policji insp. Zbigniew Maj powołał grupę, która ma sprawdzić, czy funkcjonariusze Biura Spraw Wewnętrznych, czyli tzw. policji w policji, podsłuchiwali dziennikarzy.
Jak poinformował we wtorek p.o. rzecznika KGP mł. insp. Marcin Szyndler, przez dwa tygodnie funkcjonariusze Biura Kontroli KGP sprawdzali prawidłowość stosowania kontroli operacyjnej przez policjantów Centralnego Biura Śledczego Policji, Biura Służby Kryminalnej i Biura Spraw Wewnętrznych.
Podczas prowadzonego audytu okazało się, że w KGP działały dwie grupy, które zajmowały się sprawą tzw. afery taśmowej. Pierwsza powołana został w czerwcu 2014 roku, a jej zadaniem było wsparcie Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga w prowadzonym śledztwie dotyczącym nagrywania funkcjonariuszy publicznych w warszawskich restauracjach.
Druga "grupa specjalna" powołana została niespełna miesiąc później - w lipcu 2014 roku; w jej skład weszli tylko funkcjonariusze Biura Spraw Wewnętrznych i miała ona za zadanie "ustalenie ewentualnego udziału funkcjonariuszy organów ścigania w rozpowszechnianiu nagrań ze spotkań funkcjonariuszy publicznych w warszawskich restauracjach" - wynika z informacji KGP. W sumie w skład obu grup wchodziło 29 policjantów.
Z audytu wynika również, że prace drugiego zespołu zakończyły się po roku, a ich efektem było zatrzymanie jednego policjanta, który dokonywał nieuprawnionego sprawdzania w policyjnych systemach informatycznych oraz kilkudziesięcioma rozpoczętymi "formami pracy operacyjnej".
Biuro Kontroli KGP podczas prowadzonego audytu zbadało dokumentację prowadzonych kontroli operacyjnych przez obie działające w KGP grupy. Z kontroli wynika m.in., że do nieprawidłowości dochodziło w dwóch obszarach: były błędy w dokumentowaniu pracy operacyjnej i w prowadzeniu rejestru kontroli operacyjnej.
- Kontrolerzy natrafili na materiały, które świadczą, że w zainteresowaniu śledczych pojawiali się dziennikarze i ich rodziny. Z analizy kontrolowanych dokumentów wynika, że przeprowadzono kilkadziesiąt kontroli operacyjnych wobec NN osób. Z racji upływu czasu i zgodnie z prawem prowadzona dokumentacja (w tym nagrania) została zniszczona - wskazał Szyndler. Jak wyjaśnił, na tym etapie nie ma dowodu na podsłuchiwanie dziennikarzy, chociaż czynności kontrolne za względu na dużą ilość zgromadzonej dokumentacji jeszcze trwają.
Efektem audytu są postępowania dyscyplinarne wobec 7 policjantów i zmiana kierownictwa Biura Spraw Wewnętrznych KGP. Prokuratura zwróciła się do Komendanta Głównego Policji z prośbą o nadesłanie kopii raportu z audytu.