ŚwiatEuroposłowie PiS w Kaszmirze. Dali się wykorzystać w propagandowej grze indyjskiego rządu?

Europosłowie PiS w Kaszmirze. Dali się wykorzystać w propagandowej grze indyjskiego rządu?

Sześcioro europosłów PiS wraz z deputowanymi ze skrajnie prawicowych partii europejskich odwiedziło Kaszmir. Krytycy zarzucają im, że swoją obecnością legitymizują potępiane przez społeczność międzynarodową działania indyjskiego rządu. - Nie będę ingerował w wewnętrzne sprawy Indii. Ale w interesie Polski jest zacieśnianie stosunków z Indiami - mówi WP europoseł Ryszard Czarnecki.

Europosłowie PiS w Kaszmirze. Dali się wykorzystać w propagandowej grze indyjskiego rządu?
Źródło zdjęć: © PAP/EPA | FAROOQ KHAN
Oskar Górzyński

31.10.2019 | aktual.: 31.10.2019 15:56

Odkąd w sierpniu prezydent Indii za pomocą dekretu nagle zniósł autonomię stanu Dżammu i Kaszmir, sporny region został praktycznie odcięty od świata: wstępu na terytorium nie mają ani oficjele ONZ, ani dziennikarze, ani nawet indyjscy posłowie. Mieszkańcy Doliny Kaszmiru są odcięci od internetu, a dostęp do komunikacji mobilnej jest mocno ograniczony.

Pierwszymi zagranicznymi gośćmi wpuszczonymi do indyjskiej części Kaszmiru było 27 deputowanych Parlamentu Europejskiego - niemal wszyscy z prawicowych i skrajnie prawicowych partii. Wśród nich sześcioro deputowanych PiS: Ryszard Czarnecki, Elżbieta Rafalska, Joanna Kopcińska, Kosma Złotowski, Bogdan Rzońca i Grzegorz Tobiszowski. Oprócz PiS, większość delegacji stanowili posłowie z Alternatywy dla Niemiec, Zgromadzenia Narodowego Marine Le Pen, włoskiej Ligi oraz Partii Brexitu.

Poza skrajną prawicą reprezentowani byli chadecy (po jednym pośle z Czech, Słowacji i Włoch), 1 brytyjski liberał oraz włoski socjaldemokrata.

Zagraniczna wizyta delegacji, która spotkała się m.in. z prawicowym premierem Indii Narendrą Modim, od początku wzbudzała wielkie kontrowersje, zarówno w samych Indiach, jak i w Europie. Według krytyków, wizyta miała posłużyć Modiemu dla legitymizacji jego radykalnych działań wobec indyjskiej części Kaszmiru.

Region odcięty od świata

Latem tego roku Indie wysłały do niespokojnego regionu tysiące żołnierzy, wprowadziły godzinę policyjną i radykalne restrykcje dotyczące komunikacji mieszkańców ze światem zewnętrznym. Powodem były zamachy terrorystyczne na indyjskich żołnierzy oraz antyrządowe protesty w Kaszmirze. Władze w Delhi uważają, że za działaniami bojówek stoi Pakistan, który rości sobie prawa do regionu.

Ostatni zamach miał miejsce w niedzielę, na dwa dni przed przyjazdem europosłów. Sześciu funkcjonariuszy indyjskich sił paramilitarnych zostało ranionych granatem w Śrinagarze, stolicy stanu Dżammu i Kaszmir. Od sierpnia za kratki trafiło trzech byłych szefów władz regionalnych oraz tysiące innych osób.

Według indyjskich mediów, celem zaproszenia gości z zagranicy było wywołanie efektu propagandowego: danie odporu krytyce m.in. ze strony amerykańskiego Kongresu i Rady Praw Człowieka ONZ. Miało też utorować drogę do wizyt bardziej prominentnych gości z politycznego głównego nurtu.

"Według źródeł rządowych, celem tej delegacji było kultywowanie relacji z politykami, którzy uciszyliby krytyków polityki wobec Kaszmiru. Fakt, że część z zaproszonych gości to ksenofobiczni, islamofobiczni i antysemiccy politycy z Europy nie miał znaczenia" - czytamy w indyjskiej wersji portalu Huffington Post. W poczet tych postaci portal zaliczył europosła PiS Bogdana Rzońcę, który zasłynął z wpisu na Twitterze, w którym zastanawiał się "dlaczego wśród aborterów jest tak dużo Żydów, pomimo Holocaustu".

Wizytą europejskiej delegacji oburzony był też m.in. jeden z liderów opozycji Anand Sharma z Indyjskiego Kongresu Narodowego. Polityk stwierdził, że zaproszenie prawicowych europosłów w sytuacji, kiedy politycy opozycji nie mają dostępu do Kaszmiru, jest obrazą dla indyjskiej suwerenności i konstytucji.

- Nie będę ingerował w wewnętrzne sprawy Indii, ale byłem zaskoczony, że nie było spotkania w parlamencie z posłami opozycji - mówi WP europoseł PiS Ryszard Czarnecki.

Wizyta nieoficjalna

Dodatkowe kontrowersje wzbudził fakt, że wizyta w Kaszmirze była oficjalnie organizowana przez dwie mało znane indyjskie organizacje zarejestrowane w unijnym rejestrze lobbystów.

Ze składu delegacji wykluczono przy tym potencjalnie krytycznych europosłów. Jak ujawnił brytyjski europoseł Liberalnych Demokratów Chris Davies, organizatorzy wycofali zaproszenie dla niego po tym, jak zażądał swobody poruszania się w Srinagarze i rozmowy z kim będzie chciał.

- Nie zamierzam brać udziału w PR-owej sztuczce dla rządu Modiego i udawać, że wszystko jest dobrze - oznajmił Davies.

Wyprawę europosłów skrytykowali też deputowani brytyjskiej Partii Pracy.

"Grupa skrajnie prawicowych europosłów odwiedzających Kaszmir nie jest w żaden sposób 'oficjalną' delegacją. Nie reprezentują Parlamentu Europejskiego. Represje w Kaszmirze muszą się skończyć i praworządność zostać przywrócona" - napisała na Twitterze europosłanka Labourzystów Theresa Griffin.

Swojego udziału w delegacji bronił jednak Czarnecki. Choć przyznał, że wizyta miała nieoficjalny charakter, stwierdził, że obecność przedstawicieli innych frakcji dowodzi ponadpartyjności przedsięwzięcia. Polityk tłumaczy, że zgodził się przyjechać dla dobra relacji Polski z Indią.

- W ubiegłym roku szef MSZ Indii był w naszym kraju po raz pierwszy od ponad 30 lat. Podziękowałem panu premierowi Modiemu za tą wizytę i wyraziłem nadzieję, że zostanie pierwszym premierem od ponad czterech dekad, który odwiedzi Polskę - mówi Czarnecki. - W naszym interesie jest również pokój i stabilność tego regionu.

Ale od sprawy odcięła się europosłanka PiS Beata Mazurek, która w wizycie nie uczestniczyła.

"Dla jasności: PiS ani ECR nikogo w delegację nie wysyłał" - napisała na Twitterze.

Swojego zdania nie mogą wyrazić natomiast sami odcięci od świata mieszkańcy Kaszmiru, o który Indie i Pakistan toczą spór od ponad 70 lat. Jeszcze zanim odcięto im dostęp do internetu, Taqveem, jeden z aktywistów na rzecz autonomii regionu, sytuację opisywał w następujący sposób:

- My Kaszmirczycy jesteśmy wciśnięci między młotem i kowadłem. Politycy w Indiach i Pakistanie dążą do wojny, aby usatysfakcjonować swoich nacjonalistycznych wyborców. Ale ofiarami jesteśmy my, którzy tu mieszkamy. My wojny nie chcemy - podsumował.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Zobacz także
Komentarze (295)