Europejska podróż Condoleezzy Rice - próbą poprawy stosunków z sojusznikami USA
Sekretarz stanu Condoleezza Rice od Londynu rozpoczęła swoją podróż do Europy i na Bliski Wschód, komentowaną jako wstępną próbę poprawy stosunków z sojusznikami USA, napiętych w czasie pierwszej kadencji prezydentury Busha.
04.02.2005 | aktual.: 04.02.2005 20:01
Zdaniem obserwatorów, fakt, iż główne przemówienie Rice wygłosi w Paryżu, oznacza pojednawczy gest pod adresem Francji - największego spośród członków NATO krytyka wojny w Iraku i całej polityki zagranicznej administracji Busha.
Zaplanowana na tydzień podróż - w czasie której Rice m.in. odwiedzi w sobotę Polskę - ma przygotować wizytę George'a W.Busha w Europie w drugiej połowie miesiąca.
Szefowa dyplomacji USA zatrzyma się też w Berlinie, Paryżu, Brukseli i Luksemburgu. Odwiedzi również Ankarę i Jerozolimę oraz okupowane terytoria palestyńskie na Zachodnim Brzegu Jordanu. W Turcji spotka się z rosyjskim ministrem spraw zagranicznych Siergiejem Ławrowem.
Politolog z Uniwersytetu Georgetown, były dyrektor wydziału europejskiego w administracji prezydenta Clintona, prof. Charles Kupchan sądzi, że istnieją spore szanse na naprawienie mostów w stosunkach transatlantyckich.
Od reelekcji Busha sygnały są, generalnie biorąc, pozytywne - prezydent jasno wyraził zamiar naprawy stosunków z Europą. Są wskazówki, że ekipa Busha nie tylko jest gotowa mówić słuszne rzeczy, ale i wydać trochę politycznego kapitału na rzecz pojednania z Europejczykami - powiedział Kupchan.
Problem polega na tym, czy Bush będzie chciał zmienić swoją politykę, aby wyjść naprzeciw troskom Europejczyków. Za wcześnie o tym sądzić. W pewnych sprawach, jak układ w Kioto czy Międzynarodowy Trybunał Karny, będzie prawdopodobnie nieugięty - dodał.
Kupchan, podobnie jak inni eksperci uważa, że największe nadzieje na współpracę transatlantycką są w sprawie konfliktu izraelsko-palestyńskiego.
Bush nie przeszedł nagłego nawrócenia w kwestii Bliskiego Wschodu - pogodził się tylko z tym, że realizacja niemal wszystkich jego celów w polityce zagranicznej w drugiej kadencji zależy w pewnej mierze od tego, jak skorzysta z okazji stworzonej przez śmierć Jasera Arafata i determinację premiera Szarona, by wycofać wojska ze Strefy Gazy - pisze znany publicysta "Washington Post" Jim Hoagland.
W kwestii Iraku podstawą do pewnego optymizmu jest sukces niedawnych wyborów, ale - jak zwraca uwagę Kupchan - Europejczycy, którzy lubią teoretyczne dyskusje, muszą w rozmowach z Rice być przygotowani, by odpowiedzieć na konkretne pytania, np. ile wyślą do Iraku wojsk lub specjalistów do szkolenia irackich sił bezpieczeństwa.
Kością niezgody - według obserwatorów - będzie prawdopodobnie nadal spór z Iranem.
Europa naciska, by USA włączyły się do prowadzonych przez jej kraje rozmów z Teheranem, w których proponuje się mu rezygnację ze zbrojeń atomowych w zamian za pomoc finansową i technologiczną. Waszyngton opowiada się raczej nie za "marchewką", tylko "kijem", czyli sankcjami.
Eksperci przypominają, że w odróżnieniu od swego poprzednika Colina Powella, Rice jest bliższa neokonserwatystom w ekipie Busha: ministrowi obrony Donaldowi Rumsfeldowi i wiceprezydentowi Dickowi Cheneyowi, zwolennikom jednostronnej polityki USA, nie liczącej się nadmiernie z sojusznikami.
Nie ułatwia to nowej sekretarz stanu dyplomacji na rzecz pogodzenia się ze "starą Europą". Z drugiej strony przypomina się też, że Rice - w przeciwieństwie do Powella - cieszy się pełnym zaufaniem Busha, co sprawia, że jej rozmówcy mogą być bardziej skłonni do wchodzenia za jej pośrednictwem w bardziej wiążące układy z USA.
Tomasz Zalewski