Europa budzi się z (lewackiego) letargu
Miała być interaktywna edukacja seksualna, aborcja jako prawo człowieka, podkopanie klauzuli sumienia i nieograniczony dostęp do antykoncepcji dla nieletnich. Skończyło się na odesłaniu listy życzeń do lamusa. 22 października stosunkiem głosów 351:319 europarlamentarzyści w Strasburgu odrzucili tzw. raport Estreli.
30.10.2013 | aktual.: 30.10.2013 07:53
„To skandal” – nie kryli oburzenia lobbyści LGBT w PE
22 października 2013 r. przejdzie do historii UE jako zimny prysznic dla skrajnie lewicowych parlamentarzystów i ich zaplecza ideologicznego. Odrzucenie projektu rezolucji Komisji Praw Kobiet i Równouprawnienia „w sprawie zdrowia reprodukcyjnego i seksualnego oraz praw w tej dziedzinie” (od nazwiska sprawozdawczyni – portugalskiej deputowanej do PE – nazwanego „raportem Estreli”) zaskoczyło zwolenników upowszechnienia aborcji na życzenie i obowiązkowej seksualizacji nieletnich.
– Antyrodzinne i proaborcyjne lobby popadło już w taką ekstremę, że nawet znany z liberalnego przechyłu Parlament Europejski odmówił zaspokojenia jego żądań. Znaczna część Europy jest zalana propagandą proaborcyjną, antykoncepcją i niemoralną edukacją seksualną, ale dla tego lobby to wciąż za mało, oni dążą do dominacji totalnej – tłumaczył w rozmowie z „Gazetą Polską” Anthony Ozimic, członek Society for the Protection of Unborn Children (SPUC), brytyjskiej organizacji stojącej na straży życia od poczęcia do momentu naturalnej śmierci.
MSZ à la gender
Zdaniem Ozimica, odrzucenie raportu Estreli to ukłon w stronę organizacji obrony życia i rodziny. – Cieszę się, że tak wielu parlamentarzystów zagłosowało przeciwko temu dokumentowi – dodaje. Radość z odrzucenia projektu była też widoczna wśród polityków. – Odesłaliśmy do komisji najbardziej kuriozalny i sfanatyzowany tekst tej kadencji – stwierdził europoseł Konrad Szymański (PiS). Nie wszyscy parlamentarzyści otwierali jednak tego dnia szampana, po stronie rozczarowanych stał np. brytyjski poseł i zdeklarowany homoseksualista Michael Cashmann, współszefujący Intergrupie LGBT w PE. „To zdumiewające, ilu mężczyzn wypowiada się przeciwko prawom kobiet! PE powinien mówić dobitnie, że definiujemy prawa reprodukcyjne i seksualne jako prawa podstawowe w naszej Unii, podstawowe w naszych politykach zewnętrznych, podstawowe w rozwoju”. Zabijanie dzieci podstawą rozwoju? I to w „politykach zewnętrznych”, czyli zagranicznych... PE to jednak bardzo ciekawe miejsce.
Rodzice jako źródło nieszczęść
O jakich prawach człowieka mówi Cashmann i jakie propozycje znalazły się w raporcie Estreli? Jego założenia można w zasadzie sprowadzić do postulatu: ABORCJA I SEKS! Dokument ten jest sumą frazesów charakterystycznych dla skrajnie feministycznych i gejowskich manifestów. Już samo pojęcie „zdrowie reprodukcyjne” i postulat „swobodnego dostępu do niego dla wszystkich” dotyczy tu np. w równym stopniu normalnej pary, jak i dwóch lesbijek, które zapragnęły mieć potomstwo i potrzebują pomocy państwa. Jakiego? W czym? Tego czytelnik może się jedynie domyślać, bo o konkretach nie ma ani słowa.
Hasła zawarte w raporcie budzą niepokój, irytację, są ogólnikowe, jakby autorzy celowo unikali wchodzenia w szczegóły. Aby rozszyfrować ich intencje, trzeba sięgnąć po źródła starsze, a wymienione na wstępie projektu, chociażby raport specjalnego sprawozdawcy ONZ w sprawie „Prawa do edukacji”. O dokumencie tym dowiadujemy się z raportu Estreli zaledwie tyle, że powstał w 2010 r. Ani słowa o tym, że jego sprawozdawca, Vernor Muñoz Villalobos, został ostro skrytykowany przez większość przedstawicieli państw obecnych na 69. sesji ONZ (w tym USA) za przekroczenie swoich kompetencji i nachalną promocję propagandy seksualnej ukrytej pod pojęciem „złożona edukacja seksualna” (comprehensive sexual education – CSE). Przy czym z korzystania z CSE czyni się w tym dokumencie „prawo człowieka” i „podstawowy element dobrego programu nauczania”, zupełnie pomijając istnienie alternatywnych form edukacji seksualnej nakierowanej na poszanowanie człowieka i jego godne wychowanie do życia w rodzinie.
Jak zauważyła Vincenziana Santoro z organizacji „The American Family Association” przy ONZ, w liczącym 21 stron sprawozdaniu Muñoza Villalobosa terminy „seksualny” i „seksualność” padają aż 233 razy, a postulowane przez niego prawo do edukacji seksualnej jest zupełnie oderwane od życia rodzinnego dziecka, ono samo zaś zostało agresywnie wyjęte spod kurateli rodziców.
Rodzice, podobnie jak religia, są postrzegani jako agresorzy przeszkadzający w zdobywaniu wiedzy o różnych praktykach seksualnych i zwalczeniu w sobie „stereotypów” i zahamowań. Przy czym stereotypy dotyczą homoseksualizmu, transseksualizmu, genderyzmu etc. W raporcie Estreli odnajdziemy widoczną inspirację postulatami Muñoza Villalobosa, zwłaszcza tam, gdzie wzywa się władze państw członkowskich UE do wprowadzenia obowiązkowych lekcji wychowania seksualnego już dla uczniów podstawówek (punkt 43), przy czym nauczanie to miałoby się odbywać w atmosferze poszanowania „równości genderowej”. Ponadto młodzież powinna mieć dostęp „do przyjaznych usług zdrowotnych, gdzie nie będzie dyskryminacji ze względu na płeć czy orientację seksualną”, i do których będą mieć dostęp bez zgody rodziców czy opiekunów (punkt 46).
Rewolucja wymierzona w naturalny porządek edukacji
W raporcie: wzywa się państwa członkowskie do podjęcia środków w celu usunięcia wszelkich barier utrudniających dostęp dorastających dziewcząt i chłopców do bezpiecznych, skutecznych, przystępnych cenowo metod antykoncepcji, w tym prezerwatyw (49). Mówiąc otwartym tekstem: jest to żądanie antykoncepcji i aborcji (pojęcie „usługi zdrowotne” są w tym dokumencie bardzo szeroko interpretowane) na życzenie, i to bez wiedzy rodziców. Raport kładzie też nacisk na: promowanie antykoncepcji wśród młodzieży (41), przedstawianie środowiska LGBT wyłącznie w pozytywnym świetle (53), prowadzenie edukacji seksualnej w szkole, ale i poza nią (47) oraz „stworzenie podczas lekcji wolnej od tabu, interaktywnej atmosfery między nauczycielami a uczniami” (44). Zdaniem Anthonego Ozimica treść tych zapisów świadczy o tym, że mamy dziś do czynienia z wojną nie tyle polityczną, ile kulturową. A pomysł „stworzenia interaktywnej atmosfery” umieszczony w tak radykalnym kontekście jest otwartym wezwaniem kadr nauczycielskich do tego, by
zamiast przekazywać uczniom wiedzę o prawdziwych wartościach, wspólnie z nimi (!) odkrywali sposoby na zmaksymalizowanie przyjemności wynikającej z nieskrępowanego życia seksualnego. – Lobby proaborcyjnemu i antyrodzinnemu nie wystarcza już permanentna rewolucja seksualna, oni chcą rewolucji wymierzonej w naturalny porządek edukacji – komentuje Ozimic.
– Nowym poligonem w tej wojnie są nasze szkoły. I dlatego musimy zachęcać rodziców, by z pełną determinacją bronili swoich praw do bycia najważniejszymi wychowawcami swoich dzieci – dodaje. Jego opinię podzielają członkowie Federacji Związków Katolickich Rodzin w Europie (FAFCE), którzy w oświadczeniu przesłanym „GP” stwierdzają: „To rodzice są pierwszymi i najważniejszymi nauczycielami swoich dzieci i mają prawo wyboru dla nich najodpowiedniejszej ścieżki edukacyjnej”. FAFCE przypomina, że pierwszym polem bitwy, gdzie odebrano rodzicom prawo do stanowienia o wychowaniu własnych dzieci, była Szwecja, w której od 1955 r. edukacja seksualna w szkołach jest przedmiotem obowiązkowym, a antykoncepcja i aborcja są dostępne dla nastolatków bez potrzeby pytania o zgodę rodziców.
Odwracanie uwagi
Dlaczego lewicy zależy na tym, by seksualizować nawet małe dzieci, i jak to się stało, że raport Estreli tak łatwo odesłano do komisji, z której przypłynął? Zwróciliśmy się z tymi pytaniami do Ulrike Lunacek, wiceprzewodniczącej Grupy Zielonych / Wolnego Przymierza Europejskiego i współprzewodniczącej Intergrupy LGBT w PE. Lunacek w reakcji na odrzucenie raportu napisała na swojej stronie internetowej, że „ultrakonserwatywny lobbing zapobiegł głosowaniu nad prawami kobiet”. W ślad za nią z oskarżeniami pod adresem „ultrakonserwatywnego lobby” poszły posłanki ze Szwecji i z Hiszpanii, ale to ona jest twarzą ruchu LGBT w PE i sprawozdawczynią projektu „w sprawie strategii UE przeciwko homofobii i dyskryminacji na tle orientacji seksualnej i tożsamości genderowej”, przyjętego 14 października br. w Komisji Wolności Obywatelskich, Sprawiedliwości i Spraw Wewnętrznych. W swoim projekcie Lunacek domaga się od instytucji UE i państw członkowskich m.in. opracowania kilkuletniej strategii do walki z dyskryminacją osób
LBGT na rynku pracy, w dostępie do oświaty, służby zdrowia. W maju br., w programie telewizyjnym „7 dni”, na stronie europarl.tv posłanka, zapytana o swoje zaangażowanie w walkę o prawa mniejszości seksualnych, stwierdziła: „Lesbijki i geje muszą być obecni w życiu publicznym, w każdym zakątku świata, w biznesie, w rodzinach, aby zaszła zmiana w ludzkich sercach i umysłach. Ta walka musi trochę potrwać”.
Zdaje się, że nowa inicjatywa Lunacek to odmrożenie tzw. horyzontalnej dyrektywy antydyskryminacyjnej, która cztery lata temu utknęła w Radzie Unii Europejskiej. Porażka raportu Estreli nie wróży jednak powodzenia nowemu projektowi środowiska LGTB, być może dlatego odrzucenie dokumentu wywołało tak żywiołowe reakcje w tych kręgach. W odpowiedziach udzielonych „GP” Lunacek stwierdza: „Ultrakonserwatywne lobby istnieje nie tylko w PE, ale i poza nim – o czym świadczy masa maili od przeciwników raportu Estreli, jakie wpłynęły do mojego biura”. Posłanka podkreśla, że w części tej korespondencji „padały absurdalne podejrzenia, jakoby projekt sprawozdania miał zmusić państwa członkowskie do zmiany regulacji dotyczących aborcji, a w samym dokumencie było wezwanie do obowiązkowych zajęć z masturbacji dla dzieci w wieku od 0 do 4 lat”. Sprawdziliśmy.
Faktycznie, nawet gdyby projekt przybrał formę rezolucji czy rozporządzenia, i tak nie mógłby zmusić państw UE do uznania aborcji za podstawowe prawo człowieka, ponieważ zgodnie z art. 168 punkt 7 traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej nie ma ona kompetencji, by ingerować w prawo państw członkowskich w tym zakresie. Tu Lunacek ma słuszność. Można więc przyjąć, że postulaty Estreli (z góry skazane na klęskę) sprowadzają się do manipulacji, która miała wyprzedzić i przyćmić zbliżającą się debatę nad inicjatywą obywatelską „Jeden z Nas”. Sprawa dotyczy apelu popartego już przez ponad półtora miliona Europejczyków domagających się zaprzestania finansowania z kasy UE działań związanych z niszczeniem ludzkich embrionów oraz wykonywaniem aborcji. Europa już dawno nie widziała tak mocnego oddolnego sprzeciwu. Nic dziwnego, że postępowcy w unijnych instytucjach i współpracujące z nimi organizacje proaborcyjne usiłują to wyraźne NIE zagłuszyć.
Dla większości lewicowych deputowanych do PE gra toczy się o prestiż i rewolucję obyczajową bis, dla organizacji żyjących z promocji aborcji i antykoncepcji to jednak przede wszystkim walka o dotacje unijne. Dla jednej i drugiej grupy inicjatywa „Jeden z Nas” jest znakiem, że wiatr się zmienił i Europejczycy zaczęli myśleć w kategoriach bardziej konserwatywnych niż jeszcze w latach 80. i 90. (...)
Pełna wersja artykułu w najbliższym numerze tygodnika „Gazeta Polska”. Olga Doleśniak-Harczuk