Eurodeputowani z "koalicji wódczanej" zwierają szyki
Eurodeputowani z tzw. koalicji
wódczanej, czyli siedmiu krajów-producentów tradycyjnie
wytwarzanej wódki z ziemniaków i zboża, nie tracą nadziei, że
Parlament Europejski (PE) przyjmie w przyszłym tygodniu korzystną
definicję tego napoju. Na razie są wciąż w mniejszości.
Na tydzień przed głosowaniem w Parlamencie Europejskim nowego unijnego rozporządzenia w sprawie napojów spirytusowych, eurodeputowani ci próbowali przekonać zagranicznych dziennikarzy o słuszności swego postulatu, tzn. że tradycyjną wódką powinien być nazywany alkohol produkowany ze zboża i ziemniaków, a nie wszelkich produktów rolnych jak chciałaby Komisja Europejska i niemieckie przewodnictwo UE.
Mamy do czynienia z próbą "neokolonializmu - czyli podbojem krajów produkujących wódkę tradycyjną przez producentów wódki z byle czego" - powiedział eurodeputowany Bogusław Sonik (PO). _ Wódka tradycyjna będzie wypierana tak samo jak miało to miejsce z tekstyliami_ - dodał. Ja nie mam nic przeciwko temu, by ktoś produkował wódkę z pomarańczy czy bananów, ale niech wtedy nie nazywa tego alkoholu wódką! - apelował fiński poseł Alexander Stubb. Przypomniał, że Finlandii w negocjacjach członkowskich 12 lat temu obiecano, że kwestia wódki zostanie rozstrzygnięta tak samo jak wina czy whisky.
Na razie posłowie z koalicji wódczanej sa jednak w mniejszości, a podziały w PE przebiegają nie partyjnie, ale raczej narodowo.
Szansę na powodzenie oceniam na 50 na 50 - ocenił optymistycznie Sonik. Za tzw. wąską definicją wódki opowiadają się eurodeputowani z krajów, które są producentami wódki ze zboża i ziemniaków, czyli Polski, trzech poradzieckich krajów bałtyckich (Litwa, Łotwa, Estonia) oraz skandynawskich (Dania, Finlandia oraz Szwecja). Ponadto, jak zapewnił Sonik, udało się już przekonać Słowaków, Słoweńców, Czechów i Węgrów.
To jednak wciąż za mało, by przeforsować odpowiednie poprawki. Zwłaszcza, że w Radzie (ministrów) UE, gdzie toczą się równoległe negocjacje, "koalicja wódczana" ma jak na razie jeszcze mniejsze poparcie niż w PE.
Zdaniem Sonika, na niekorzyść działa też to, że sprawozdawca PE w sprawie definicji wódki, niemiecki poseł CDU Horst Schnellhardt otwarcie popiera niekorzystną zdaniem "koalicji wódczanej" propozycję kompromisu zaproponowaną w marcu przez niemieckie przewodnictwo w Radzie UE. Nie zależy mu na znalezieniu kompromisu w Parlamencie Europejskim.
Sonik z oburzeniem komentował też sposób prowadzonych przez Niemcy negocjacji. Jako dowód przekazał dziennikarzom list, wysłany w ubiegłym tygodniu przez niemieckie przewodnictwo do 25 rządów państw UE, w którym Berlin namawia rządy do przekonywania swoich eurodeputowanych do poparcia niemieckiej propozycji - znanej od marca - w przyszłotygodniowym głosowaniu.
Tę propozycję jeszcze w marcu zdecydowanie odrzuciły dwa kraje: Polska i Litwa.
I to te dwa kraje jako jedyne nie były adresatami listu z Berlina.
Minister rolnictwa Andrzej Lepper, który był we wtorek w Luksemburgu nie był jednak oburzony. Niemiecki list ma charakter techniczny, a nie polityczny. Polskie stanowisko jest jasne- przypomniał Lepper. Niemcy zaproponowały w marcu podział wódki na dwie kategorie. Produkowana z surowców "tradycyjnych", czyli - tak jak w Polsce - z ziemniaków i zboża, byłaby nazywana po prostu wódką. Skład wódek z innych surowców, a także wódki "tradycyjnej" z dodatkami smakowymi, musiałby być wykazany gdzieś na butelce. Rzecz w tym, że producent będzie miał pełną swobodę, jak to zrobi, czyli - jak ironizują obrońcy tradycyjnej wódki - nic nie stoi na przeszkodzie, by napis +wyprodukowano z bananów+ pojawił się np. na korku, czy dnie butelki".
Zastrzeżenia wobec propozycji Berlina poza Polską i Litwą, w negocjacjach w Radzie UE zgłosiły także Dania i Szwecja, choć mniej zdecydowanie i podnosząc inne argumenty przeciw. Te dwa kraje są zdania, że zaproponowane oznakowanie wprowadza w błąd konsumentów. Cała czwórka i tak nie ma jednak wystarczającej większości blokującej w unijnej Radzie Ministrów, by sprzeciwić się proponowanym przez Niemcy zapisom.
Propozycja niemiecka jest korzystna dla W. Brytanii, Francji i Niemiec, gdzie na dużą skalę wytwarza się wódkę z surowców "nietradycyjnych", jak winogrona czy banany.
Polska deklarowała, że jest gotowa zgodzić się na nazywanie alkoholu produkowanego z surowców innych niż zboża i ziemniaki (a także melasa z buraków cukrowych) "wódką" pod warunkiem, że będzie ona wyraźnie oznaczona jako "nietradycyjna".
Walką o "tradycyjną wódkę" będzie trudna do wygrania także dlatego, że po stronie szerokiej definicji jest komisarz UE ds. rolnictwa Mariann Fischer Boel. W niedawnym wywiadzie dla PAP powiedziała, że "upiera się przy swojej definicji wódki, która nie dyskryminuje żadnych specyficznych produktów rolnych i jest zgodna z zasadami WTO (Światowej Organizacji Handlu)". Moja propozycja zakłada, że poniżej na etykiecie - dla informacji konsumentów - musiałby znaleźć się zapis, czy wódka pochodzi z ziemniaków, zboża, czy winogron - tłumaczyła Dunka.
90 proc. wódki na świecie produkuje się ze zbóż i ziemniaków.
Inga Czerny