Erka bez lekarza
47-letni mężczyzna z Chmielna został
porażony prądem. Do wypadku przyjechała karetka bez lekarza.
Sanitariusze nie wiedzieli, jak się zabrać do reanimacji.
Mężczyzna wkrótce zmarł - pisze "Gazeta Wrocławska", powołując się
na relacje świadków zdarzenia.
Żona zmarłego Alina P. uważa, że gdyby przyjechał lekarz, jej mąż pewnie by żył. Zapewnia, że nie zostawi tak tej sprawy. Dyrektor pogotowia w Jeleniej Górze Krystyna K. twierdzi, że zespół nie popełnił żadnego błędu.
Do tragedii doszło w Zbylutowie, niewielkiej wsi obok Lwówka Śl. Zdzisław P. pomagał znajomym przy robotach budowlanych. W pewnym momencie doszło do porażenia prądem.
To był szok - powiedziała gazecie Anna C., świadek zdarzenia, z wykształcenia pielęgniarka, która wraz z mężem rozpoczęła akcję reanimacyjną kilka sekund po wypadku. Twierdzi, że udało się przywrócić poszkodowanemu oddech.
Na miejscu dość szybko pojawiła się erka. Niestety, nie było w niej lekarza. Byłam przerażona pracą pielęgniarzy - mówi Anna C. "Jeden z mężczyzn wziął się za reanimację, ale robił to nieprawidłowo. Pan Zdzisław był po operacji krtani, miał rurkę. Tymczasem ratujący zaczął wdmuchiwać mu powietrze przez usta. Gdy zwróciłam mu uwagę, przestał i odszedł" - relacjonuje kobieta w rozmowie z "GWr".
Dyrektor pogotowia Krystyna K. uważa, że zespół reanimacyjny zachował się prawidłowo. Dodaje, że posiada opinię biegłego, według której mężczyzna zmarł zaraz po porażeniu. A karetka była bez lekarza, bo jest okres urlopowy i przez kilka dni nie udało się znaleźć zastępstwa.
Sytuacja jeleniogórskiego pogotowia może znacznie się pogorszyć. W powiatach: jeleniogórskim, lubańskim, kamiennogórskim i lwóweckim jest 5 zespołów reanimacyjnych. Według wytycznych Narodowego Funduszu Zdrowia, od 1 lipca br. liczba zespołów powinna zmaleć do trzech - pisze "Gazeta Wrocławska".